♠️7 ~ Noc♠️

813 43 2
                                    

Trzęsącą się lekko ręką, roztrzaskałam szkło ochronne, osłaniające przycisk całkowitego wyłączenia. Nie zastanawiając się przez chociaż chwilę, wcisnęłam z całej siły czerwony przycisk.

Sentincus nagle znieruchomiał, a po chwili upadł na ziemię powodując ogromny hałas spadających metalowych części.

Spojrzałam na Belovę, która wpatrywała się we mnie z wyrazem całkowitego zaskoczenia.

- Masz - powiedziałam cicho, rzucając jej sporą apteczkę, którą również znalazłam w Sentincusie.

- Ale, co, jak?.. - usłyszałam od jasnowłosej

- Ja.. Lepiej nie będę się tłumaczyć - powiedziałam szybko.

Rosjanka patrzyła się na mnie szeroko otwartymi oczami.

Przepraszam - powiedziałam cicho po polsku, wyskakując z mojego więzienia w zimną, listopadową noc.

*miesiąc później - grudzień *
POV : Y/n

Minął już cały miesiąc od pamiętnych wydarzeń u Avengers.
Jak widać dali sobie spokój z szukaniem mnie.
Niby ta sytuacja była już dawno, ale w mojej głowie cały czas odtwarzały się wydarzenia z tamtych dni. Nie wiedziałam nic szczególnego, oprócz tego że Belova przeżyła. Prawdopodobnie dzięki mnie, ale wolałam raczej o tym zapomnieć, rozpoczynając kolejne "nowe życie".

Tym razem zatrudniłam się jako barmanka i jednocześnie kelnerka w pewnym meksykańskim barze. Znajdował się on na ostatnim piętrze jednego z wieżowców w Nowym Jorku, a dokładniej na 103 piętrze. Wyżej nie było nic, nawet poddasza.

Za dnia do tego baru przychodziły ubogie rodziny - najczęściej z dziećmi, aby zjeść coś taniego na mieście, oraz przy okazji zabawić dzieci moim widokiem.

Dlaczego to mój widok zabawiał dzieci?
Miałam bowiem założoną non stop jakąś regionalną meksykańską maskę. Tak więc pracowałam za dnia jako animator dla dzieci i miła kelnerka, a wieczorem?

Tu sprawa się nieco komplikowała, ponieważ wieczorem, to w miarę miłe miejsce, zmieniało się w mocno podejrzany bar, będący miejscem spotkań dilerów różnych ciekawych ( i z pewnością nielegalnych) substancji.

Mój aktualny szef Marcos, (który nawiasem mówiąc był moim starym kolegą z nieciekawych czasów) pozwolił mi nosić maskę również przez wieczór i kawałek nocy, aż do zakończenia pracy baru, w celu zachowania prywatności, za co byłam mu bardzo wdzięczna.

Kiedy wybijała godzina 3 nad ranem, bar był zamykany, a jedyną osobą, która tam zostawała, byłam ja. Wówczas moja praca zmieniała się w nocnego stróża.

Może te wszystkie "prace" wydają się razem bardzo męczące, ale wynagrodzenie jakie otrzymywałam było wystarczające, a na dodatek, bar był również moim mieszkaniem i miejscem schronienia. Wiedziałam doskonale, że Marcos bardzo poszukiwał kogoś do takiej pracy, ze względu na bezpieczeństwo baru.
Póki co, podczas mojej pracy jeszcze nigdy nikt się tu nie wkradł w nocy.

*

*

*

*

*

*

*

*

*

*

*

*

Spojrzałam na zegarek - była już godzina 2:49, czyli było już bardzo blisko do czasu zamykania lokalu.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i z ulgą zauważyłam wychodzących ostatnich klientów. Oprócz mnie, w lokalu pozostał już tylko Marco.

Ziewnęłam potężnie i przetarłam szarą szmatką stojące na barku szklanki.
Zauważyłam Marco, wychodzącego ze swojej klitki, (którą nazywał swoim gabinetem) lekko chwiejnym krokiem.

- Pa..papaapa Y/n - wybełkotał

Spojrzałam mu w oczy. No tak.
Jego źrenice były olbrzymie, krok chwiejny, a głos bełkotliwy - nie miałam więc żadnych wątpliwości, że coś brał.
Wolałam nie wiedzieć co.

- Tak, tak, udanej podróży do domu Marco - odpowiedziałam szybko.

Chłopak wykonał coś w rodzaju krzywej próby salutowania i wytoczył się z drzwi wejściowych do windy.

Odetchnęłam z ulgą. Schowałam szmatkę do szuflady, a następnie ją zamknęłam i zgasiłam światło w całym barze. Następnie udałam się do swojego pokoju.
Zmęczona po pracowitym dniu, rzuciłam się na materac, rzucając maskę na podłogę i przykrywając się cienkim kocem. Nie zdejmowałam  ubrań bo i tak dzięki nim, było mi ociupinkę cieplej.Trochę zimno, ale lepszy rydz niż nic. Zamknęłam oczy i zaczęłam próbować zasnąć.

Już prawie że odpływałam w objęcia Morfeusza, gdy nagle usłyszałam dziwny szelest. Otworzyłam szeroko oczy i porwałam się szybko z łóżka, zakładając pospiesznie maskę.

C H O L E R A   J A S N A, jeśli ktoś tutaj jest, to muszę się go jak najszybciej pozbyć, w końcu teraz za całą restaurację odpowiadam ja. Chyba moim jedynym aktualnym plusem jest to, że ktokolwiek tu jest, z pewnością nie wie, że zaraz będzie miał do czynienia z dziewczyną szkoloną w Red Roomie. Łatwo nie będzie.

Chwyciłam kieszonkową latarkę i postanowiłam udać się do kuchni, w celu uzyskania jakiejś broni i wciśnięcia włącznika światła w całym  mieszkaniu.

Przecisnęłam się przez szparę w drzwiach i ruszyłam szybkim krokiem do kuchni.
Po chwili znowu usłyszałam szelest, tym razem dochodzący z kuchni.

No teraz to nie byłam taka pewna czy chcę iść do kuchni.

𝐉𝐄𝐒𝐓𝐄𝐌 𝐖 𝐍𝐈𝐄𝐁𝐈𝐄 || ʸᵉˡᵉⁿᵃ ᵇᵉˡᵒᵛᵃ ˣ ʳᵉᵃᵈᵉʳWhere stories live. Discover now