104. PIERWSZE KROKI

73 9 4
                                    

15 lipiec 2013

Zatrzymuję się na moment obok podwyższenia z perkusją, w którą zawzięcie wali Shannimal. Obserwuję jak Jared szaleńczo biega po scenie. Pstrykam mu kilka zdjęć, podobnie jak jego bratu, gdy przez słuchawkę wydobywa się zmartwiony głos Connie.
-Nie widzieliście gdzieś Luckie? Uciekła mi.- Otwieram usta, nie wiedząc co mam powiedzieć. Moja mała córeczka zginęła. Spoglądam na Jareda, który wydaje się, że nie usłyszał co powiedziała jego matka, ale po nagłej zmianie w płynności jego ruchów, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że myśli o tym samym co ja. Nagle przerywa piosenkę, patrząc w stronę kulis. Kieruję swój wzrok w tym samym kierunku i dostrzegam nasze maleństwo, które z uśmiechem, na czworaka kieruje się ku swojemu tacie. Uśmiecham się z ulgą.
-Znaleźliśmy ją.- Odzywam się do małego mikrofonu, dzięki któremu wszyscy możemy być w kontakcie w czasie koncertu i na próbach. Ponownie spoglądam na czarnowłosą, która dzielnie znosi wielkie słuchawki na uszach, dzięki którym może przebywać w takim hałasie. Sama chętnie bym je założyła, bo jednak stanie w takim hałasie jest dość męczące.
-Na to wygląda- Zaczyna Jay, mówiąc do mikrofonu.- że chyba właśnie poznaliście Elizabeth Ruby Leto, moją córeczkę.- Uśmiecha się do dziewczynki, siadając na scenie, a fani zaczynają piszczeć.- Ale mogę prosić o ciszę?- Ponownie spogląda na tłum, a ja oczyma wyobraźni widzę jak marszczy przy tym brwi. Przechodzę zza stanowiskiem Steviego, nowego muzyka koncertowego, żeby lepiej wszystko widzieć.- To malutkie dziecko.- Odkłada mikrofon obok siebie, który jednak toczy się i spada ze sceny, jednak widzę, że ochroniarz go łapie i z powrotem odkłada na podwyższenie z lekkim uśmiechem.
Wracam spojrzeniem do najdroższych mi osób i widzę jak Jared przywołuje dłonią dziewczynkę. Tak samo jak robimy to codziennie, chcąc by wreszcie zaczęła sama chodzić. Mała unosi wysoko kąciki ust i zaczyna się śmiać, a wraz z nią mój mąż. Co dziwi mnie najbardziej, że na arenie panuje totalna cisza. Nagle Elizabeth, podpierając się o dłonie, prostuje nóżki. Otwieram usta ze zdziwienia, jednocześnie pstrykając kilkadziesiąt zdjęć, podczas gdy ona robi kilka, swoich pierwszych kroków i wpada wprost w ramiona swojego ojca. Z moich oczu wypływają łzy szczęścia, bo to najpiękniejszy moment jaki w życiu widziałam.
-Lee, widziałaś?- W uchu słyszę głos młodszego Leto.
-Jej pierwsze kroki.- Wyszeptuję, a on odwraca się w moim kierunku i wysyła mi uśmiech. Podnosi się z małą na rękach i podchodzi po mikrofon.
-Byliście świadkami pierwszych kroków mojej córki.- Zwraca się do kilku tysięcy osób, obecnych w budynku.- Nawet nie wiecie jaki jestem w tej chwili szczęśliwy.- Podchodzę bliżej.
-Zaniosę ją Connie.- Mówię, przejmując Luckie.
-A jakby ktoś jeszcze nie wiedział, to są dwie najpiękniejsze istoty, które kiedykolwiek stąpały na tej ziemi.- Wskazuje na nas.
* * *
Spoglądam na przenośne łóżeczko, na którym śpi mała. Właściwie to zasnęła zaraz po tym jak zniosłam ją ze sceny. Wracam spojrzeniem do ekranu laptopa, gdzie mam już wszystkie zdjęcia z dzisiaj. Czeka mnie teraz przeglądnięcie ich, usunięcie tych nieudanych i w razie czego, poprawienie ich. Ziewam na samą myśl o tym co mnie czeka, gdy z łazienki wychodzi Jared, wycierając ręcznikiem włosy, które aktualnie są dłuższe od moich. Siada na oparciu fotela i wpatruje się we mnie.
-No co?- Pytam w końcu, spoglądając na niego. Na jego twarzy pojawił się uśmieszek, który nie może wróżyć nic dobrego, a przynajmniej nie dla mnie.
-Chcę ci tylko powiedzieć, że nie zamierzam pozwolić na to, żeby moja żona zarywała kolejną nockę, przeglądając zdjęcia.
-A co? Chcesz to zrobić za mnie?- Spoglądam na niego z politowaniem.
-Jak tak dalej pójdzie, to się wykończysz.- Mrużę oczy, a on krzywi się, wiedząc, że popełnił błąd.
-Jasna cholera.- Syczę, podnosząc się.- Do łazienki i to już. Nie zamierzam obudzić Luckie.- Czekam, aż ten wstanie. Obserwuję jak zgarbiony wchodzi do pomieszczenia, z którego moment wcześniej wyszedł. Zamykam drzwi i zatrzymuję się naprzeciwko muzyka. Patrzę wprost w jego oczy.- Durniu, mało brakowało, a osierociłbyś córkę, przez własną głupotę.- Widzę każdy ruch mięśni na jego szczęce i doskonale wiem, jak nie lubi, gdy mu to wypominam.- Jestem odpowiedzialna za zdjęcia z koncertu i M&G, które muszę jeszcze porozsyłać. To moja praca.
-Ja też pracuję. Wtedy też. Nie zapominaj, że jestem okazjonalnym aktorem.- Odzywa się, a mnie mało szlak nie trafia.
-Ale ja, jeśli poczuję, że nie dam rady więcej, to się położę i rano pośpię dłużej, a ty na planie nie jadłeś przez kilka dni. Schudłeś prawie 30 funty (jakieś 13 kg) w przeciągu niecałych dwóch miesięcy.- Mój podbródek zaczyna drżeć, a z oczy wypływają pierwsze łzy.- Prawie cię straciłam.- Wyszeptuję, a on przybliża się i obejmuje mnie, głaszcząc po włosach.
-Przepraszam. Doskonale wiesz, że jestem głupi.- Mówi, całując mnie w czubek głowy. Z moich oczu ciągle wydobywają się słone łzy, których nie mogę powstrzymać, podobnie jak wspomnień o pobycie Jareda w szpitalu.- Aniele, nie płacz. Nie znoszę jak jesteś smutna, a szczególnie jeśli to moja wina.- Gładzi moje plecy, próbując mnie uspokoić.- Już nigdy nie zrobię czegoś tak głupiego, obiecuję.- Unoszę wzrok w górę.
-Jak mogłam zakochać się w takim idiocie?- Pytam, a na jego twarzy pojawia się uśmiech. Ziewam, a ten podnosi mnie na ręce.
-Zdziwiłbym się, gdybyś się nie zakochała.- Mówi, wynosząc mnie. Odkłada mnie na łóżku.- Dzisiaj jako twój szef, daję ci wolne.- Oznajmia, wyłączając laptopa. Przyglądam się dokładnie jego ruchom, całkowicie zapominając, że przed momentem byłam na niego wściekła.
-Skromny to ty nie jesteś.- Mruczę, a ten ląduje obok mnie, ówcześnie gasząc światło. Teraz jedynym źródłem jest mała lampka stojąca po mojej stronie.
-Idziemy spać, czy wykorzystamy ten czas jakoś inaczej?- Robi dziubek, wpatrując się we mnie.
-Nie wiem jak ty, ale ja idę spać. Muszę odespać wczorajszą noc.- Uśmiecham się szeroko, wślizgując się pod ciepłą kołdrę, a ten wzdycha zapewne z rozpaczy.- Muszę wykorzystać moment, gdzie jestem wolna od mojego szefa dupka.- Przekręcam się twarzą do okna i łóżeczka małej.
-Hej, nie rób ze mnie potwora.- Czuję jak gramoli się obok mnie, więc odwracam głowę w jego kierunku, jedną ręką gasząc lampkę
-Niby dlaczego?- Mężczyzna przyciąga mnie do siebie i zamyka w szczelnym uścisku.
-Bo zawsze mogę odwołać wolny wieczór.- Czuję jak się uśmiecha, a ja jedyne co robię, to wtulam się w jego ciało i zasypiam.

Bright LightsWhere stories live. Discover now