38. PARYŻ

122 11 4
                                    

30 grudzień 2006

Ziewam, szukając w tłumie ojca. Nienawidzę lotnisk, więc to nie dziwne, że nie mam dobrego humoru. Spoglądam na Jareda, który łączy nasze dłonie.

-Widzisz go?- pytam, przeczesując włosy palcami. Mężczyzna przeczy, spoglądając na mnie.-Ja wiedziałam, że tak będzie. Jemu nie można ufać.- Mruczę.

-Co robimy? Już dawno powinien tu być.- Z torebki wyciągam telefon, który włączyłam kilkanaście minut temu. Wykręcam numer Richardsona, który odbiera po kilku sygnałach.

-Tak?- Odzywa się, a we mnie aż się gotuje.

-Gdzie ty jesteś? Czekamy na ciebie już pół godziny.- Biorę głęboki wdech, próbując się uspokoić.

-Jak to gdzie? Mam jeszcze pełno pracy w związku z wystawą. Myślałem, że wspominałem ci o tym, że po was nie wyjadę.

-Mówiłeś na odwrót. No dobra, gdzie mamy przyjechać?- Już nawet złość mi przechodzi. Po prostu chcę być już na miejscu i się położyć.

-Na 6 Rue Du Jour. Drugie piętro. Musze wracać do pracy. Do zobaczenia.- Rozłącza się, a ja wysyłam Jaredowi wymowne spojrzenie.

-Nie przyjedzie po nas.- Oznajmiam.- Musimy sami sobie poradzić.- Ciągnę go w kierunku wyjścia z lotniska, gdzie powinien znajdować się postój taksówek. I nie mylę się, bo po kilku minutach siedzimy już w pojeździe. Wtulam się w ramię Leto i zamykam powieki.

Budzi mnie leciutki pocałunek w skroń. Otwieram leniwie oczy i dostrzegam, że stoimy w uliczce, a po obu stronach mamy dość wysokie budynki.

-Aniele, jesteśmy na miejscu.- Szepcze brunet. Spoglądam na niego zdezorientowana, ale moment później wszystko sobie przypominam. Wysiadamy z samochodu i z pomocą kierowcy wyciągamy bagaże. Z torebki wyciągam portfel z euro i płacę za przejazd. Rozglądam się po okolicy, ale na bramie przy której się zatrzymaliśmy wisi tabliczka z numerem 4.

-Pardon, monsieur.- Zwracam się do mężczyzny po francusku.- Tu jest 4.

-Numer 6 jest tam.- Wskazuje na drzwi na malutkim dziedzińcu za bramą.

-Merci.- Taksówkarz odjeżdża, a my podchodzimy do wskazanych drzwi, które na szczęście są otwarte, podobnie jak te oddzielające klatkę schodową i drugie piętro budynku. Popycham je lekko, a moim oczom ukazuje się przedpokój. Wchodzę głębiej i rozglądam się. Na ścianie wisi lustro z przyklejoną karteczką. Zrywam ją i czytam na głos.- Rozgośćcie się. Ja wrócę późno. Cały apartament jest do waszej dyspozycji. T.

-W takim razie trzeba to jakoś wykorzystać.- Całuje mnie w szyję, rozbierając przy tym kurtkę. Ja też swoją zdejmuję i zawieszam na wieszaku. Nagle zasłania mi oczy, po czym powoli prowadzi przed siebie.

-Jesteś gotowa?- Szepcze wprost do mojego ucha, przejeżdżając nosem po moim karku, przez co po ciele przechodzi mi dreszcz.- To jak, Aniele?

-Gotowa.- Odpowiadam tym samym tonem głosu, a on powoli zabiera swoje dłonie, mówiąc.

- Wiem, że nie byłaś nigdy w Paryżu, a całą drogę taksówką przespałaś, dlatego to pierwszy raz jak widzisz Wieże Eiffel.- Całuje mnie w czubek głowy, a ja otwieram oczy ze zdziwienia, widząc czubek wieży wystającej zza budynków.- Jutro, jeśli Terry pozwoli zabiorę cię jeszcze bliżej, żebyś mogła zobaczyć ją całą.- Odwracam się do niego i zagryzam wargę.

-Ale nie wyjedziemy na nią, prawda?- Mężczyzna uśmiecha się leciutko.

-Masz lęk wysokości, więc to odpada. Nie zapominam o tym. Poszukam sypialni, żebyś mogła się położyć.- Cmoka mnie w czoło, a ja unoszę kąciki ust wyżej.

-Kocham cię, wiesz?- Idę za nim, po drodze zbierając jedną z naszych walizek.

-Wiem. Ja ciebie też.- Otwiera drzwi z karteczką „To wasza sypialnia.".- No i proszę. To było proste.- Obracam się ogarniając wzrokiem pomieszczenie. Na każdych drzwiach jest karteczka z informacją.

-Zamiast tak dokładnie to wszystko opisywać, mógł po nas przyjechać.- Komentuje wchodząc do pokoju pomalowanego na biało. Na środku stoi łóżko, na które od razu padam.- Całkiem wygodne.- Mruczę wprost w pościel, a materac obok ugina się pod ciężarem bruneta.

-Chcesz je wypróbować.- Podnoszę lekko głowę i spoglądam na jego twarz, znajdującą się kilka sentymentów ode mnie.

-Wiem, że czasem narzekam jak kobieta z pięćdziesięcioletnim stażem, ale nie teraz. Wypróbuję je na inny sposób.

-W takim razie, ty się połóż, a ja porozglądam się po mieszkaniu. Dobrych snów, Aniele.- Podnosi się, a ja z walizki wyjmuję jakieś dresy i jedną z koszulek Jareda.

-Dziękuję.- Przebieram się szybko i wskakuję pod kołderkę.

* * *

Budzi mnie głos Terenca. No tak. Inaczej być nie mogło. Zwlekam się z łóżka i ziewając, otwieram drzwi.

-Ciszej, Olivia śpi.- Jared upomina go, a ja wchodzę do kuchni, połączonej z salonem.

-Już nie śpię.- Odzywam się, a oni odwracają.

-I widzisz, obudziłeś ją.- Dreptam przez moment w miejscu, próbując się rozbudzić, gdy nagle ojciec zamyka mnie w szczelnym uścisku.

-Co robisz, szaleńczy staruszku?- Pytam, będąc zgniatana.

-Wesołych świąt, Puchatku.- Mówi, a ja słyszę śmiech Jaya.

-Grabisz sobie, Leto.- Mrużę oczy, uwalniając się z ramion Richardsona.- Macie coś do jedzenia? Trochę zgłodniałam.- Otwieram lodówkę i pierwsze co widzę to filet z kurczaka w przeźroczystym opakowaniu, więc od razu ją zamykam.- Ten biedny kurczaczek ma z tą zniknąć, jeśli chcesz, żebym ci pomogła, rozumiesz?

-Zaraz go usmażę i zjem. Nie musisz się martwić.

-Byłem na obchodzie ulicy i znalazłem spożywcza.- Zaczyna niebieskooki.- I kupiłem trochę owoców.- Podchodzę do niego i całuję.

-Ratujesz mi życie.- Wgryzam się w jabłko.- Dobra, Terry dawaj te papiery. Chce mieć to już za sobą.- Mężczyzna spogląda na muzyka, a ten wzrusza ramionami.

-Żadnych papierów nie ma.- Mówi, a ja unoszę prawą brew w górę.- Chciałem cię tu ściągnąć, bo mam dla ciebie niespodziankę. To mieszkanie należało do mojego ojca, a on spisał mi je w spadku. Więc postanowiłem je wyremontować. Za tymi drzwiami jest studio.- Wskazuje przed siebie, ale ja jedynie wpatruję się w niego.- Pamiętasz dzień, w którym rzuciłaś we mnie gazetą z artykułem o was? Napisali, że miałaś też romans ze mną, co było całkowitym kłamstwem.

-Pamiętam. Zwiałeś na cały dzień.- Uśmiecham się lekko.

-Tak, więc postanowiłem, że świat musi się dowiedzieć kim tak naprawdę jesteś. I kim była dla mnie Elizabeth.

-Czyli chcesz wyznać wszystkim, że masz córkę?- Robię dziubek, a on potwierdza.

-Przepraszam, że musieliśmy cię okłamać.- Wtulam się w niego.

-Dziękuję.- I nagle coś do mnie dociera.- Musieliście? Jared, wiedziałeś o wszystkim?- Robię krok w tył i mierzę wzrokiem bruneta. Ten leciutko kiwa głową.- Zdrajca.- Mruczę, ale jego też przytulam.- Mimo wszystko, dziękuję. Kiedy będę mogła obejrzeć zdjęcia i zlikwidować te, które mi się nie podobają?

-Jutro wieczorem na otwarciu.- Szczerzy się fotograf.

-Nie zrobisz mi tego.

-A właśnie, że zrobię.- Wystawia mi język.

Bright LightsWhere stories live. Discover now