XXIII.

11.8K 377 271
                                    

Wolałbym w ogóle tego nie usłyszeć. Te dwa słowa sprawiły, że miałem ochotę uciec i zaszyć się gdzieś gdzie już nikt nigdy mnie nie znajdzie.

Po co ja mu to powiedziałem?

Teraz na pewno mnie odda. Odda swoją nic nie wartą, obrzydliwą zabawkę, z którą właśnie się przespał. Jestem obrzydliwy...

W ośrodku zawsze mi powtarzali, że skoro jestem używany, nikt mnie już nie zechce. Że mam mniejszą wartość. Że jestem gorszy od innych...

Bezradnie zacisnąłem pięści, próbując powstrzymać ich drżenie.

- Nie jestem gorszy od innych... - jęknąłem, łamiącym się głosem.

- Jasne, że nie - usłyszałem nagle mojego pana. - Wybacz, źle się wyraziłem. Miałem na myśli, że obrzydliwe jest to, co ci zrobili. To nie była twoja wina.

Nie chciałem płakać i pokazywać mu jaki słaby jestem, ale nic nie mogłem na to poradzić. Pociągnąłem nosem i przetarłem twarz dłonią, próbując pozbyć się łez, które płynęły po moich policzkach.

- Rzeczywiście w papierach nie było nic o poprzednich właścicielach - mruknął, unikając mojego wzroku - ale biorąc pod uwagę, że ośrodkom zależy tylko na zyskach, brałem pod uwagę taką możliwość. W końcu tam raczej nie zrobiliby ci aż tylu blizn, skoro chcieli cię sprzedać.

Starałem się skupić na jego słowach, ale wszystkie docierały do mnie, jakby mówiąca je osoba stała za jakąś szybą. Lekko opóźnione, niewyraźne i przytłumione, trzeba się dobrze w nie wsłuchać, by je zrozumieć.

- A skoro miałeś już wcześniej panów - dodał po chwili - to pewnie już to robiłeś.

- Nie tylko z nimi... - jęknąłem. - W ośrodku też...

Widziałem po nim, że starał się ukrywać emocje tak jak zazwyczaj, ale tym razem nie wychodziło mu to tak dobrze jak zawsze. Wiedziałem, że jest wściekły i że nie chce mi tego pokazać. Słyszałem też w jego głosie zmartwienie, smutek, żal, ale tego ukrywanego gniewu obawiałem się najbardziej...

Nie wiedziałem, co mam teraz zrobić. Tak długo ukrywałem przed nim te informację, że teraz kiedy się dowiedział, po prostu panikowałem.

Nie chciałem opuszczać tej rezydencji. By odwiózł mnie do ośrodka. Nie chciałem tam wracać. Bałem się. Tak bardzo się bałem.

Nagle poczułem na policzku jego ciepły dotyk. Na początku się przestraszyłem i chciałem cofnąć, ale byłem jak sparaliżowany i nie mogłem. Z trudem podniosłem na niego wzrok.

- Hej, nie przejmuj się. - Uśmiechnął się do mnie z czułością i otarł mi łzy. - To nie twoja wina.

Fakt, że próbował mnie uspokoić trochę mnie pocieszał. Starałem się skupić na jego bliskości i jakoś opanować. Może była jeszcze jakaś szansa na zostanie tutaj. Z nim.

- Nie mam wpływu na to, co działo się, zanim cię kupiłem, ale tutaj należysz tylko do mnie i nikt poza mną nie ma prawa cię dotykać. Rozumiesz?

- Ta-tak, panie...

Chciałem mu powiedzieć o ochroniarzach, ale się zawahałem. Powiedział, że nie ma wpływu na to, co działo się, zanim mnie kupił i że nikt poza nim nie ma prawa mnie tknąć. Chciałbym, żeby coś z tym zrobił, ale bałem się, że tym razem już mi nie uwierzy. Nie mogłem pozwolić na to, by pomyślał, że chcę zwrócić tym na siebie jego uwagę lub wzbudzić współczucie.

Nie mogę teraz o tym myśleć. Muszę się skupić na czymś innym. Na jego dłoni, która ściera łzy z moich policzków. Na tym, że się przejął. Że mnie nie przekreślił.

To Tylko Zabawka *Yaoi*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz