To Tylko Zabawka *Yaoi*

By SaishitNiwa13

607K 23.8K 23.6K

*Uwaga! Opowiadanie zawiera wątki homoseksualne, niewolnictwa oraz uprzedmiotowienia człowieka. Nie lubisz, n... More

I.
II.
III.
IV.
V.
VI.
VII.
VIII.
IX.
X.
XI.
XII.
XIII.
XIV.
XV.
XVI.
XVII.
XVIII.
XIX.
XX.
XXI.
XXII.
XXIII.
XXIV.
XXV.
XXVI.
XXVII.
XXVIII.
XXIX.
XXX.
XXXI.
XXXII.
XXXIII.
XXXIV.
XXXV.
XXXVI.
XXXVII.
XXXVIII.
XXXIX.
XL.
XLI.
XLII.
XLIII.
XLIV.
XLV.
XLVI.
XLVII.
XLVIII.
XLIX.
LI.
LII.
LIII.
LIV.
LV.
LVI. (Epilog)

L.

8.1K 420 670
By SaishitNiwa13

W nocy nie mogłem spać, a gdy tylko mi się to udawało, budziły mnie koszmary. W końcu nie wytrzymałem tego i wstałem.

Zastanawiałem się, co powinienem teraz zrobić. Przetarłem oczy dłonią i spojrzałem na zegarek. Była druga w nocy.

Ponownie położyłem się na łóżku. Dlaczego nie mogłem spać? Po tym całym stresie, teraz powinienem spać jak zabity. Mimo to nie mogłem. A przecież nareszcie byłem bezpieczny, pan pozbył się tamtych ochroniarzy, ze strony nowych raczej nic mi nie zagrażało. Westchnąłem obracając się na drugi bok. Na pewno gdyby był tu mój właściciel, to czułbym się o wiele lepiej...

No właśnie.

Podniosłem się z łóżka. Teraz już nie bałem się wychodzić nocą na korytarz, bo wiedziałem, że nikt mnie nigdzie nie zaciągnie i nie zgwałci. Przeszedłem przez korytarz i ostrożnie otworzyłem drzwi do sypialni mojego pana.

W pokoju było ciemno. Mój właściciel spał, zresztą tak jak się tego spodziewałem. Potrząsnąłem głową. To był głupi pomysł, znowu wpakuję się w jakieś kłopoty. Wycofałem się, starając się zrobić, to najciszej jak mogłem, ale chyba się nie udało. Drzwi trochę zaskrzypiały i najwyraźniej to wystarczyło.

- Matt?...

Zastygłem bez ruchu, licząc na to, że po prostu mówi coś przez sen. Niestety wyglądało na to, że jednak nie.

- Co ty tu robisz? - Usłyszałem jak obraca się na łóżku. - Która jest godzina?

Chyba jeszcze do końca się nie rozbudził, może gdybym teraz wyszedł, to do rana by o tym zapomniał, uważając całe zajście tylko za sen. Ale ja nie chciałem, tak tego zakończyć. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi.

Mój właściciel nawet się nie podniósł, leżał tylko na boku. Podszedłem na tyle blisko, że udało mi się zobaczyć, że ma też zamknięte oczy. Kucnąłem przy łóżku obok niego.

- Jest druga... - powiedziałem cicho.

Pan mruknął coś w odpowiedzi, ale nie zrozumiałem co takiego mówił.

- Przepraszam, że cię obudziłem - zacząłem od razu. - Ja nie...

- Po co przyszedłeś?

Właśnie, po co tu przyszedłem?

- M-mogę...? - przerwałem szybko, gdy załamał mi się głos. - Mogę spać dzisiaj z tobą?

Na to pytanie otworzył oczy i podniósł się lekko, chyba go to trochę rozbudziło. Przyglądał mi się bacznie, choć nie wiem, czy był w stanie cokolwiek dojrzeć przez tę ciemność.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł - powiedział w końcu. - Potrzebujesz teraz trochę więcej przestrzeni.

Nie decyduj za mnie, czego potrzebuję.

- Proszę - jęknąłem żałośnie. - Nie chcę zostać sam...

Na początku nic nie odpowiedział. Może chciał mi w ten sposób odmówić, ale ja nie chciałem wychodzić. Chciałem tu z nim zostać.

- No dobrze - westchnął w końcu i przesunął się, robiąc dla mnie miejsce. - Chodź.

Ucieszyła mnie ta informacja. Szybko skorzystałem z szansy i położyłem się obok niego. To dziwne, ale bardzo mi na tym zależało. Z nim czułem się lepiej, bezpieczniej. Wiedziałem, że nie będzie chciał wykorzystać mojej bliskości. W zasadzie to nawet nie miałbym nic przeciwko, za to wszystko co się ostatnio wydarzyło, należy mu się, bym się odwdzięczył. Ale wiedziałem, że on zamierza dać mi czas.

Leżeliśmy plecami do siebie. Tutaj było mi lepiej, byłem dużo spokojniejszy, ale nadal nie mogłem spać. Odwróciłem się w jego stronę.

- Rick...

Nadal odczuwałem lekki stres, zwracając się do niego po imieniu, ale powoli zaczynałem się do tego przyzwyczajać. Powinienem się cieszyć, w końcu fakt, że pozwala mi tak do siebie mówić świadczy o tym, że nie traktuje mnie już jak zwykłą zabawkę.

- Hm? - mruknął tylko w odpowiedzi.

Znowu mu przeszkadzam. Jak nie mogę spać, to mógłbym chociaż spokojnie leżeć, a nie znów go zaczepiać. I tak to, że wpuścił mnie do łóżka, to już coś.

- No co? - dopytał, gdy się nie odzywałem i obrócił się na plecy.

Korzystając z tej nadarzającej się okazji, położyłem mu głowę na klatce piersiowej. Trochę go to zaskoczyło, ale nie próbował mnie odepchnąć. Na szczęście.

Przez chwilę leżał nieruchomo, po czym położył mi dłoń na głowie i pogłaskał moje włosy. Wtuliłem się w niego jeszcze bardziej.

- Coś się stało? - zapytał zaskoczony.

- Nic... - wymamrotałem.

Nie mówiłem nic więcej, on też się nie odezwał, gładził mnie tylko dalej po włosach.

- Lubię, kiedy to robisz - oznajmiłem cicho.

- Prowokujesz mnie?

- A chcesz, żebym to robił? - Podniosłem się lekko, żeby móc mu się lepiej przyjrzeć.

Zapewne to był tylko żart i nie kryła się w nim żadna intencja, ale wolałem być przygotowany na to, że może jednak jest inaczej.

- Nie - odparł zgodnie z tym, czego się spodziewałem i położył mi dłoń na policzku. - Chcę, żebyś był bezpieczny.

- Przecież przy tobie jestem - odpowiedziałem, chwytając jego rękę.

Znów zapanowała cisza. Chyba wiedziałem, co go tak dręczy. Wiedziałem, że tak będzie. Przysparzam mu tylko niepotrzebnych zmartwień. Najlepiej gdyby mnie tu w ogóle nie było.

- Ale jak mnie potrzebowałeś, to mnie nie było - stwierdził.

Fakt, chciałbym, żeby był wtedy przy mnie i temu zapobiegł, ale przecież to nie była jego wina. Nie mógł nic zrobić. Jeśli ktokolwiek ponosił za to winę, to tylko ja.

- Nic nie szkodzi - powiedziałem, starając się przywołać na twarzy przekonujący uśmiech.

- Szkodzi - zaprzeczył od razu. - To co cię spotkało, to wszystko moja wina.

- Nieprawda. Jak już to moja. Nie musisz się obwiniać.

To nic nie da... On i tak będzie uważać, że to przez niego, bo mnie z nimi zostawiło. Musiałem spróbować przekonać go jakoś inaczej.

- Poza tym naprawdę nic mi nie jest - zapewniłem go. - Poprzedni właściciele, opiekunowie, strażnicy w ośrodku, robili mi to samo. Jestem przyzwyczajony, to nie był pierwszy raz. To dla mnie normalne.

- Nie mów tak. - Usłyszałem gniew w jego głosie.

Nie taki był plan. Nie chciałem go wkurzyć.

- Ale to prawda - upierałem się, spuszczając głowę. - Jeden gwałt w te czy we w te... t-to naprawdę nic...

Niestety, nie zabrzmiał to zbyt przekonująco. Mój głos załamał się na samo wspomnienie tamtych wydarzeń. Dlaczego? Przecież powinno być mi już wszystko jedno. Nie powinienem już nic czuć...

- No właśnie widzę jak spokojnie, o tym mówisz - powiedział sarkastycznie, po czym zmienił ton na poważny. - Już nigdy więcej nie ukrywaj przede mną takich rzeczy.

- Obiecuję - powiedziałem lekko zażenowany. - Myślałem, że będziesz zły...

Zamiast odpowiedzieć mi od razu, objął mnie i przyciągnął do siebie. Moje serce biło jak szalone, ale miałem przy tym okazję przekonać się, że z jego sercem jest tak samo. Ja doskonale zdawałem sobie sprawę, czemu się tak zachowuję, ale on? Może dla niego to było równie stresujące...

- Nie mogę być na ciebie zły za coś, co stało się wbrew twojej woli - zapewnił, przytulając mnie do siebie. - Zły jestem dlatego, że mi nie powiedziałeś.

Milczałem. Gdyby decyzja należała do mnie, nigdy by się nie dowiedział.

Nie wiedziałem, co zrobić z rękami, trzymałem je blisko ciała, starając się dotykać go jak najmniej. Nie chodziło tu nawet o to, czy pozwolił mi się dotykać, czy nie. Po prostu czułem, że nie powinienem tego robić. W dodatku było mi tak strasznie wstyd za całą tą sytuację. W co ja się wpakowałem? A mogłem to zakończyć o wiele wcześniej. Mogłem uniknąć całej tej afery. Mogłem...

- Przepraszam... - szepnąłem cicho. - Ja... powinienem ci powiedzieć zaraz na początku. Wtedy nie byłoby problemu...

- Powinieneś - zgodził się ze mną, ale ani na chwilę nie wypuścił mnie z objęć. - Śpij już, wszystko się jakoś ułoży.

Przykrył nas kołdrą, a ja chwilę później zasnąłem w jego ramionach.

Rano mój pan wstał pierwszy, więc kiedy ja się obudziłem jego nie było już w łóżku. Gdy właściciel przyciągnął mnie do siebie, myślałem, że nie dam już rady zasnąć, mimo to spałem jak zabity. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się wyspałem.

Jeszcze przez chwilę leżałem w łóżku. Powinienem był wracać do pokoju i przebrać się w normalne ciuchy, ale było mi tu zbyt dobrze, żeby się stąd ruszać.

Już prawie udało mi się znowu zasnąć, gdy otworzyły się drzwi do pokoju. No tak, mogłem się domyślić, że pewnie zaraz przyjdzie. Podniosłem się i usiadłem na łóżku.

- Jeszcze raz przepraszam, że w nocy cię obudziłem - powiedziałem lekko zakłopotany.

- Nic się nie stało - stwierdził, podając mi czyste ubrania. - Mam nadzieję, że dzisiaj w nocy nie będziesz mieć problemów ze snem.

- Jeśli będę spać z tobą, to na pewno nie... - rzuciłem bezmyślnie, nim zdążyłem ugryźć się w język.

Nie dość, że wczoraj wpakowałem mu się do łóżku, to teraz zachowuję się tak, jakby jeszcze było mi mało. Muszę w końcu zacząć myśleć, zanim powiem coś na głos. Co prawda jego obecność pozwoliła mi się wyspać, ale to nie zmienia faktu, że nie mam prawa prosić o więcej.

Pewnie zaraz się wkurzy, albo powie, że to jeszcze dla mnie za wcześnie, żeby...

- Chcesz? - zapytał, wyrywając mnie z zamyślenia.

Tak mnie tym zaskoczył, że w ogóle mu na to nie odpowiedziałem. Nie spodziewałem się, że się zgodzi. W ogóle nie spodziewałem się, że mi to zaproponuje.

- Chcesz spać ze mną? - powtórzył, gdy nie odpowiedziałem mu za pierwszym razem.

