XLVI.

9K 411 580
                                    


Nie mogłem mieć pewności, czy mówił prawdę. To mógł być podstęp. Chciałem zamknąć się w łazience i nie wychodzić z niej aż do rana.

Ale coś mi mówiło, że pan rzeczywiście chce mnie teraz widzieć, a ja nie chciałem bardziej go wkurzać. Poza tym przecież ochroniarze nie zaatakują, kiedy mogę go zawołać, raczej zrobią to, gdy będzie na wyjeździe. Ustąpiłem i dałem się poprowadzić na miejsce.

No i nie kłamał. Zaprowadził mnie do gabinetu. Ale pana tam nie było. Musiałem czekać.

Czas ciągnął mi się nieubłaganie, choć możliwe, że tylko mi się tak wydawało. Stałem na środku gabinetu, mnąc ze zdenerwowania koszulkę. Co mu tyle zajmuje? Czemu to tak długo trwa? 

Kiedy drzwi się otworzyły, nie musiałem nawet się odwracać, by wiedzieć, że stanął w nich mój pan, od razu spuściłem głowę. O mało nie podskoczyłem, gdy zatrzasnął drzwi za moimi plecami. Nic nie powiedział, minął mnie tylko i oparł się o biurko, stając przede mną.

W pomieszczeniu panowała cisza, oboje milczeliśmy, choć serce waliło mi tak głośno, że miałem wrażenie, że on też je słyszy.

Już otwierałem usta, chcąc się odezwać i przerwać ciszę, ale zdałem sobie sprawę, że to byłby zły pomysł. Mimo że nie mogłem znieść tego napięcia, to nie miałem w sobie aż tyle odwagi.

- Matt - pan zaczął niechętnie.

Serce zatrzymało mi się na kilka sekund, nigdy nie słyszałem, żeby tak wrogo wypowiadał moje imię. Skuliłem się mocno. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię, zamknąć w pokoju, zniknąć mu z oczu. Wszystko byleby tylko mnie teraz nie widział.

Czas znowu zaczął wlec się niemiłosiernie. W mojej głowie mijały wieki nim mój właściciel znowu się odezwał. Wolałbym, żeby na mnie krzyczał, nawet mnie uderzył. Wszystko. Cokolwiek. Ale ta niepewność i oczekiwanie doprowadzało mnie do szaleństwa.

- Coś ty sobie myślał?

Dopiero jego głos mnie otrzeźwił. Niepewnie podniosłem na niego wzrok. 

Mój właściciel jednak nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytanie, więc obszedł biurko i otworzył laptopa. Wystukał coś na nim i odwrócił go do mnie.

Kiedy spojrzałem na ekran o mało nie upadłem, zrobiło mi się słabo. Pan pokazywał mi właśnie film z kamer, na którym przeszukiwałem jego gabinet.

- Wytłumaczysz mi to? - ponaglił mnie.

To koniec. W żaden sposób się z tego nie wybronię. 

Ostrożnie na niego zerknąłem, żeby jakoś ocenić swoją sytuację. Pan siedział za biurkiem ze skrzyżowanymi rękami. Milczał, obserwując uważnie każdy mój ruch, jakby nad czymś się zastanawiał.

- Więc...? - domagał się odpowiedzi.

Czułem, że moje gardło jest suche jak wiór, z trudem przełknąłem ślinę.

- Ja... - głos mi zadrżał - nie wiedziałem, że tu są kamery...

Zaśmiał się, ale nie był to radosny śmiech. Następnie podniósł się gwałtownie i uderzył dłońmi o blat.

- Myślisz, że to stawia cię w lepszym świetle?! - krzyknął. Miałem ochotę się cofnąć, zrobić, choćby krok do tyłu, ale nogi miałem jak z cementu. Nie mogłem się ruszyć. - Miałem dla ciebie morze cierpliwości, przymykałem oko na wiele rzeczy, miałeś tu mnóstwo swobody. A ty jak mi się odwdzięczasz?

Nie krzyczał już. Nie musiał. Osiągnął zamierzony efekt. Bałem się go. Jego głos ciął powietrze jak nóż, a to było gorsze od wrzasków. Każde słowo trafiało w punkt. Było mi wstyd przez to, co zrobiłem.

To Tylko Zabawka *Yaoi*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz