– Chwila, od początku wiedziałeś kto jest szpiegiem Dominka? – Mike zmarszczył brwi. – Dlaczego nic nie mówiłeś od razu po tym, jak do nas przybyłeś?!

– Stwierdziłem, że zostawię wam te zagadkę, a ja nie będę mieszał się w sprawy Tropicieli, a poza tym i tak uznawaliście mnie za zdrajcę – wzruszył obojętnie ramionami. – Chyba nawet już to ci mówiłem Mike. – Potarł podbródek, jakby się nad tym zastanawiał, ale po chwili machnął ręką. – Dobra, mamy tu Julie do uratowania – mówiąc to, przeciągnął się niczym kot. – Pogadamy o tym wszystkim, gdy już będziemy siedzieli w świetlicy Anloss przed durnym serialem i z kubkiem herbaty w ręce – westchnął i podszedł do przyjaciół, po czym spojrzał na Christiana. – Ja ich przeniosę. Pan niech przypilnuje moich rodziców i Melissy. Mam już serdecznie dość tego całego gówna... ­– mruknął pod nosem, a po chwili chwytając przyjaciół za ramiona, zamknął oczy i skupił w sobie niemal całą moc.

Nigdy nie teleportował tylu osób w tym samym czasie. Nie czuł bólu, wywołanego użyciem nadmiaru mocy – tylko ze względu na swoją chorobę – ale wiedział, że jego moc w tej chwili wręcz chciała rozerwać go od środka. Po prostu po jakimś czasie otworzył oczy, a wtedy już znajdowali się na klatce schodowej, prowadzącej na niższe piętra Carmest.

Mike w międzyczasie utworzył z magii niewielką kulę światła, przypominającą te, które często tworzył Sebastian. Jednak była o wiele mniejsza i posiadła bledsze światło.

– Krwawisz. – Zauważył Mike, spoglądając na Lucasa zaniepokojony. Soren jedynie uniósł dłoń i starł strużkę krwi, sączącą się z jego nosa.

– To nic... ­– Skierował swoje spojrzenie, na czerwone ślady na dłoni.

– Dotarłeś już do granicy swojej mocy, prawda? – Will wyjął jednorazową chusteczkę z kieszeni kurtki i wcisnął ją w dłoń starszego.

– Nie wiem – mruknął jedynie w odpowiedzi, wycierając dłoń i jednocześnie schodząc po schodach w dół.

Zach niemal od razu zrównał się z Sorenem, bacznie obserwując otoczenie. Wokół panowała cisza, pomijając ciche stąpanie butów po kamiennej nawierzchni schodów. Zach sunął dłonią po zimnej ścianie, przypominając sobie, jak jeszcze rok temu prowadził tymi schodami więźniów swojego ojca na przesłuchania czy po prostu po to, aby ich uwięzić. Skrzywił się na to wspomnienie. W głębi serca miał nadzieję, że już nigdy nie zawita w progu drzwi Carmest – miejsca, gdzie spędził niemal całe swe dzieciństwo. Nie chciał wracać do tych czasów, chciał wymazać wszystkie wspomnienia, ale ilekroć skanował znajome zakątki wzrokiem, wszystko uderzało w niego niczym grom z nieba. W pewnym momencie zacisnął powieki, chcąc odciąć się od napływających wspomnień, ale w tej samej chwili poczuł jak na kogoś wpada. Oszołomiony spojrzał na Lucasa, który stał i wpatrywał się w pustą przestrzeń przed sobą. Chwilę później dołączył do niego Mike i Will.

Znajdowali się już na jednym z najniższych pięter, a w zasadzie wręcz po środku długiego, pustego i słabo oświetlonego korytarza. Pomieszczenie było całkowicie puste, a słabe światło lamp odbijało się od idealnie gładkich oznakowanych drzwi, za którymi kryły się rozmaite pomieszczenia, czy po prostu kolejne schody na niższe piętra. Lucas pamiętał, gdy w jednym z tych pokoi sam przesiadywał słysząc dźwięki łamiących się jego własnych kości, gdy ludzie Dominika starali się wydobyć z niego jakiekolwiek informacje, tuż przed jego ucieczką z tego miejsca.

– Coś mi tu nie pasuje... Gdzie strażnicy? – spytał sam siebie Lucas. W tym samym czasie Will nacisnął na słuchawkę.

– Ethan, jest ktoś w okolicy? – spytał, stając bliżej przyjaciół i rozglądając się dokoła.

Naznaczeni ||𝕋𝕣𝕪𝕝𝕠𝕘𝕚𝕒||Onde histórias criam vida. Descubra agora