LIV.

6.3K 391 346
                                    

Następnego dnia zjedliśmy razem śniadanie, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Spodziewałem się raczej, że skoro poświęcił mi czas wczoraj, to dzisiaj przez cały dzień będzie musiał nadrabiać zaległości w pracy.

Praktycznie cały czas jedliśmy w milczeniu, zupełnie jakby nie było o czym rozmawiać, a przecież to nieprawda. Chciałem go zapytać, czy ta noc coś zmieniła. Dla mnie ten seks był czymś więcej niż tylko wypełnianiem przykrego obowiązku. No i liczyłem na to, że z jego strony nie był to tylko nic nie znaczący prezent urodzinowy.

- Chciałbyś może przejechać się do miasta? - zapytał w pewnym momencie, wyrywając mnie z zamyślenia. - Chcesz coś sobie kupić?

Nie wiem dlaczego, ale z jakiegoś powodu wyczułem podstęp w tym pytaniu.

- Raczej nie ma takiej potrzeby - odparłem ostrożnie. - No chyba, że ty chcesz jechać.

- Ja nie - powiedział szybko. - Po prostu się zastanawiałem, czy chciałbyś jechać na zakupy. Sam. Bez nadzoru.

- Sam? - powtórzyłem zaskoczony faktem, że w ogóle rozważa taką opcję.

On tylko pokiwał głową na znak, że tak właśnie jest.

- Bez ciebie? - nadal nie mogłem w to uwierzyć.

Z jakiegoś powodu nie wydawało mi się to dobrym pomysłem. Poza tym dlaczego tak nagle z tym wyskoczył? Przecież to niemożliwe, by aż tak mi ufał. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że coś knuł. Chociaż może po prostu nie potrafiłem wyzbyć się swojej nieufności i we wszystkim doszukiwałem się drugiego dna? Paranoja...

- Nie chcę - powiedziałem w końcu. - Nie czuję się na to... Wątpię, żebym dał radę...

- Mogę poprosić któregoś z ochroniarzy, żeby cię zawiózł, a później odebrał - nalegał.

- Aż tak ci zależy, żeby pozbyć się mnie z domu? - odważyłem się zapytać.

Mężczyzna wydawał się zaskoczony moim pytaniem. Odłożył sztućce i spojrzał na mnie poważnie.

- Przecież chciałeś spróbować normalnego życia - stwierdził, jakby to było oczywiste. A nie powinno być.

Uciekłem od niego wzrokiem. Zdecydowanie nasza relacja pana i niewolnika uległa od pewnego czasu zmianie.

- Nie będę przecież przez cały czas prowadzić cię wszędzie za rękę - stwierdził takim tonem, jakby męczyła go ta rozmowa. - Nie chcesz spróbować iść sam?

- Skąd wiesz, że nie ucieknę? - zapytałem, udając, że wcale nie czuję zdenerwowania. - Puszczenie niewolnika samego, to chyba nie jest dobry pomysł.

- ''Niewolnika'' - powtórzył głucho. Co to niby miało znaczyć?

Rick wstał z krzesła, co trochę mnie zaniepokoiło. Jednak on nie skierował się w moją stronę.

- Nie uciekniesz - oznajmił tonem, który sugerował, że ma tego całkowitą pewność.

- Jesteś tego taki pewien? - spytałem mimo wszystko.

Tym razem do mnie podszedł. Wzdrygnąłem się, gdy zatrzymał się naprzeciwko, ale starałem się nie okazywać strachu. Co prawda nie przewidywałem raczej, żeby to się dla mnie źle skończyło, ale wolałem nie ryzykować.

Oparł się ręką o blat i pochylił w moją stronę. Użyłem całej swojej siły woli, byleby tylko się teraz przed nim nie cofnąć.

- Brzmisz, jakbyś wolał, żebym zamknął cię w pokoju - stwierdził z uśmiechem.

To Tylko Zabawka *Yaoi*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz