ROZDZIAŁ SPECJALNY #7 - HENRY

96 7 0
                                    

Uwaga! To pierwszy rozdział "Truth: I Love You", które jest dostępne na moim profilu.



Ojciec wciska dzwonek przy bramce, po czym mierzy mnie spojrzeniem, tak jakby chciał mnie ostrzec, że mam nie robić głupot chociaż tutaj.

-No co?- Pytam, wyciągając jedną z słuchawek z ucha.

-Spróbuj chociaż przez chwilę być miły.- Mówi, a w tym samym momencie otwiera się mała bramka. Bez słowa wchodzimy na posesje. Teoretycznie mógłbym mu powiedzieć, że naprawdę lubię ciotkę Lizi i wuja Jaya, no ale po co? A tak to, jeśli się będę dobrze zachowywać, to zdobędę jakieś plusy u niego. Drzwi do dużego domu się otwierają i staje w nich czarnowłosa kobieta. Rozkłada szeroko ramiona na nasz widok.

-White! Już myślałam, że się zgubiłeś.- Omija tatę i obejmuje mnie mocno.- Henry, jak ja cię dawno nie widziałam. Wyrosłeś.- Teraz przyjaciółka taty sięga mi zaledwie do ramienia. Uśmiecham się w jej kierunku.

-A ciocia chyba zmalała.- Komentuję, za co lekko obrywam w brzuch.

-Po pierwsze, nie zaczynaj, bo obiadu nie dostaniesz.- Grozi mi palcem.- A po drugie, mam imię i masz go używać, jasne?- Kiwam lekko głową, chociaż i tak wiem, że nie będę się do niej zwracał po imieniu, bo po prostu do tego nie przywykłem.

-Akurat trochę szacunku dla starszych by się mógł nauczyć.- Spoglądam na ojca, podobnie jak fotograf.- Przepraszam, że go ze sobą zabrałem, ale nie mogłem zostawić go samego w domu, a Karen wyjechała na weekend.

-W zasadzie cieszę się, że widzę was obu. Wchodźcie do środka, chyba że wolicie tu tak stać.- Wskazuje na wejście.- No już.- Klaska w dłonie, poganiając nas. Ojciec wchodzi do budynku, a zielonooka spogląda na mnie i bezgłośnie pyta.- Co przeskrobałeś?- Wzruszam jedynie ramionami, przepuszczając ją w drzwiach.

-Gdzie twój mężuś?- Muzyk odwraca się w naszym kierunku, ściągając jednocześnie buty. Ja również pozbywam się moich czarnych trampek.

-Za moment powinien wrócić.- Powoli przechodzimy do dużego, przestronnego salonu.- Za dwa tygodnie zaczynają trasę i wiecie, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.- Zatrzymuję się w miejscu.

-Wyjeżdżacie w trasę? Gdzie?- Pytam, za co dostaję karcące spojrzenie od czarnowłosego. Czyli co? Od teraz bycie miłym oznacza siedzenie cicho?

-Ameryka Południowa i Europa. I wyjeżdża tylko zespół, ja z Luckie jedziemy na miesiąc do Nowego Jorku, a potem do Paryża, a Emma z chłopcami do Sydney do jej rodziców.- Kobieta uśmiecha się do mnie, po czym wskazuje na sofę.- Siadajcie.

-A gdzie Ellie?- Muzyk obraca się wokół własnej osi, szukając wzrokiem dziewczyny. Nie żebym ja tego nie robił. Robię to odkąd weszliśmy na posesję. Nie widziałem jej od dwóch lat.

-Na górze. Już ją wołam.- Kobieta podchodzi do schodów i podnosi lekko głos.- Luckie! Jack już przyjechał.- Z powrotem odwraca się w naszym kierunku.- Napijecie się czegoś? Albo raczej, Henry, napijesz się czegoś? Bo wiem, że twój ojciec życzy sobie kawę.

-Nie, dziękuję.- Uśmiecham się lekko, po czym docierają do mnie odgłosy kroków na piętrze.

Moje serce zaczyna bić w zaskakująco szybkim tempie. Elizabeth zbiega na parter, a ja wpatruję się w nią jak zaczarowany, bo może właśnie taki jestem? Zaklęty na jej punkcie od wielu lat, właściwie odkąd tylko pamiętam, uwielbiałem w niej wszystko, te piękne, czarne włosy, które teraz sięgają do połowy pleców, duże, niebieskie oczy, które właśnie się we mnie wpatrują i słodkie, różowe usta, lekko rozchylone. Stoi na ostatnim schodku i wygląda prześlicznie w jasnych dżinsach z dziurami na kolanach i białej, luźnej koszulce z Davidem Bowiem. Gdyby nie reakcja ojca, chyba stalibyśmy tak, wpatrując się w siebie całą wieczność, nie żeby to mi się nie podobało, ale oczywiście tata zawsze musi wszystko zepsuć.

Bright LightsKde žijí příběhy. Začni objevovat