IX.

13.7K 485 292
                                    

Nie sądziłem, że pokaże mi grób rodziców. Od kiedy to się stało, nie mogłem już wierzyć w to, że kiedyś pomogą i uwolnią mnie od tego wszystkiego. Moi rodzice umarli, a moja nadzieja przepadła razem z nimi.

Zginęli jakieś trzy lata temu, mniej więcej wtedy kiedy zostałem niewolnikiem, więc przynajmniej nadal mogłem mieć nadzieję, że nie wiedzieli o tym, co mi się przytrafiło.

Wróciliśmy do samochodu. Właściciel mówił coś do mnie, ale jego słowa do mnie nie docierały. Chciałbym zapomnieć o tym co mi się przydarzyło: o niewoli, o biciu, gwałtach, o tym wszystkim.

- Dobrze się czujesz? - zapytał, gdy jechaliśmy do domu.

Nie. Nie czuję się dobrze. Czy ktoś kto właśnie się dowiedział, że jego rodzice nie żyją, może się czuć dobrze?

Nie odpowiedziałem mu.

Sam miałem do niego kilka pytań. Jak znalazł grób? Dlaczego szukał moich rodziców? Skąd znał ich imiona? Z dokumentów? Znalazł tam dane, a potem szukał informacji, co się z nimi dzieje? A gdyby żyli, to co? Też by mnie do nich przyprowadził i pokazał im, że ich syn jest jego zabawką?

To byłoby potworne...

Dotarliśmy do rezydencji szybciej niż sądziłem. Wyłączyłem się na trochę i przestałem zwracać uwagę na drogę. Sam wiem, że bycie takim nieobecnym może rozdrażnić pana, jeśli będzie czegoś ode mnie chciał, a ja nie będę go słuchać, ale teraz jakoś się tym nie przejmowałem.

- Idź do pokoju - powiedział mi, gdy oboje wyszliśmy z auta.

- Tak jest, panie - odparłem machinalnie.

- Matt.

Zatrzymałem się. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać, ale co miałem zrobić? Był moim panem, musiałem się go słuchać.

Odwróciłem się w jego stronę. Przyjrzał mi się uważnie, zupełnie jakby próbował ocenić, jak wpłynęło na mnie to, co mi pokazał na cmentarzu. Może to miał być jakiś pokręcony test? Może chciał mnie złamać już doszczętnie? Może... Nie wiem. Ale jakoś sobie z tym poradzę, stłumię żałobę, tak jak całą resztę moich uczuć.

- Będziemy musieli później porozmawiać - oznajmił w końcu.

- Dobrze, panie - odpowiedziałem posłusznie, choć nie miałem na to najmniejszej ochoty.

Wróciłem do pokoju i położyłem się na łóżku. Myślałem, że znowu zacznę płakać, ale tak się jednak nie stało. Chyba... chyba już od dawna zdawałem sobie sprawę, że oni mogą nie żyć. Po pierwszym szoku, gdy już udało mi się ochłonąć, stwierdziłem, że mogli już nie żyć, w momencie gdy trafiłem do ośrodka.

Mój pan powiedział, że musimy porozmawiać, ale nie przyszedł. Zdążyłem zjeść obiad i nadal nic. Byłem już naprawdę zmęczony tym dniem, więc później zasnąłem. Obudziło mnie dopiero pukanie do drzwi.

- Pro-proszę - powiedziałem zaspanym tonem, przecierając oczy.

Na początku myślałem, że to mój właściciel, ale okazało się, że to pani Sarah.

- Zapraszam na kolację - uśmiechnęła się do mnie.

- Na kolację? - zdziwiłem się.

Myślałem, że się przesłyszałem.

- Pan Rick kazał cię przyprowadzić do jadalni - oświadczyła, również trochę zaskoczona moją reakcją.

- Jest pani pewna? - dopytywałem. - Sądziłem, że jest na mnie zły. Myślałem, że zjem dzisiaj sam, albo w ogóle nie dostanę kolacji.

To Tylko Zabawka *Yaoi*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz