34. CHORÓBSKO

128 11 9
                                    

7 grudzień 2006

Kicham, otwierając drzwi do mieszkania. Jak najszybciej się da odkładam zakupy w kuchni, po czym rozbieram kurtkę i buty. Zaczynam rozpakowywać kupione rzeczy, szukając dużej paczki chusteczek. Zaczynam je i kicham po raz kolejny, a w pomieszczeniu zjawia się Olivia z zaczerwienionym nosem i podpuchniętymi oczami.

-Dobrze, że jesteś.- Mruczy, ledwo słyszalnie.- Masz moje tabletki?- Pyta, zaglądając mi przez ramie. Łapie pastylki na ból gardła i ciastka zbożowe, po czym wyrywa mi paczkę z chusteczkami.

-Lepiej trochę?- Podążam za nią do salonu i zajmuję miejsce na kanapie. Okrywam nas kocem i wtulam się w jej ramie.

-Jedynie to, że Terry podrzucił nam kolejny sezon doktora Housa.- Odpowiada, włączając telewizor.- Nienawidzę być chora...- Dodaje, włączając serial.- Dobrze, że już jesteś. Zimno mi było bez ciebie.- Przybliża się do mnie.

-Nic nie mów, Aniele.- Całuję ją w głowę.- Zamówiłem po drodze pizzę. Powinni zaraz tu być.- Wysmarkuję nos, a dziewczyna zaczyna się śmiać, by moment później zanosić się głośnym kaszlem. Tym razem to ja się chichram, przez co obrywam w żebra.- No dobra, dobra. W sumie, to sam nie jestem lepszy.- Mówię i nagle do drzwi ktoś puka. Wyplątuję się z uścisku czarnowłosej i otwieram. Za progiem stoi roznosiciel pizzy.

-Dzień dobry.- Mówi, a ja kicham.- Oj, chyba choróbsko pana dopadło.- Uśmiecha się.- Jest może pani Olivia?- Robię zdziwioną minę, a dziewczyna wychyla się zza kanapy.

-Nie radzę ci się zbliżać, Max. Jesteśmy chorzy.- Mówi, a blondyn wręcza mi pudełko.

-Chciałem tylko powiedzieć, że kuzynka jest zachwycona sesją u ciebie, dlatego macie pizzę na koszt firmy. Na razie.- Macha nam i zaczyna zbiegać, a ja nadal stoję oniemiały.

-Jesteście po imieniu?- Pytam, mrugając oczami z oszołomienia.- Jego kuzynka miała u ciebie sesje?- Zamykam drzwi i wracam na sofę.

-Tak, bo jego kuzynką jest Kate Winslet.- Po raz kolejny się we mnie wtula, powoli przeżuwając nasz posiłek.

-Mówisz serio?- Po kaszluję przez moment, po czym spoglądam na nią.

-No tak. Też spodziewałam się jakiejś dziewczynki, która tylko chciałaby zostać wielką gwiazdą, a tu taką niespodzianka...- Opowiada, chrypiąc, a na końcu już całkowicie traci głos. Z ruchy jej warg wyczytuję jedno zdanie: "O cholera". Ledwo udaje mi się nie uśmiechnąć, a co dopiero wybuchnąć śmiechem, ale z pomocą przychodzi mi atak kaszlu. O ile można to tak nazwać. Po ataku wstaję i z małej szafki, stojącej przy pianinie wyjmuję notes i długopis. Podaję przedmioty Richardson, a ta uśmiecha się z wdzięcznością.

* * *

Kolejny odcinek Dr. House się kończy, a ja spoglądam na dziewczynę, która śpi, ze stopami na moich udach. Uśmiecham się, uświadamiając sobie, że lepiej trafić nie mogłem. Ta dziewczyna jest dla mnie wszystkim i teraz nie wyobrażam sobie życia bez niej.

Powoli podnoszę się i biorę ją na ręce, uważając, żeby się nie obudziła. Wchodzę do sypialni i kładę ją na łóżku, a wtedy jej oczy się otwierają i podnosi się, zatapiając w moich ustach. Pociąga mnie, tak, że upadam obok niej. Dziewczyna przegryza płatek mojego ucha, a ja nie wiem co powiedzieć.

-Cii...- Mruczy.

-Ty możesz mówić.- Zdziwię się.

-Chciałam cię wkręcić i się udało.- Śmieje się.- Ale to tylko z głosem. Naprawdę jestem chora.

-Skoro tak, to jakaś zemsta cię czeka.- Mruczę, przerzucając ją na drugą połowę łóżka. Teraz to ja jestem górą. Powoli zdejmuję z niej bluzę, a ta cicho podśmiechuje się.

-Takie zemsty to ja mogę mieć cały czas.- Zagryza wargę, a ja pozbywam się jej dresów i koszulki. Wracam do jej ust, gdy do drzwi zaczyna się ktoś dobijać.

-Ignorujemy?- Pytam, a ona potwierdza, lecz niecałą sekundę później dochodzi do nas jedno zdanie, a mianowicie: „Policja, otwierać!". Spoglądam na dziewczynę w zdumieniu.

-Zrobiłeś coś?- Czarnowłosa mruży oczy, wyślizgując się. Ubiera się powoli.

-Myślałem, że mi ufasz.- Wychodzę z pomieszczenia i kieruję się ku drzwiom. Otwieram je, a moim oczom ukazuje się... No właśnie, już wolałbym sto razy bardziej tą całą policje, bo przede mną stoi szeroko uśmiechnięty Shannon.

-Wiedziałem, że się na to nabierzesz.- Unosi kąciki ust jeszcze wyżej.- Jesteś zbyt porządnym człowiekiem.- Przełykam ślinę, próbując się uspokoić, po czym po prostu zamykam drzwi.

-Czego chcieli?- Czarnowłosa pojawia się obok mnie.

-To nie policja.- Odburkuję, a ona mruczy coś pod nosem, więc wracam i wpuszczam starszego Leto.

-Shan, co tu robisz?- Richardson przygląda mu się z uwagą, a ten nadal stoi uśmiechnięty, co niezmiernie mnie irytuje.

-Jak to co? Przyjechałem was odwiedzić, bo podobno umieracie.- Siadam na kanapie i włączam kolejny odcinek House.- Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam. Mogę tu przenocować, nie?- Odwracam się i posyłam mu spojrzenie, które doskonale umie rozszyfrować.

-Nie możesz.- Warczę.

-Jared, zachowuj się. Zostań ile chcesz, ale jak się przeziębisz, to nie nasza wina. Rozgość się.

-Co on taki zły?- Mimo, że ten pajac ściszył głos, i tak wszystko słyszę. Wywracam oczami.

-Przerwałeś mu coś.- Odpowiada czarnowłosa.

-Już nawet chyba wiem co. Oli, ubrałaś koszulkę na lewą stronę.- Perkusista siada obok mnie.- Oj, nie dziwię ci się już, braciszku.

Bright LightsWhere stories live. Discover now