- Serio mogę? - nadal w to nie dowierzałem.

Mój pan skinął po prostu na tak. Spuściłem głowę, nie chcąc pokazać mu jak mnie to ucieszyło.

- Dzię-dziękuję...

Ubrałem się szybko i poszedłem z nim do kuchni na śniadanie. W jego trakcie przypomniało mi się, że mój właściciel wspominał coś o psychologu i spotkaniu z nim. Naprawdę nie miałem na to ochoty... Nie potrzebowałem tego, by ktoś znów mnie o wszystko wypytywał.

Tylko nie wiedziałem jak mu o tym powiedzieć. Jak mam się z tego wykręcić?...

- R-Rick... - zacząłem niepewnie.

Zachowywał się, jakby był już przyzwyczajony do tego, że mówię mu po imieniu, a przecież to nie było normalne. Powinienem mówić do niego ''panie''. W przeciwieństwie do niego, ja nie potrafiłem zachowywać się, jakby to było naturalne.

Pan patrzył na mnie, wyczekując, o co mi chodzi. Wziąłem głęboki oddech, zbierając się na odwagę.

- Rozmyśliłem się - oznajmiłem - jednak nie chcę spotykać się z psychologiem.

- No teraz to już trochę za późno, nie sądzisz? - zapytał, zrywając kontakt wzrokowy i zaczynając grzebać widelcem w jajecznicy.

- Dasz radę jeszcze odwołać tę wizytę? - spróbowałem jeszcze raz.

Właściciel podniósł na mnie wzrok i byłem już pewien, że znajduję się na przegranej pozycji.

- Nawet gdybym mógł, to bym nie odwołał - oznajmił stanowczo.

Zacisnąłem zęby. Najpierw mówi mi, że mam prawo sam o sobie decydować, a potem podejmuje decyzję za mnie. Chcę być wolny. Chcę żyć normalnie. I chcę sam móc podejmować decyzje.

Ale nie mogę tego powiedzieć na głos. Nie chcę ryzykować, że tylko bardziej go rozdrażnię.

- Proszę - nie ustępowałem. - Ja naprawdę tego nie potrzebuję. Już wszystko dobrze.

- Skoro jest dobrze, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś z nim porozmawiał.

To nie jest takie proste.

- Ale ja nie chcę - upierałem się.

- Bez dyskusji - uciął.

Tak, dalsza dyskusja nie miała już sensu. Wiedziałem, że nie nakłonię go do zmiany zdania. Poza tym sam zgodziłem się na tę wizytę, więc nie za bardzo mogłem się teraz z tego wycofać.

Poddałem się. Niech już będzie, spotkam się z nim.

W końca nadszedł czas wizyty. Psycholog przyjechał do rezydencji. To był facet w średnim wieku, nie wyglądał, jakby miał zrobić mi krzywdę, ale wolałem zachować czujność. Poszliśmy do jadalni, to tam miałem z nim porozmawiać.

Mój pan zamienił jeszcze kilka słów z doktorem, po czym ruszył do wyjścia.

- To może ja was już zostawię - oznajmił, mijając mnie w przejściu.

Złapałem go za rękę zmuszając do tego, żeby się zatrzymał. To było silniejsze ode mnie, nie chciałem, żeby sobie poszedł i zostawił mnie samego z doktorem. Miałem złe przeczucia...

- Matt. - Chyba nie był zadowolony z faktu, że go zatrzymałem, ale nieważne.

- Zostań - poprosiłem.

Właściciel odwrócił się w moją stronę. Odwróciłem wzrok, by nie patrzeć mu w oczy, ale on złapał mój podbródek tak, by mi to uniemożliwić.

Nie zostanie. Wiedziałem to.

- Spójrz na mnie - rozkazał. Nie mając innego wyporu, spojrzałem mu w oczy. - Powinieneś porozmawiać z nim sam na sam, nie przejmując się tym, że mogę coś usłyszeć. Nic ci nie będzie. Drzwi cały czas będą otwarte, jeśli coś będzie nie tak, to po prostu wyjdź.

Nie puścił mnie, gdy skończył mówić. Czekał na moją odpowiedź. Poszedł dopiero, gdy otrzymał potwierdzenie.

Niepokoiłem się, kiedy wychodził, ale przynajmniej nie skłamał. Naprawdę zostawił otwarte drzwi. Spojrzałem w stronę psychologa. Jeśli ten facet będzie coś kombinował, to ucieknę ile sił w nogach.

- Dzień dobry - przywitał mnie z uśmiechem, gdy usiadłem przy stole naprzeciwko niego.

- Dzień dobry... - odpowiedziałem bez przekonania. Nie powielałem jego entuzjazmu.

Mężczyzna miał przy sobie długopis i notes, w którym było już coś napisane. Niestety zamknął go, nim zdążyłem to odczytać.

Przedstawił się i próbował zacząć rozmowę. Zadawał pytania, ale ja na żadne nie odpowiedziałem. Unikałem kontaktu wzrokowego, co jakiś czas patrzyłem na zegar, wiszący na ścianie, by zorientować się ile to już trwa.

- Nie chcesz rozmawiać? - zapytał w pewnym momencie.

- Nie chcę... - Tym razem odpowiedziałem.

- Wolisz pomilczeć?

- Tak...

Nie zadawał mi już więcej pytań. Zaczął coś pisać w swoim notesie. Potem wyrwał jedną z czystych kartek i podał mi ją razem z jakimś ołówkiem. Nie wiedziałem czego ode mnie oczekuje. Siedzieliśmy tak w milczeniu przez dłuższą chwilę. Nic nie napisałem, ani nie narysowałem na tej kartce.

W pewnym momencie psycholog podniósł się ze swojego miejsca. Ja też szybko zerwałem się, gotowy, by w razie co ruszyć biegiem w stronę drzwi.

- Koniec na dzisiaj - oznajmił mi doktor. - Możesz już iść.

Ucieszyła mnie ta nowina. Od razu skierowałem się w stronę wyjścia, ale coś zatrzymało mnie tuż przy drzwiach.

- Chwila. - Odwróciłem się znowu do niego. - Jak to ''na dzisiaj''?

- Poproszę twojego pana, byśmy mogli się jeszcze spotkać - powiedział, pakując swoje rzeczy.

Ale ja nie chcę spotkać się jeszcze raz. Po co? Przecież niczego się nie dowiedział. Ignorowałem wszystkie jego pytania, nie pozwoliłem ze sobą porozmawiać. Może to był jednak błąd?

Pan nie podał mi daty następnego spotkania, więc nie wiedziałem, kiedy ponownie zobaczę doktora. Niedługo potem miały się odbyć urodziny Kiry. Pojechaliśmy do rezydencji Simona. Wyglądało to dużo zwyczajniej niż się spodziewałem. Zwykła kolacja, ale atmosfera przy stole była napięta.

Nim się obejrzeliśmy zaczęła się kłótnia, w której uczestniczył mój pan i dwaj jego bracia, jeśli dobrze pamiętałem to Simon i Paul.

- Chodźmy do mnie, co? - zaproponowała Kira, siedząca obok mnie. - Oni tak za każdym razem...

Przystałem na to. Powiedziałem panu, że idę z Kirą, ale nie za bardzo zwrócił na mnie uwagę. Za to matka Kiry stwierdziła, że śmiało możemy sobie iść, bo ''to'' za szybko się nie skończy.

- Dlaczego zapraszasz tylko swoich wujków i nikogo od strony mamy? - zapytałem, gdy szliśmy do jej pokoju.

- Mama... nie ma rodziny - wyjaśniła nieśpiesznie. - Jest sierotą.

Chyba trafiłem na drażliwy temat.

- Przykro mi - oznajmiłem, próbując jakoś załagodzić sytuację. Jak zwykle musiałem coś chlapnąć.

Weszliśmy do jej sypialni i dziewczyna od razu ruszyła w kierunku swojego biurka i czerwono-złotej torby prezentowej, która na nim stała.

- Nie przejmuj się. - Wzięła torbę i podała mi ją. - Proszę, to dla ciebie - oświadczyła z szerokim uśmiechem.

- Masz urodziny, to raczej ja powinienem dać ci jakiś prezent - stwierdziłem, nie chcąc go przyjąć.

- E tam, bierz. - Machnęła lekceważąco ręką i wcisnęła mi podarunek.

Nie łatwo było z nią wygrać. Chwilę jeszcze się posprzeczaliśmy, ale ostatecznie i tak wyszło na to, że nie miałem wyboru i musiałem przyjąć prezent.

Zaraz kiedy się na to zgodziłem, Kira nie ustępowała, dopóki nie zgodziłem się zajrzeć do środka. Były tam jakieś książki, czy raczej komiksy. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem okazję przeczytać jakiś komiks, lub czy w ogóle kiedykolwiek jakiś czytałem.

- To...? - Zacząłem przeglądać jeden z nich.

- Nie. Nie tak - przerwała mi od razu. - Powinieneś to czytać od tyłu. Od prawej do lewej.

Przyjrzałem się niektórym obrazkom i nie mogłem uwierzyć, co próbuje mi wcisnąć Kira.

- To jakieś porno - stwierdziłem krótko.

Dziewczyna wymownie przewróciła oczami.

- Yaoi - poprawiła mnie.

- Porno - upierałem się przy swoim.

Mimo to ona wyglądała na dumną z tego prezentu. Na co ona w sumie liczyła? Że to ma mnie zainspirować, czy co?

- Emm... Dzięki? - powiedziałem w końcu.

- Nie ma za co. - Uśmiechnęła się promiennie. - Przeczytaj wszystko. Od deski do deski.

Choć nie miałem na to najmniejszej ochoty, to wiedziałem, że i tak to zrobię. Mimo że niektóre obrazki... mocno działały na wyobraźnie... to jednak były to romanse, więc przynajmniej miałem pewność, że wszystko dobrze się skończy. Nie tak jak byłoby to w prawdziwym życiu.

Razem z Kirą usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy przeglądać resztę komiksów. Niektóre nawet wydawały mi się ciekawe, może jednak ta dziwna lektura wcale nie będzie taka zła.

Ale nadal pozostawało coś, co nie dawało mi spokoju.

- O co oni w zasadzie się kłócą? - zapytałem jej. - No wiesz, twój tata i wujkowie.

Kira przez chwilę milczała, choć chyba nie dlatego, że odpowiedź sprawiała jej trudność, po prostu zastanawiała się w jakie ubrać to słowa.

- Biznes, który prowadzi tata i wujek Rick, odziedziczyli po swoim ojcu - zaczęła tłumaczyć. - Na początku mieli go odziedziczyć całą trójką, ale ich ojciec ostatecznie stwierdził, że najmłodszy syn, czyli wujek Paul, się do tego nie nadaje. Od tamtej pory robi im z tego powodu wyrzuty, bo nie chcą go w interesie. Problem w tym, że wujek naprawdę jest nieodpowiedzialnym lekkoduchem i serio się do tego nie nadaje. Ale nie daje sobie przetłumaczyć. Wszystkie imprezy rodzinne się tak kończą...

- To dlaczego zapraszasz całą trójkę? - zdziwiłem się. - Nie prościej byłoby...?

- No bo to jednak rodzina - weszła mi w słowo. - Czasem jest trudno, ale rodzina to rodzina. U was w związku na pewno też nie zawsze jest kolorowo.

Ugryzłem się w język, by nie powiedzieć jej, że to nie jest jej prawdziwa rodzina. A jeśli chodzi o nasz ''związek'', to po pierwsze: nie ma żadnego związku, a po drugie: przeważnie jest właśnie niekolorowo.

Choć to, że postanowiła zebrać ich razem mimo, że wiedziała jak to się skończy, było nawet całkiem miłe. Nawet jeśli atmosfera nie była miła. Jak ona to ujęła ''rodzina to rodzina'' i ''nie zawsze jest kolorowo''. Jeśli na czymś ci zależy, to jakoś znosisz to, że nie jest ''kolorowo''. Też po tym wszystkim chciałbym zrobić coś dla mojego pana. Tylko co?

Kiery Kira przeglądała komiksy między jej włosami zamigotały długie złote kolczyki. No właśnie, na samym początku, gdy kupił mnie mój pan, wspominał coś o kolczykach.

- Mam do ciebie prośbę - powiedziałem do niej.

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

- Dla ciebie wszystko - zaśmiała się przyjaźnie.

- Przekłuj mi uszy - oznajmiłem, nim zdążę się rozmyślić.

Książka wypadła Kirze z rąk. W ostatniej chwili dziewczyna złapała ją, nim ta upadła na ziemię. Mi z wazonem w życiu, by się to nie udało.

- Że co niby mam zrobić? - zapytała zdziwiona.

Na szczęście szybko dała się przekonać. Chyba nawet trochę śmieszyła ją cała ta sytuacja.

Dziewczyna poradziła sobie z tym zaskakująco szybko, choć stwierdziła, że nie robiła tego nigdy wcześniej. Zdezynfekowała igłę i małe kolczyki w kształcie srebrnych kółek. Przekuła mi uszy i założyła kolczyki. Myślałem, że będzie gorzej.

- Bolało? - spytała Kira, gdy było już po wszystkim.

- Bolało już bardziej...

Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że moje uszy są gorące i pulsują, co jakiś czas ich dotykałem, ale nie takie rzeczy już znosiłem.

Mam tylko nadzieję, że mojemu panu się spodoba i że nie robiłem tego na darmo.

Rozmawialiśmy przez chwilę. Kira zaczęła mi opowiadać o komiksach, które od niej dostałem, starając się jeszcze bardziej mnie zachęcić. Kiedy omówiła już wszystkie, podeszła do okna i otworzyła je na oścież.

- Tylko nie skacz - powiedziałem.

- Bez obaw, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - stwierdziła, wyciągając z szafki paczkę papierosów i wystawiając ją w moją stronę. - Chcesz zapalić?

- Nigdy tego nie robiłem - przyznałem szczerze.

- A chcesz spróbować?

Wzruszyłem ramionami. Czemu nie?

Kira zapaliła mi jednego, zaciągnąłem się i od razu tego pożałowałem. Dym drapał moje gardło i utrudniał oddychanie. Natychmiast dopadł mnie atak kaszlu.

- Okropieństwo - wycharczałem.

Dziewczyna zaciągnęła się dymem z mojego papierosa, jej nic od tego nie było. Najwidoczniej nie był to jej pierwszy raz.

- Pierwszy jest najgorszy - stwierdziła. - Ale to trochę pomaga.

- Niby jak? - nie rozumiałem jej.

Chyba sama nie do końca wiedziała jak ma mi to wyjaśnić.

- Pomaga pozbyć się stresu - oznajmiła w końcu.

- A jakie ty możesz mieć stresy? - prychnąłem. - Masz idealne życie.

- Nikt nie ma idealnego życia. - Widocznie posmutniała.

Znów powiedziałem coś nie tak. Rzeczywiście może tylko mi się tak wydaję. Kira na pewno też ma swoje problemy...

Siedzieliśmy w ciszy, aż dziewczyna wypaliła papierosa do końca i wrzuciła peta do popielniczki na zewnętrznym parapecie. Z mojej perspektywy w ogóle nie było jej widać, wszystko zasłaniał kwiatek w doniczce, który stał przy szybie.

- Twoi rodzice wiedzą? - zapytałem zaciekawiony.

- Tata nie, a mama nie ma nic przeciwko - odparła wprost.

Kira kliknęła kilka razy zapalniczką, na przemian zapalając ją i gasząc. Chyba się nad czymś zastanawiała. Może nad tymi swoimi problemami. Po chwili wzięła jednak paczkę, żeby z powrotem ją schować.

- Chcesz spróbować jeszcze raz? - zapytała, zauważając, że nie spuszczam z niej wzroku.

- Może później - odpowiedziałem.

- ''Później''? - powtórzyła. - To co, chcesz wziąć je ze sobą? Ja zawsze mogę sobie kupić, ale tobie nie wiem, czy wujek pozwoli kupić.

To nie był dobry pomysł.

- Wiesz jakie będę miał problemy jak mój pan je u mnie znajdzie? - zapytałem, bo chyba nie zdawała sobie z tego sprawy.

