Co ja zrobiłem? To był bardzo zły pomysł.
Nie powinienem uciekać. Mój pan i tak wszędzie mnie znajdzie. Może pójść do ośrodka i powiedzieć, że mu uciekłem, a oni już uruchomią swoje kontakty we wszystkich służbach publicznych, do którym mógłbym się udać. Zostanę przytargany pod jego nogi, choćby i za włosy. Wolę już nawet nie myśleć, co się ze mną stanie, jeśli dopadną mnie jego ochroniarze.
Powinienem natychmiast udać się na policję, jeszcze zanim mój właściciel zdąży zawiadomić ośrodek, a oni naślą swoich ludzi. Tylko co będzie później? Jeśli trafię na kogoś pracującego dla ośrodka, znajdę się w pułapce. Znów będę musiał uciekać i tak cały czas, aż w końcu i tak znowu trafię do pana, a on mnie odda.
Jak nic wrócę do ośrodka dla niewolników...
Następnym razem nie będę miał już tyle szczęścia. Nie ma opcji, żeby znowu trafił na takiego miłego pana. O ile w ogóle zostanę ponownie sprzedany, co jest raczej mało prawdopodobne...
Gdy dotarłem do miasta uderzył mnie jego ogrom. Spodziewałem się, że rezydencja pana będzie bardziej na odludziu, w końcu przybiegłem tu przez las. Myślałem, że światła, które widziałem pochodzą z jakiegoś małego miasteczka. Myliłem się.
Ostatni raz byłem w takim miejscu... Nie pamiętam. Kiedy byłem wolny, a to wydawały mi się strasznie odległe czasy...
Tak się zamyśliłem, że o mało nie wpadłem pod samochód. Kierowca otrąbił mnie gniewnie, wyzwał i pokazał kilka niemiłych gestów. Wszedłem z powrotem na chodnik, a on pojechał dalej. Spojrzał na mnie tak, jakby chciał zabić mnie wzrokiem. Nie za bardzo wiedziałem, co o tym myśleć, ale spotykały mnie już gorsze rzeczy, więc niezbyt mnie to obeszło.
Rozejrzałem się po wielkich budynkach i ruchliwych ulicach. Co chwila oglądałem się za siebie, żeby sprawdzić, czy nikt mnie nie ściga. Na razie nic. Choć i tak nie wiem, czy w tym tłumie wypatrzył bym kogoś podejrzanego. Ludzie na ulicach zlewali się w jedną kolorową masę. Czerwona bluza, granatowy płaszcz. Wysoki, niski. Gruby, chudy. Mężczyzna, kobieta. Wszyscy pędzili w swoich kierunkach. Aż kręciło mi się w głowie.
O dziwo, myślałem, że znalezienie policji będzie trudniejsze, ale trafiłem na nich w miarę szybko. Chyba miał miejsce jakiś wypadek, bo dwóch policjantów spisywało właśnie zeznania kilku osób. Nie wyglądało to groźnie, auta tylko się ze sobą zderzyły i nie wyglądały na bardzo uszkodzone.
Serce mimowolnie zaczęło mi bić szybciej. Chciałem podejść do policjantów i powiedzieć im wszystko. Chciałem, żeby mi pomogli, ale za bardzo bałem się, że natrafię na kogoś podległego ośrodkowi. Poza tym nawet jeśli nie i na poważnie zajęliby się tą sprawą, to skoro mój obecny pan mnie kupił, to w dokumentach figuruje on jako mój właściciel. Doprowadziłbym służby też do niego...
Nie chcę być jego niewolnikiem, ale nie zrobił mi niczego złego i nie zasłużył, by być skazany tak samo jak reszta właścicieli. Nie zrobił mi krzywdy mimo, że rozbiłem mu wazę i wepchnąłem go do fontanny. Było mi u niego całkiem dobrze.
No właśnie. Skoro było mi u niego tak dobrze, to dlaczego uciekłem? Może to jednak był zły pomysł, a już na pewno złym pomysłem było robienie tego pod wpływem chwili i bez planu.
- Coś się stało? - usłyszałem za plecami.
Na początku przestraszyłem się, że to ochroniarze pana albo ktoś z ośrodka. Odskoczyłem do tyłu jak oparzony. Odwróciłem się w stronę mężczyzny, nie wyglądał podejrzanie. Był to starszy facet, podpierający się o lasce, więc nawet gdyby coś, jakimś cudem, miałoby mi zagrażać z jego strony, to dałbym radę mu uciec.
CZYTASZ
To Tylko Zabawka *Yaoi*
Romance*Uwaga! Opowiadanie zawiera wątki homoseksualne, niewolnictwa oraz uprzedmiotowienia człowieka. Nie lubisz, nie czytaj* Mathew nie potrafi pogodzić się z tym, że trafił do ośrodka dla niewolników i jest szkolony na zabawkę, by zadowolić jakieś bogac...