To Tylko Zabawka *Yaoi*

By SaishitNiwa13

607K 23.8K 23.6K

*Uwaga! Opowiadanie zawiera wątki homoseksualne, niewolnictwa oraz uprzedmiotowienia człowieka. Nie lubisz, n... More

I.
II.
III.
IV.
V.
VI.
VII.
VIII.
IX.
X.
XI.
XII.
XIII.
XIV.
XV.
XVI.
XVII.
XVIII.
XIX.
XX.
XXI.
XXII.
XXIII.
XXIV.
XXV.
XXVI.
XXVII.
XXVIII.
XXIX.
XXX.
XXXI.
XXXII.
XXXIII.
XXXIV.
XXXV.
XXXVI.
XXXVII.
XXXVIII.
XXXIX.
XL.
XLI.
XLII.
XLIII.
XLIV.
XLV.
XLVI.
XLVII.
XLVIII.
XLIX.
L.
LI.
LII.
LIII.
LV.
LVI. (Epilog)

LIV.

6.5K 397 350
By SaishitNiwa13

Następnego dnia zjedliśmy razem śniadanie, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Spodziewałem się raczej, że skoro poświęcił mi czas wczoraj, to dzisiaj przez cały dzień będzie musiał nadrabiać zaległości w pracy.

Praktycznie cały czas jedliśmy w milczeniu, zupełnie jakby nie było o czym rozmawiać, a przecież to nieprawda. Chciałem go zapytać, czy ta noc coś zmieniła. Dla mnie ten seks był czymś więcej niż tylko wypełnianiem przykrego obowiązku. No i liczyłem na to, że z jego strony nie był to tylko nic nie znaczący prezent urodzinowy.

- Chciałbyś może przejechać się do miasta? - zapytał w pewnym momencie, wyrywając mnie z zamyślenia. - Chcesz coś sobie kupić?

Nie wiem dlaczego, ale z jakiegoś powodu wyczułem podstęp w tym pytaniu.

- Raczej nie ma takiej potrzeby - odparłem ostrożnie. - No chyba, że ty chcesz jechać.

- Ja nie - powiedział szybko. - Po prostu się zastanawiałem, czy chciałbyś jechać na zakupy. Sam. Bez nadzoru.

- Sam? - powtórzyłem zaskoczony faktem, że w ogóle rozważa taką opcję.

On tylko pokiwał głową na znak, że tak właśnie jest.

- Bez ciebie? - nadal nie mogłem w to uwierzyć.

Z jakiegoś powodu nie wydawało mi się to dobrym pomysłem. Poza tym dlaczego tak nagle z tym wyskoczył? Przecież to niemożliwe, by aż tak mi ufał. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że coś knuł. Chociaż może po prostu nie potrafiłem wyzbyć się swojej nieufności i we wszystkim doszukiwałem się drugiego dna? Paranoja...

- Nie chcę - powiedziałem w końcu. - Nie czuję się na to... Wątpię, żebym dał radę...

- Mogę poprosić któregoś z ochroniarzy, żeby cię zawiózł, a później odebrał - nalegał.

- Aż tak ci zależy, żeby pozbyć się mnie z domu? - odważyłem się zapytać.

Mężczyzna wydawał się zaskoczony moim pytaniem. Odłożył sztućce i spojrzał na mnie poważnie.

- Przecież chciałeś spróbować normalnego życia - stwierdził, jakby to było oczywiste. A nie powinno być.

Uciekłem od niego wzrokiem. Zdecydowanie nasza relacja pana i niewolnika uległa od pewnego czasu zmianie.

- Nie będę przecież przez cały czas prowadzić cię wszędzie za rękę - stwierdził takim tonem, jakby męczyła go ta rozmowa. - Nie chcesz spróbować iść sam?

- Skąd wiesz, że nie ucieknę? - zapytałem, udając, że wcale nie czuję zdenerwowania. - Puszczenie niewolnika samego, to chyba nie jest dobry pomysł.

- ''Niewolnika'' - powtórzył głucho. Co to niby miało znaczyć?

Rick wstał z krzesła, co trochę mnie zaniepokoiło. Jednak on nie skierował się w moją stronę.