Co prawda, nigdy nie usłyszałem od pana wprost, że nie mogę palić, ale coś mi mówiło, że byłby przeciwny.

Ona wzruszyła tylko ramionami.

- To musiałbyś robić tak, żeby nie znalazł.

Łatwo powiedzieć.

- No nie wiem - mruknąłem tylko.

Zawahałem się. Nie wiem, jak takie coś mogłoby pomóc. To nie miało dla mnie najmniejszego sensu, ale kusiło mnie, żeby spróbować.

- Nie chcesz, to nie bierz. - Uniosła ręce w geście poddania się i odłożyła paczkę na blacie biurka.

Jeśli to coś naprawdę by mi pomogło... to chyba mógłbym spróbować...

- Chcę - oświadczyłem i włożyłem pudełko do torby prezentowej, w której Kira dała mi komiksy.

Później czas minął mi już szybko. Nim się obejrzałem, musieliśmy wrócić do reszty, a niedługo po tym ja i mój właściciel mieliśmy wracać do siebie. Paula już wtedy nie było.

Pan nie zauważył kolczyków od razu, ale to była tylko kwestia czasu. Staliśmy już przy drzwiach i mieliśmy wychodzić, kiedy mężczyzna złapał mnie tak, bym zwrócił się twarzą do niego. Chwycił mnie za podbródek, najpierw wykręcił moją głowę w jedną, a potem w drugą stronę.

- Żartujesz sobie? - zapytał, dotykając moich uszu.

- Nie tego chciałeś? - Spuściłem wzrok.

Czułem jak czerwienią mi się policzki.

- Ale nie sądziłem, że sam to zrobisz - oznajmił.

Nie byłem pewien jak mam interpretować jego minę i zachowanie. Nie potrafiłem ocenić, czy mu się to podoba, czy nie.

- Kira mi pomogła - wytłumaczyłem.

Mój pan spojrzał podejrzliwie na swoją bratanicę. Ona uniosła tylko ręce do góry w obronnym geście i pokręciła przecząco głową.

- Nie patrz tak na mnie. Sam chciał.

- Zgadza się, to ja ją poprosiłem - powiedziałem, żeby miał jasność, że to był mój pomysł. Nie chciałem, by Kira miała przeze mnie jakieś problemy.

Pan znowu obejrzał mnie dokładnie. Wolałbym, żeby w końcu powiedział, co o tym myśli, a nie tylko oglądał.

- Jesteś niemożliwy - stwierdził w końcu. Nie wiedziałem jak mam to rozumieć. To źle?

- Czyli ci się nie podoba... - Doszedłem do wniosku.

Wtedy uniósł moją głowę do góry, bym na niego spojrzał.

- Tego nie powiedziałem - zaznaczył szybko. - Ale ja zabrałbym cię do jakiegoś salonu.

W końcu pożegnaliśmy się z gospodarzami. Wróciliśmy do auta, ale zanim pan odpalił samochód jeszcze raz przyjrzał się moim kolczykom. Krępowało mnie to jego nagłe zainteresowanie.

- Uroczo wyglądasz, ale nie musisz robić takich rzeczy. - Pogładził mnie po policzku. - Podobasz mi się taki jaki jesteś.

Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć, ale ostatnio to wydawało mi się coraz bardziej prawdopodobne. Nie chciałbym jednak się rozczarować. Ale może... może wyczerpałem już mój dotychczasowy limit pecha...

Chciałbym móc w końcu zaznać szczęścia.

Continue Reading

You'll Also Like

108K 11.5K 12
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
3K 253 14
Depresyjne cytaty które sama wymyśliłam, I moje wyżalanie się bo nie mam z kim pogadać
129K 9.7K 34
[Okładkę wykonała @Stokrotka_22_11] Hazel Gonzales, to utalentowana, ale zamknięta w sobie siedemnastolatka, która przenosi się do elitarnej szkoły s...
12.7K 346 12
Tytuł mówi wszystko! Ale jeśli chcesz to przeczytać to musisz wiedzieć że w tej książce są: Sceny 18+ (praktycznie w każdym rozdziale), wulgaryzmy, b...