XI.

13.3K 468 209
                                    

Nie wiem, która godzina była dokładnie, ale na zewnątrz zaczynało już świta.

Było mi gorąco i ciężko mi się oddychało. Bolało mnie całe ciało. Zrzuciłem z siebie kołdrę, żeby zrobiło mi się trochę zimniej, ale po krótkiej chwili ulgi miałem wrażenie, że zamarzam.

Próbowałem się podnieść, ale nie miałem na to siły.

- Tak myślałem, że się pochorujesz - stwierdził mój pan, przykładając mi dłoń do czoła.

Głowa mi pękała. Jego słowa docierały do mnie ze znacznym opóźnieniem. Raczej nie jestem chorowitą osobą, ale widocznie w końcu mnie dopadło.

Ciekawe co przeważyło szalę. Chociaż w sumie, ten ciągły stres. Muszę przed nim ukrywać kilka rzeczy, zobaczyłem grób rodziców, a potem jeszcze stałem w tym zimnie na balkonie. Wszystko na raz, to dość wybuchowa mieszanka...

- Ni-nic mi nie jest, panie... - wymamrotałem, próbując się podnieść do pozycji siedzącej, ale nie dałem rady.

- Leż - powstrzymał mnie, widząc, że nic z tego nie będzie. - Masz gorączkę.

- Nic mi nie jest, panie...

Jakoś udało mi się dokończyć zdanie, ale zaraz potem dopadł mnie atak kaszlu. Zaryzykowałem spojrzenie na mojego pana, powiedziałbym nawet, że wyglądał na zmartwionego, gdyby nie to, że to było niemożliwe.

- Dzisiaj sobie odpoczniesz - oświadczył.

- Panie...

- Bez dyskusji - uciął temat. - Dzisiaj masz odpoczywać.

Nie było sensu się z nim sprzeczać, odpuściłem. W zasadzie to w ogóle nie powinienem się z nim kłócić, ale tak naprawdę nawet gdybym chciał, to byłem w takim stanie, że nie znalazłbym żadnych argumentów.

Bolało mnie całe ciało, ale znowu spróbowałem się podnieść.

- To ja wrócę do pokoju...

- No chyba sobie żartujesz! - Mój pan tak podniósł głos, że aż rozbolały mnie uszy.

Syknąłem z bólu i wykorzystałem całą siłę, która mi jeszcze została, by z powrotem nie opaść na poduszki. Spojrzałem na niego zbolałym wzrokiem, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

- Nigdzie nie idziesz - powiedział stanowczo.

Byłem strasznie otumaniony i nie za bardzo nadążałem nad tym, co się dział. Nie zauważyłem nawet, kiedy mój pan zdążył wstać i założył jakąś koszulkę.

- Ale...

- Żadne ''ale'', Matt. - Obszedł łóżko i stanął obok mnie. Popatrzyłem na niego nieprzytomnie. - Zostań tutaj.

- Nie chcę cię zarazić - wymamrotałem, ale nie zamierzałem znowu próbować wstawać.

- Nie przejmuj się tym - powiedział.

Zaczął szukać czegoś w szufladzie, po czym wyjął z niej jakieś tabletki. Przyniósł szklankę z wodą i podał mi ją razem z tabletką.

Pokręciłem przecząco głową.

- Nie chcę.

Nie wiedziałem, co to jest. Może i nie byłem w najlepszym stanie, ani fizycznie, ani psychicznie, ale doskonale pamiętam jak podawano mi narkotyki i środki nasenne, by moim właścicielom łatwiej było się ze mną obchodzić. Nie zamierzałem znowu tracić kontaktu z rzeczywistością.

- Musisz - upierał się, podtykając mi pastylkę pod usta.

- Nie chcę - powtórzyłem, odwracając głowę.

To Tylko Zabawka *Yaoi*Where stories live. Discover now