- Nie uciekniesz - oznajmił tonem, który sugerował, że ma tego całkowitą pewność.

- Jesteś tego taki pewien? - spytałem mimo wszystko.

Tym razem do mnie podszedł. Wzdrygnąłem się, gdy zatrzymał się naprzeciwko, ale starałem się nie okazywać strachu. Co prawda nie przewidywałem raczej, żeby to się dla mnie źle skończyło, ale wolałem nie ryzykować.

Oparł się ręką o blat i pochylił w moją stronę. Użyłem całej swojej siły woli, byleby tylko się teraz przed nim nie cofnąć.

- Brzmisz, jakbyś wolał, żebym zamknął cię w pokoju - stwierdził z uśmiechem.

- Pewnie jeszcze w sypialni, co? - prychnąłem zanim zdążyłem ugryźć się w język.

Co się ze mną dzieję? Nigdy się nie nauczę...

Spojrzałem na niego ostrożnie, on jednak po prostu się zaśmiał. Odebrałem to jako dobry znak, odetchnąłem z ulgą, bo znaczyło to, że się na mnie nie obraził.

- Skoro nalegasz - zaśmiał się.

Pocałował mnie krótko, po czym się odsunął. Zaskoczył mnie ten gest. Rick zawsze potrafił mnie zaskoczyć.

- Pojadę - powiedziałem w końcu.

Chciał już odejść, ale mój głos go zatrzymał. Odwrócił się z powrotem do mnie. Speszył mnie jego wzrok, dla bezpieczeństwa postanowiłem go unikać.

- Jednak? - zaśmiał się wyraźnie, rozbawiony moją nagłą zmianą zdania.

- Mhm... - mruknął tylko.

Nadal nie byłem przekonany co do tego pomysłu. Nie mogłem zaprzeczyć, że ucieszyło mnie to, że chce mi dać trochę wolności, ale mimo wszystko poczułem się trochę przytłoczony tą perspektywą samotnego wyjścia.

- Pewnie się zgubię - odparłem ponuro.

- Poradzisz sobie - stwierdził przekonany.

Jakiś czas później Mark zawiózł mnie do centrum, w którym byłem już kiedyś z moim panem. To znaczy Rickiem...

Przyglądałem się każdemu mijanemu przez nas budynkowi. W dłoniach cały czas ściskałem niebiesko-szarą plastikową kartę, którą dał mi Rick. Nigdy wcześniej nie używałem karty kredytowej. Próbował mi wszystko wyjaśnić, ale nie zrozumiałem z tego zbyt wiele. Nie wiem nawet dokładnie, ile jest tam pieniędzy. Powiedział też, że jeśli będę potrzebował ''kodu'' do niej, to mam wpisać wczorajszą datę. Dzień, potem miesiąc. Moje urodziny.

- Czy ty umiesz w ogóle korzystać z karty? - zainteresował się Mark, gdy byliśmy już na miejscu.

- Tak, poradzę sobie - zapewniłem go.

- Jesteś pewien? - dopytał.

Nie.

- Tak - odpowiedziałem szybko.

Potem Mark jeszcze raz upewnił się, czy czuję się na siłach, żeby iść sam. Skłamałem, że tak. Wtedy powiedział, że spotkamy się w tym samym miejscu za dwie godziny i odjechał. Jak dla mnie to i tak aż za nadto czasu.

Chodziłem po sklepach, nie za bardzo wiedząc, czego mam szukać, więc ostatecznie niczego nie kupiłem. Wyszedłem na zewnątrz.

Gdzieś daleko między budynkami, dostrzegłem wieże z zegarem. Byłem pewien, że nie minęło wiele czasu, odkąd Mark mnie tu przywiózł.

Ciekawe co by było, gdybym naprawdę próbował uciec. Przecież już raz to zrobiłem. Rick w ogóle by się tym przejął? Pewnie tak, w końcu gdybym wygadał się policji, miałby spore problemy.

Nie wiedziałem, gdzie dokładnie chcę iść. Po prostu szedłem przed siebie. Pogrążony w myślach, wszedłem na przejście dla pieszych.

Nagle ktoś odciągnął mnie do tyłu, a tuż przede mną przejechał samochód.

Nie rozumiem, przecież świeciło zielone... Spojrzałem na sygnalizację. Czerwone...

- Uważaj, przejścia potrafią być zdradzieckie - oświadczył chłopak, stojący za mną.

- Dzięki... - wymamrotałem.

- Nie ma sprawy. - Uśmiechnął się do mnie. - Nic sobie nie zrobiłeś?

- Nie, chyba nie...

Nie wydawał się zbytnio zaniepokojony tym, co mogło się chwilę temu wydarzyć, jakby potencjalna śmierć była dla niego czymś zupełnie normalnym i do zaakceptowania.

Przyjrzałem mu się uważnie. I z tego co widziałem nie tylko ja jeden. Obok niego stał drugi chłopak, trochę od niego niższy, ale chyba byli w tym samym wieku. On akurat patrzył na niego tak, jakby zdziwiło go, że jego towarzysza w ogóle obchodzi coś takiego jak życie i zdrowie drugiej osoby.

Rzeczą, która najbardziej przykuwała moją uwagę w moim ''wybawicielu'' był tatuaż. Czarny łańcuch naokoło lewego nadgarstka.

Zainteresował mnie. Wcześniej nie miałem wielu okazji do oglądania ich. Nie zauważyłem, żeby Rick jakiekolwiek miał, widziałem tylko ten, który był oznaczeniem z ośrodka Kiry.

- No co? - zapytał chłopak.

Jego głos szybko wyrwał mnie z zamyślenia, ale jak się okazało, nie mówił do mnie. Jego uwaga skupiona była na niższym chłopaku.

- Nic - mruknął, cofając się trochę.

- Musisz mu wybaczyć. - Ten wysoki uśmiechnął się do mnie przepraszająco. - Zachowuje się, jakby wychowywał się w jakiejś klatce.

- Coś o tym wiem - westchnąłem.

Zaśmiał się na te słowa. Jego przyjacielowi chyba nie było do śmiechu.

- Nie będziemy ci już zawracać głowy - stwierdził. - Uważaj na siebie.

Zaraz po tym odeszli. Patrzyłem za nimi aż nie zniknęli mi w tłumie. Choć na pewno byli w podobnym wieku, to ten wyższy zachowywał się dużo pewniej, drugi natomiast... sprawiał wrażenie, jakby się czegoś bał.

Pewnie ja i Rick wyglądaliśmy tak samo. Ich reakcja strasznie kojarzyła mi się z relacją pana i niewolnika.

Ostatecznie wróciłem do galerii i poszedłem do księgarni. O dziwo udało mi się kupić kilka książek bez niczyjej pomocy. Nawet nie było to takie trudne. Następnie poszedłem na parking i czekałem na Marka.

Miałem jeszcze trochę czasu, więc zacząłem czytać. Wciągnąłem się w historię tak bardzo, że nawet nie zauważyłem, kiedy przyjechał.

- Widzę, że jednak udało ci się coś kupić - zaśmiał się, wysiadając z samochodu.

- Tak... - odparłem speszony.

- Dasz mi chwilę? - zapytał niespodziewanie.

- Jasne. - Nie widziałem powodu, czemu miałbym odmówić.

- Muszę zapalić - oznajmił, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.

No tak, papierosy. Prawie zapomniałem, że mam u siebie paczkę od Kiry. Muszę coś z nią zrobić. Jeśli Rick je znajdzie, to to zniszczy wszystko, co się ostatnio między nami wydarzyło.

- Chcesz? - zapytał mnie, widząc, że wpatruję się w kartonik, który trzyma.

- Nie. Nie palę - powiedziałem szybko.

Mark w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. Wyjął jednego i schował resztę do kieszeni.

- Jak było? - zapytał nagle. - Jesteś jakiś przygaszony.

To aż tak widać?

Musiałem się nad tym namyślić. To nie tak, że mi się nie podobało. Powinienem cieszyć się każdym przejawem wolności jaką dostaję, ale mimo to...

- Chyba jednak nie lubię chodzić sam - odpowiedziałem w końcu.

- Wolałbyś, żeby był z tobą pan Rick? - bardziej stwierdził niż zapytał.

- Tak - powiedziałem bez zastanowienia.

Mark się zaśmiał. Pokręcił głową i podpalił końcówkę papierosa za pomocą zapalniczki.

- Z czego się śmiejesz? - zapytałem lekko zirytowany.

Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Poczułem, że zaczynają mnie piec policzki.

- Z niczego. - Nadal się śmiał, po czym zaciągnął się papierosem. - Cieszę się, że wam się układa.

Nie wiedziałem jak mam odebrać jego słowa. Czy nam się układa?... Jest na pewno lepiej niż było. Nie chciałbym tego zepsuć.

Po jakimś czasie przyjechaliśmy do rezydencji. Od razu poszedłem do swojego pokoju. Odłożyłem nowe książki na biurko obok torby, w której dostałem mangi od Kiry. Nie byłem pewien, czy nie powinienem jej ich oddać po przeczytaniu... Może gdyby udało mi się ją namówić na to, żeby wzięła je z powrotem, to mógłbym też wrzucić tam to opakowanie papierosów. Albo może Mark chciałby je ode mnie wziąć?

Gdy usłyszałem pukanie do drzwi, spodziewałem się, że do pokoju wejdzie pani Sarah.

- Proszę - powiedziałem.

Usłyszałem, że drzwi za mną się otworzyły.

- Widzę, że nie uciekłeś.

Omal nie podskoczyłem, gdy usłyszałem głos Ricka. Przecież on nigdy nie puka, tylko wchodzi jak do siebie. Szybko odwróciłem się w jego stronę. Najwyraźniej zobaczył, że wracamy i postanowił zapytać, jak sobie poradziłem

- Jak było? - zapytał, potwierdzając w ten sposób moje przypuszczenia.

- Wolałbym jednak jechać z tobą - przyznałem lekko skrępowany.

Uśmiechnął się do mnie w odpowiedzi.

- Powinieneś się przyzwyczajać do tego, że możesz wychodzić sam - oznajmił jak gdyby nigdy nic i podszedł do mnie.

- Mogę? - zdziwiłem się.

- Możesz - zaśmiał się i przekierował swoją uwagę na moje nowe książki. - Kupiłeś coś ciekawego?

Oparłem rękę o biurko, chcąc go jakoś odgrodzić od torby, w której znajdowały się papierosy. Miałem też nadzieję, że nie wyglądało to zbyt podejrzanie.

- Same książki - odpowiedziałem szybko. - Te które dała mi Kira już przeczytałem.

- Wszystkie? - zdziwił się.

Moje obawy się potwierdziły. Sięgnął po torbę z podarowanymi mi książkami.

- Czek...

Spróbowałem odsunąć ją dalej, ale jedyne co osiągnąłem, to tylko pogorszenie sytuacji. Torba spadła na podłogę i jej zawartość się rozsypała. Oczywiście paczka papierosów też z niej wypadła.

Choleraaaa... Dlaczego to musiało się stać? Wiedziałem. Po prostu wiedziałem, że coś pójdzie nie tak. Mogłem nie brać tej paczki od Kiry. Co mnie podkusiło?

- No proszę - mruknął, podnosząc papierowe pudełko.

- Ja... Ja ci to wyjaśnię... - powiedziałem szybko.

- Kto ci to kupił? Mark czy Kira? - zapytał tylko, zaglądając do środka. - Bo raczej wątpię, że pani Sarah.

Nie. Kto jak kto, ale ona nigdy, by czegoś takiego nie zrobiła.

- Przyrzekam ci, że nie wypaliłem ani jednego - odpowiedziałem ostrożnie.

- Mimo to paczka jest do połowy pusta - oświadczył ponurym tonem.

Świetnie. Teraz oberwie mi się za to, że nawet nie paliłem, po prostu miałem papierosy u siebie.

