Kiedy mój pan pojawił się na miejscu, ochroniarzy już tam nie było.
Chyba nie podejrzewali, że naprawdę go zawołam. Sam siebie tym zaskoczyłem, ale nie żałowałem. Może i później będą chcieli się na mnie zemścić, ale gdybym tego nie zrobił... aż boję się myśleć, co by się mogło wydarzyć. Ale... chyba nawet oni nie byli na tyle głupi, by zgwałcić mnie tuż pod nosem swojego szefa.
Właściciel znalazł mnie klęczącego pod ścianą na korytarzu, zalewającego się łzami.
- Matt, co się stało? - Kucnął przede mną i uniósł moją brodę, by dokładnie mi się przyjrzeć.
Odtrąciłem szybko jego rękę i wytarłem oczy, by pozbyć dowodów mojego płaczu
- A... No... Nie, nic. Przestraszyłem się czegoś... Ale już wszystko w porządku - zapewniłem go, usiłując przywołać na twarzy uśmiech, co nie było łatwe zważywszy na to, że jeszcze chwilę temu ryczałem. - Przepraszam...
On raczej nie dał się przekonać. Znowu mnie złapał tak, by nakierować moją twarz na siebie, po czym otarł mi policzki dłonią, pozbywając się łez, które nie chciały przestać płynąć.
- Czego się przestraszyłeś? - zapytał zatroskamy.
Zachowywał się, jakby naprawdę był zmartwiony. Jakby naprawdę mu zależało...
Jego zachowanie sprawiło, że poczułem się względnie bezpiecznie, choć dzisiejszy dzień wcale nie miał tak wyglądać. Miałem ochotę powiedzieć mu prawdę.
Wtedy jak gdyby nigdy nic podbiegli do nas ochroniarze.
- Coś się stało? - zapytał jeden z nich.
- Słyszeliśmy krzyki - dodał drugi.
Bezczelnie udawali, że nic się nie zaszło. Miałem ochotę wykrzyczeć im w twarz, że przecież to oni mnie zaatakowali, ale strach przed nimi skutecznie mnie hamował.
- Nie, nic się nie stało - powtórzyłem. - Coś mi się przewidziało.
Pan przyjrzał mi się uważnie, a ja spuściłem głowę pod ciężarem jego wzroku.
- Możecie zostawić nas samych - rozkazał chłodno ochroniarzom. - Na wszelki wypadek przeszukajcie rezydencję.
Rzuciłem w ich stronę dyskretnie spojrzenie. Skinęli do swojego szefa, a potem do siebie, jakby bezgłośnie się ze sobą porozumiewali. Następnie na sekundę skierowali jeszcze na mnie swój wzrok i odeszli.
Gdy to zrobili, właściciel znowu skierował swoją uwagę w moją stronę.
- Jeszcze raz. Powiedz mi, co się stało - nalegał uparcie.
- Nic...
- Raczej sam sobie tego nie zrobiłeś - stwierdził, wskazując na rozerwany na ramieniu materiał.
Najwidoczniej któryś z ochroniarzy musiał mi to zrobić podczas szarpaniny, ale jakoś wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Przez to wszystko co się działo, rozdarta koszula nie wydawała mi się jakimś wielkim problemem. Niestety stanowiła ona dowód tego, że coś jednak tu zaszło.
Już miałem na końcu języka, by powiedzieć mu, że zrobiłem to sobie sam i zacząłem wrzeszczeć, tylko po to by zwrócić na siebie jego uwagę. Ale zrezygnowałem z tego pomysłu, bo na pewno by go to wkurzyło. To nie pora na bycie sarkastycznym.
- To... bardzo cienki materiał - odpowiedziałem w końcu. - Łatwo się rwie.
- Nie drwij sobie ze mnie. Mówiłem ci już, że nie lubię, kiedy się mnie okłamuje. Dlaczego zapytam jeszcze raz, co się stało?

CZYTASZ
To Tylko Zabawka *Yaoi*
Romance*Uwaga! Opowiadanie zawiera wątki homoseksualne, niewolnictwa oraz uprzedmiotowienia człowieka. Nie lubisz, nie czytaj* Mathew nie potrafi pogodzić się z tym, że trafił do ośrodka dla niewolników i jest szkolony na zabawkę, by zadowolić jakieś bogac...