Ten tydzień zleciał mi rekordowo szybko i nim się obejrzałem nadszedł dzień mojej wizyty kontrolnej. Okropnie mnie to stresowało i codziennie powstrzymywałem się, by nie poprosić mojego pana o odwołanie jej.
Ale skoro już się zgodziłem, to musiałem pójść.
Przez myśli przechodziło mi codziennie tysiące myśli, co może pójść nie tak. Najbardziej obawiałem się tego, że pan dowie się o gwałcie. Wtedy raczej nie będę mógł już wykręcić się tym, że byli to moi poprzedni właściciele. Z drugiej strony przerażały mnie też same badania, w końcu będzie to jakiś obcy facet.
Nie zwracałem uwagi na to, gdzie znajduje się ta klinika dla niewolników, bo nadal nie najlepiej znałem miasto, ale budynek z zewnątrz nie wyróżniał się niczym szczególnym, poza tym że umiejscowiony był mocno na uboczu. W środku natomiast wyglądał jak najzwyczajniejsza w świecie klinika. Mój właściciel podszedł do recepcji i po krótkiej wymianie zdań kobieta skierowała nas na lewo. Musieliśmy zejść schodami na dół, a tam po tym jak mój właściciel zamienił kilka słów z ochroniarzami, oni przepuścili nas dalej za zamknięte drzwi.
- Stresujesz się? - zapytał mnie po jakimś czasie pan.
- No co ty. Wcale - rzuciłem szybko, choć było to oczywiste kłamstwo. A zdradzało mnie bardzo dużo, między innymi drżenie głosu, czy rąk.
Wtedy poczułem jego rękę na swoim ramieniu.
- Nie martw się. Lekarz nie zrobi ci krzywdy. - Uśmiechnął się, próbując mnie uspokoić.
To miło, że próbował, ale to niezbyt pomogło. Wiedziałem, że lekarz teoretycznie nie powinien mnie skrzywdzić, ale wciąż nie mogłem powstrzymać obaw, że mój pan się czegoś dowie.
W końcu dotarliśmy do drzwi oznaczonych numerem dwanaście i z nazwiskiem lekarza. Po drodze minęliśmy parę osób, ale naprawdę niewiele. Najwidoczniej mało było panów, którzy dbali o zdrowie swoich niewolników.
- To tutaj - oznajmił i zapukał.
Po chwili drzwi się otworzyły i z pomieszczenia wyłonił się jakiś mężczyzna z brodą, w okularach i w kitlu.
- Dzień dobry, byliśmy umówieni na wizytę kontrolną - przypomniał mu mój właściciel.
- Tak, pamiętam - zapewnił go i odwrócił się w moją stronę. - Więc to pewnie jest Mathew Brason.
Zadrżałem, gdy wypowiadał moje nazwisko. Teraz było już za późno na ucieczkę.
Lekarz usunął się z przejścia, tak abym mógł wejść i zaprosił mnie gestem dłoni.
- Zapraszam do środka - powiedział, uśmiechając się dobrodusznie.
Spojrzałem w kierunku pomieszczenia, a potem na mojego pana, ale nie ruszyłem się z miejsca nawet o krok.
- Nie pójdziesz ze mną - zapytałem się go niepewnie - prawda?
Mój właściciel zaśmiał się wyraźnie rozbawiony.
- Chyba lepiej będzie, jeśli zaczekam na ciebie tutaj - oznajmił.
Może w ogóle nie brał pod uwagę możliwości, by ze mną iść. Pewnie chciał mi w ten sposób pokazać, że szanuje moją prywatność. W sumie... nie mogę się jakoś bardzo skarżyć na to, że tego nie robił.
- Spokojnie, lekarz nic ci nie zrobi - dodał jeszcze, uspokajając mnie.
- Mhm, tak. - Próbowałem odwzajemnić jego uśmiech i wszedłem do środka. Lekarz zamknął za nami drzwi.
Zaraz po tym podszedł do swojego biurka i zaczął przeglądać coś w papierach. Ja w tym czasie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie było duże, ale mieściła się w nim kozetka, biurko i jeszcze kilka sprzętów. Wyglądało bardzo podobnie do tych pokoi w skrzydle medycznym naszego ośrodka. Nieszczególnie mnie to uspokoiło. Ale mój pan mówił, że lekarz mnie nie skrzywdzi... Mam nadzieję, że to była prawda.
CZYTASZ
To Tylko Zabawka *Yaoi*
Romance*Uwaga! Opowiadanie zawiera wątki homoseksualne, niewolnictwa oraz uprzedmiotowienia człowieka. Nie lubisz, nie czytaj* Mathew nie potrafi pogodzić się z tym, że trafił do ośrodka dla niewolników i jest szkolony na zabawkę, by zadowolić jakieś bogac...