Co robić? Co robić? Powiedzieć, że tylko ją znalazłem, albo że je dla kogoś przechowuję? Ale miałem go już nie okłamywać... Może ten jeden, ostatni raz nic się nie stanie? Ale z drugiej strony, jeśli coś znowu pójdzie źle, to mogę mieć problem, żeby to później odkręcić...

- To Kiry - oświadczyłem w końcu. - Dała mi resztę tych co miała, gdy byliśmy u niej na urodzinach. Przyznaję zaproponowała mi i skorzystałem, ale sam nie wypaliłem ani jednego.

- Więc nie palisz? - upewnił się.

- Nie palę.

- Czyli nie masz nic przeciwko, jeśli ci to zabiorę?

- Nie, nie mam.

Nie potrafiłem ocenić, czy uwierzył mi czy nie. Wydawało mi się, że tak, ale kto go tam wie. Może tylko udawał.

- Mam kłopoty? - spytałem, opuszczając wzrok.

Może lepiej byłoby się nie odzywać i czekać aż to on pierwszy zabierze głos, ale nie mogłem już wtrzymać tej ciszy.

- Nie - oznajmił po chwili.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Nie do końca tak to sobie wyobrażałem... Gdzie haczyk?

- Nie? - powtórzyłem, niedowierzając. - Byłem pewien, że się wściekniesz.

To mało powiedziane. Byłem wręcz przekonany, że będzie krzyczał, że da mi karę i że wszystko wróci do punktu wyjścia. Że te głupie papierosy zniszczą wszystko, co poszło na przód w naszej relacji. A tu proszę... Co prawda dostrzegłem u niego coś na kształt rozczarowania, ale jednak daleko było temu do złości.

- Wtedy byłbym hipokrytą, nie sądzisz? - Uśmiechnął się gorzko. - Przecież sam palę.

To prawda, ale myślałem, że w takim wypadku jemu po prostu wolno.

- Nigdy ci nie mówiłem, że nie możesz tego robić, ale... - zawiesił na chwilę głos, wpatrując się w papierowe pudełko - wolałbym, żebyś nie palił. To nie jest zdrowe. Sam postaram się rzucić.

No i znowu udało mu się mnie zaskoczyć.

Ścisnął mocno paczkę w dłoni, zgniatając ją i skierował się w stronę wyjścia. Jak się domyślałem szedł właśnie, żeby wyrzucić kartonik do kosza.

- Dziękuję, że nie zrobiłeś mi żadnej awantury - powiedziałem za nim.

Mężczyzna zatrzymał się. Nie byłem pewien, co znaczyły dla niego moje słowa. Rozbawiło go to, albo zaskoczyło, tak myślałem. To okropne, że on potrafił się tak łatwo domyślać, o co mi chodzi, a ja jeśli chodzi o niego to wcale.

- A co? - prychnął, odwracając się do mnie. - Podejrzewałeś, że każę ci wypalić całą paczkę w ramach kary?

- Coś w tym stylu - przyznałem cicho.

Wymamrotał coś, czego nie zrozumiałem i pokręcił głową z niezadowoleniem.

- Za kogoś ty mnie masz? - zapytał.

- Za... - zacząłem, ale nie mogłem dokończyć. W końcu zrezygnowałem. - Nieważne...

Nie naciskał, żebym mówił dalej. Całe szczęście, bo bym nie potrafił. Jakiś czas później po prostu wyszedł. Ja na jego miejscu chyba już dawno straciłbym cierpliwość. Jak on w ogóle ze mną wytrzymuje?

Continue Reading

You'll Also Like

912K 32.6K 60
Uroczy, nieśmiały, szukający miłości i stanowczy, troskliwy, chcący dać miłość . Co ich połączy? Czy pokochają i będą kochani? ~Uwaga! Mogą występowa...
15.7K 410 39
Pewnie wiele osób czytał jakaś książkę o niewolnictwie więc wiadomo jak to ogólnie działa. Prawda? Więc tak to będzie trochę inna opowieść bo Alex i...
21.9K 455 11
Natan - 17 letni chłopiec, który dla zabawy wypisuje do starszych facetów. Kamil - 23 letni mężczyzna, który poszukuje maluszka. Hejo! Ogólnie to moj...
106K 11.4K 12
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...