LXIII

821 54 5
                                    

Camila pov

Moja znajomość z Jackie weszła na wyższy poziom. Przemyślałam sobie wszystko i przeanalizowałam całe swoje dotychczasowe życie. Muszę wziąć się w garść i zacząć żyć, bo faktycznie zostane smutną i samotną wdową na wieki.

Od kilku dni mam okropne problemy z Cameronem, poszedł do nowej szkoły i chyba nie do końca oswoił się z tym wszystkim. Do tego brak Lauren..

- Cameron, proszę Cię spóźnimy się. - Westchnęłam, bo mój syn miał na mnie kompetnie wywalone.

- Nie chce tam iść. - Stanął naprzeciwko mnie i wbił we mnie wzrok. Jest już taki duży.

- Musisz chodzić do szkoły, kochanie, a ja muszę iść do pracy. - Otworzyłam szafę w korytarzu i wyjęłam białe tenisówki.

- Nie muszę. - Burknął.

- Cameron, masz dziesięć sekund na ubranie butów. - Powiedziałam ostro.

- Nienawidzę Cię. - Zaczął ubierać buty, a moje serce rozpadło się na milion kawałków. W oczach zebrały się łzy.

- Słucham? Co Ty powiedziałeś?

- Nienawidzę Cię, gdyby mama L tu była to sprzątnęłaby tego psa z Naszego domu. - Szczeka opadła mi do kostek. Jak On może tak mówić?! - Chce jechać do babci po szkole. - Założył swój plecak na ramiona i wyminął mnie w progu.

Chyba czas porozmawiać z Clarą, jestem pewna, że to Ona wpaja mu takie bzdury! I co to za słownictwo?! Nienawidzi mnie?! Pies?!

Po odstawieniu mojego syna do szkoły udałam się do pracy, usiadłam za biurkiem przeglądając faktury drukarni i zatopiłam się w swoich własnych myślach.

Nagle przyszedł sms od Jackie, w którym zapytała czy idziemy dziś na kolacje. Postanowiłam odmówić i spędzić ten wieczór z Cameronem, porozmawiać z Nim.

Czas minął mi bardzo szybko, więc po pracy pojechałam do rezydencji Jaureguii, bo Clara dziś odebrała Camerona, tak jak chciał.

Weszłam do środka i przywitałam się po drodze z Sędzią, a potem wybiegająca z domu w pośpiechu Tylor.

W kuchni zastałam Clare gotującą coś i Camerona przy stole, który odrabiał lekcje.

- Dzień dobry. - Podeszłam do syna i pocałowałam go w skroń, ale jakby w ogóle mnie nie zauważył.

- Co Ty tu robisz, Camilo? - Clara niepewnie podeszła i objęła mnie od niechcenia. Odkąd poznała Jackie Jej zachwianie w stosunku do mnie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.

- Przyjechałam porozmawiać.

- Och, o czym? Wszystko gra? - Udawała przy Cameronie i podała mu sok.

- Dziękuje babciu. - Uśmiechnął się do Niej serdecznie. Co za gówniarz!

Po kilku minutach otrzymałam herbatę i usiadłam z Clarą w salonie. Ta jak gdyby nigdy nic degustowała swoją herbatę obrażona na cały świat.

- Cameron ma swój dom. Jego miejsce jest przy mnie. - Powiedziałam bez ogórek.

- Czyżby? Możemy zapytać Go czy chce wracać do domu. - Zrobiła cudzysłów w powietrzu przy słowie dom.

- Jak śmiesz? - Nie wytrzymałam.

- O co Ci chodzi? Masz przynajmniej dużo wolnego czasu. - Wzruszyła ramionami.

- Żartujesz sobie? - Czułam, że zaraz się porycze jak małe dziecko. Musiałam trzymać nerwy na wodzy. - Ile mam czekać? Mam już zawsze być sama, bo Twoja córka siedzi w mamrze? - Wbiła we mnie wkurzone spojrzenie.

Nie potrafisz mi się oprzeć | CAMRENWhere stories live. Discover now