30. SUFIT

126 12 11
                                    

10 listopad 2006

Przytrzymuję telefon ramieniem, próbując wytłumaczyć Jaredowi, że jednak nie przyjadę do nich, jednocześnie starając się posprzątać studio. Przez ostatnie kilka dni przewinęło się tutaj tyle osób, ile normalnie przez dwa miesiące. A ja, jeśli naprawdę chcę się zmieścić w terminie, muszę wziąć się przez weekend za obróbkę fotografii, co nie będzie takie łatwe, zwarzywszy na ich ilość.

-Aniele, nie wiem czy dobrze zrozumiałem. Nie przyjedziesz, bo będziesz się zaharowywać, tak?- Wywracam oczami, jednak on nie może tego zobaczyć.

-No, coś takiego.- Odburkuję, czując że moją wypowiedzią mogłam go trochę zdenerwować.

-Jak kto woli.- Odpowiada i się rozłącza. Tak po prostu się rozłącza. Cholera, mogłam się nie odzywać. Odwracam się, słysząc chrząkanie, jednocześnie próbując zadzwonić do Leto.

-Oli, co ty tu jeszcze robisz?- Odzywa się blondynka.- Do domu, ale już.- Ignoruję ją, podobnie jak Jay mnie. Mimo wszystko próbuję jeszcze raz i kolejny.- Wiesz, która godzina?

-Jestem zajęta.- Odpowiadam, zbywając ją.

-A myślisz, że mnie to obchodzi? Ubieraj się.

-Muszę tu posprzątać.- Rzucam telefon na stolik, ale sekundę później znów wykręcam jego numer.- A ty co tu robisz?- Otwieram drzwi do drugiej części lokalu. Terry wspominał mi, że chce zrobić tu remont i zamieszkać.

-Przyszłam po ciebie...- Urywa.- Gdzie ty tak ciągle dzwonisz? Do pana Ideała?

-Tak.- Potwierdzam, z nadzieją, że się odczepi.

-Coś się stało? A nie powinien mieć teraz koncertu, czy coś?

-Skończyli przed momentem, ale zepsułam mu chyba humor na cały wieczór...- Mruczę.

JARED

Leżę na łóżku z zawziętością wpatrując się w sufit. Złość na czarnowłosą przeszła mi już po tym jak się rozłączyłem. Teraz został już tylko smutek, wielki smutek. Spoglądam na telefon, który milczy od kilkudziesięciu minut. Podnoszę się i podchodzę do szklanych drzwi, prowadzących na maleńki balkonik, jednak zatrzymuję się, gdy dociera do mnie głos Shana.

-Coś się stało?

-Jared ma zły humor. Nie zachowywał się tak, od waszego wyjazdu do NY, gdy poznał Olivię. Trochę się o niego boję.- Odzywa się moja asystentka.

-Znów się na tobie wyżywał?- Otwieram usta, uświadamiając sobie, że nieświadomie nakrzyczałem na Ludbrook, zaraz po mojej rozmowie z Richardson.

-Nie wyżywał się. Pewnie ma tylko zły dzień. Przejdzie mu.

-Pogadam z nim. Nie chcę powrotu Jareda-Terrorysty.

-Ale pierwsze muszę do niego iść w związku z jutrzejszym koncertem.- Rozmowa się urywa, więc wnioskuję, że wrócili do pokoju Shannona. Odwracam się, słysząc pukanie. Otwieram drzwi, za którymi stoi Emma. Wpuszczam ją do środka, ruchem dłoni.

-Em, chciałbym cię przeprosić. Trochę mnie poniosło.- Przeczesuję włosy palcami.- Olivia do mnie dzwoniła, jednak nie przyjedzie.- Tłumaczę.

-Nic się nie stało. Dlaczego nie przyjedzie? Już się cieszyłam na myśl, że nie będę tu sama z wami, chociaż na kilka dni.- Wzdycha, po czym mruży oczy.- Ale mam nadzieję, że się nie pokłóciłeś z nią o to.

-Tylko rozłączyłem.- Blondynka kładzie się w poprzek łóżka, a ja siadam na mini sofie.- Ale rozumiesz to? Ona woli prace ode mnie.- Wykładam nogi na stolik.

-No nie dziwię się.- Odburkuje.- Ale to rozłączanie nie było zbyt dobre. Próbowała się do ciebie odezwać?- Przegryzam wargę.- Nie mów, że to ignorowałeś?- Unosi się na łokciach i spogląda na mnie.- Jesteś totalnym idiotą.- Podsumowuje.

-Ej, nie zapominaj, że ja ci płacę.- Wskazuję na nią palcem.- Ale chyba masz racje.- Przyznaję, na co ta rzuca mi telefon.

-Zadzwoń do niej i przeproś.- Odblokowuję telefon hasłem, które mam od początku i które oprócz mnie zna tylko Ludbrook i Richardson, bo tylko im ufam. Gdyby tylko Tomo je odkrył, nie dałby mi spokoju, a próbuje odkąd przyłączył się do nas. Ale chyba najlepsze jest to, że hasłem jest rok jego urodzenia. Wykręcam numer do czarnowłosej, ale przerywa mi Emma..- Ale nie teraz. Teraz musimy wyjeżdżać, więc zbieraj dupsko i za pięć minut na dole. O koncercie pogadamy potem.- Puszcza mi oczko i podnosi się z łóżka, po czym wychodzi.

Z jękiem wsadzam komórkę do kieszeni i zaczynam się zbierać, by po chwili stać w holu hotelu, gdy blondynka nas wymeldowuje. Zakładam słuchawki do uszu i włączam piosenkę „The Sweetest Thing" U2, zagłuszając przy tym Shannona, który postanowił strzelić mi wykład o traktowaniu współpracowników. Wywracam oczami, gdy mrozi mnie wzrokiem, po czym wychodzę z budynku. Na parkingu stoi już kierowca. Witam się z nim i wbiegam schodkami do busa. W saloniku rzucam torbę przy sofię i rozkładam się na niej. Wyciągam telefon ze spodni i nabieram głęboki wdech zanim nacisnę zieloną słuchawkę. Już mam to zrobić, gdy obok mnie pojawia się ten drugi Leto.

-Co jest, Bro?- Obejmuje mnie ramieniem.

-Odwal się. Muszę zadzwonić do Olivii.- Wskazuję na ekran komórki, a ten wskazuje w kierunku naszej tak zwanej sypialni.

-W takim razie tam znajdziesz trochę spokoju. Zaraz tu pojawi się reszta.- Uśmiecham się lekko i wstaję z kanapy. Przechodzę do tamtego pomieszczenia i naciskam zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach odzywa się dziewczyna.

-Co?- Przymykam powieki, słysząc jej wściekły głos.

-Przepraszam, nie chciałem cię tak potraktować. Po prostu...- Urywam.- Po prostu tak bardzo chciałem cię zobaczyć, przytulić, pocałować...- Wymieniam.

-To ja cię przepraszam. Ja naprawdę mam dużo pracy.

-Wiem. Tylko głupio postąpiłem, rozłączając się.- Zagryzam wargę, unosząc kąciki ust wyżej.

-Oj nie zaprzeczę, Leto, nie zaprzeczę...







------------------------------------------------------------------------------

Jedyne co chcę zrobić, to przeprosić was za taki beznadziejny rozdział, ale jedyne co mi pozostaje, to obiecać, że następny będzie lepszy. Jeszcze raz przepraszam....

Bright LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz