85. URODZINY SHANNONA

96 8 10
                                    

9 marzec 2012


Wchodzę do łazienki i uśmiecham się szeroko do Olivii leżącej we wannie. Z wody wystaje już dość zaokrąglony brzuch. Odkładam ręcznik na półkę obok i siadam na puchatym dywaniku. Czarnowłosa głaska brzuch, a ja opieram brodę na kolanie.

-Chyba musimy zacząć myśleć nad imieniem.- Odzywam się, a ona spogląda na mnie tymi swoimi zielonymi oczętami. Widzę w nim przebłysk smutku. Spoglądam na maleńki tatuaż pod lewym obojczykiem. Triada, która kiedyś była symbolem Elizabeth, Terrego i dziewczyny, z dnia na dzień stał się symbolem naszego zjednoczenia z maleńką Melody.

-Nie wiemy nawet czy to dziewczynka czy chłopiec.- Mówi po chwili.

-Możemy pomyśleć nad dwoma imionami, a po porodzie po prostu nazwiemy dziecko zgodnie z płcią.

-A to nie jest za wcześnie?- Nabiera powietrza, ciągle mi się przyglądając.

-W skali od jeden do dziesięć, jak bardzo boisz się o nasze maleństwo?- Pytam.

-Dziesięć.- Wyszeptuje, a po jej policzku spływa samotna łza.- Nie chcę go stracić.

-Nie stracimy, bo to dziecko jest naszym prywatnym cudem.- Podnoszę się i całuję ją w czoło, po czym cmokam brzuch.- A teraz wychodź, bo za godzinę musimy być na przyjęciu.- Podnoszę się i rozkładam ręcznik, by czarnowłosa mogła się nim obwinąć, co też robi.- Wiesz już w co się ubierzesz?- Pomagam jej wyjść z wanny i wyciągam korek, spuszczając wodę.

-A co mi pozostało? Same „sukienki" ciążowe.- Robi cudzysłów w powietrzu, wykrzywiając się w zabawny sposób.- A no i jeszcze te szerokie swetry, ale one raczej nie nadają się na klimat panujący w LA.

-No raczej nie bardzo. A one nie zostały w Nowym Yorku?- Pytam, nakładając pastę na szczoteczkę, podczas gdy moja żona ubiera się.

-Jak wracaliśmy w tą śnieżycę, to założyłam trzy na siebie.- W lusterku dostrzegam jej uroczy uśmiech.- Mogłabym już wrócić do wcześniejszej figury.- Przegląda się na wszystkie strony i nagle łapie za brzuch.

-Coś się stało?- Podbiegam do niej i pomagam usiąść na krawędzi wanny.- Olivia, mam wzywać pogotowie?- Czarnowłosa wciąga gwałtownie powietrze

-Nie, to tylko mały skurcz.- Prostuje się i spogląda na mnie.- Pani doktor mówiła, że w ostatnich tygodniach mogą się takie pojawiać.- Kucam przed nią i chwytam za jej kolano.

-Jesteś pewna?- Kobieta kładzie mi dłoń na policzku i delikatnie głaska.

-Na pewno. Termin mam dopiero za dziesięć dni.- Uśmiecha się lekko.- A teraz się zbieraj, bo się spóźnimy.- Całuje mnie, po czym się podnosi.

-Aniele...- Zaczynam.

-Nic się nie dzieje. A teraz do roboty. Wiesz, jak dawno nie widziałam się z Jakiem i dzieciakami?- W sekundę jej humor się poprawia, a ja już sam nie wiem, co mam o tym myśleć.

* * *

Siedzę razem z Shannem i Robertem na małej sofie i przyglądamy się jak nasi najbliżsi świetnie się bawią na urodzinach najstarszego z nas. Jakiś czas temu moja żona poszła pobawić się z dziećmi swojego „cholernego przyjaciela".

-Jay, a ty co taki zamyślony?- Obok mnie pojawia się Jack. O wilku mowa. Siada na podłokietniku obok mnie.

-Martwię się o Olivię.- Mówię, a moi współtowarzysze nagle odwracają głowy w naszą stronę. Widzę ich pytający wzrok, więc od razu tłumaczę o co mi chodziło.- Co jakiś czas ma skurczę.

Bright LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz