XV.

12.3K 488 437
                                    

Każda godzina ciągnęła mi się jak wieczność. W ośrodku praktycznie całe dnie siedzieliśmy zamknięci w celach, ale teraz miałem wrażenie, że dostaję klaustrofobii.

Pani Sarah z samego rana, kiedy wyjechał pan, przyniosła mi klucz do mojego pokoju i powiedziała, że mogę dzisiaj wcale nie wychodzić. Uznałem, że to dobry pomysł, choć szybko dopadła mnie nuda. Miałem w pokoju kilka książek od pana, ale jakoś nie miałem na razie ochoty czytać. Wiedziałem, że wyjście byłoby głupotą i niepotrzebnym narażeniem się na niebezpieczeństwo, ale im bardziej się w tym utwierdzałem tym większą ochotę miałem wyjść.

Westchnąłem głośno i spojrzałem na zegarek.

- Wracaj już - mruknąłem sam do siebie i nie mogłem uwierzyć, że to powiedziałem.

Gdyby mnie teraz słyszał...

Rozległo się pukanie do drzwi. To musiała być pani Sarah, ochroniarze by tego nie robili, mimo to zapytałem dla pewności:

- Kto tam?

- To ja - usłyszałem w odpowiedzi kobiecy głos.

Odetchnąłem z ulgą i otworzyłem drzwi, wpuszczając panią Sarah do środka.

- Coś się stało? - zapytałem.

- Nie - odpowiedziała wprost kobieta. - Chciałam po prostu zobaczyć, co u ciebie.

- Nudzę się - odparłem szybko. - Może mógłbym pomóc pani ze sprzątaniem?

Już kiedy zobaczyłem jej niezadowoloną minę, wiedziałem, że nic z tego. Pani Sarah była jak członek rodziny, próbowała mnie chronić. Mimo że nie łączyły nas żadne więzy krwi, była dla mnie taka miła i martwiła się o mnie. Wolałbym, żeby to ona była moją ciocią.

- Skoro i tak nie zamierzasz powiedzieć nic panu Rickowi, to chyba nie powinieneś kusić losu - stwierdziła zatroskanym tonem.

Kusiło mnie, żeby zapytać się jej czy widziała gdzieś w pobliżu ochroniarzy pana, bo jeśli nie to mógłbym wyjść, ale się powstrzymałem. Wiedziałem, że ma rację.

- Jeśli chodzi o kuszenie losu, to mam w tym doświadczenie - mruknąłem, siadając na łóżku. - Podpadłem już właścicielowi tą głupią ucieczką.

Pani Sarah wiedziała już o ucieczce. Wypytałem się jej, czy pan mówił coś, gdy mnie nie było. Czy planował jakąś zemstę, albo danie mi nauczki, niestety ona nic na ten temat nie wiedziała. Powiedziała tylko, że po tym jak odbiegłem, spokojnie wrócił do rezydencji i wykonał jakiś telefon, a niedługo później opuścił posiadłość, tak samo jak jego ochroniarze.

Gdy spotkałem ją wczoraj po kolacji, powiedziała, że bardzo się o mnie martwiła i ucieszyła się, kiedy wróciłem. Nie cieszyłem się tak samo jak ona, ale zrozumiałem, o co jej chodzi. Tutaj znowu byłem ''bezpieczny'', nie tak jak poza rezydencją.

Niewolnik, który na chwilę urwał się ze smyczy.

- Było chociaż warto? - zapytała, siadając obok mnie.

To było ciężkie pytanie. Ta sytuacja miała i plusy i minusy. Ta chwila wolości była dla mnie bardzo cenna, ale jednocześnie uświadomiła mnie jak mocno tkwię w niewoli. Jeśli miałbym okazję to powtórzyć... chyba bym tego nie zrobił.

- Z jednej strony tak, ale z drugiej... - zawahałem się, bo następne słowa nie chciały mi przejść przez gardło - będę musiał teraz jakoś wrócić do łask pana.

- I co zamierzasz zrobić? - Spojrzała na mnie zatroskanym wzrokiem.

Wzruszyłem ramionami, pozorując obojętność.

To Tylko Zabawka *Yaoi*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz