95. UP IN THE AIR CZ.1

64 8 5
                                    

14 styczeń 2013

Maszeruję dookoła, wpatrując się w drogę dojazdową. Zatrzymuję się centralnie przed wejściem do hali i z kieszeni wyjmuję telefon. Olivia powinna być tu już pół godziny temu. Wykręcam do niej numer, gdy obrywam drzwiami w ramię. Przenoszę wzrok na mojego oprawcę, którym okazuje się być Robert.

-Lee jeszcze nie ma?- Pyta, rozglądając się po podjeździe zapełnionym samochodami.

-No właśnie nie ma. Martwię się.- Przeczesuję palcami długie już włosy.

-Ty wiesz jaka ona jest. Ciągle się spóźnia.- Greenwood opiera się ścianę i teraz oboje wpatrujemy się w drogę, na której chwilę później pojawia się czarny, jeepowaty samochód, należący do mnie.- No widzisz, już jedzie.- Mężczyzna klepie mnie po ramieniu, po czym znika w budynku. Olivia parkuje obok samochodu Emmy, po czym wysiada z pojazdu.

-Przepraszam, przepraszam, przepraszam.- Robi przepraszającą minę, podchodząc do mnie. Przyciągam ją do ciebie i całuję w czoło.

-Następnym razem daj mi znać, że się spóźnisz, bo ja od zmysłów odchodzę.- Kobieta wyplątuje się z moich ramion i podchodzi do auta, z którego wysiada troje osób.

-To Megan, Charlie i Eddie.- Wskazuje po kolei na swoich pracowników, po czym otwiera drzwi i przez moment mocuje się z czymś, by wyjąć naszą córkę. Marszczę brwi.

-A Luckie nie miała zostać z Henrym?- Pytam, mając na myśli jej dziadka.

-Alice się źle poczuła i pojechali do szpitala.- Mówi, podchodząc bliżej. Podaje mi dziewczynkę, która od razu łapię moje włosy, a Olivia otwiera bagażnik pełen sprzętu fotograficznego.

-Lee, damy sobie radę bez ciebie. Jak chcesz, to możesz do niej jechać.- Zbliżam się do niej, a jej pracownicy wchodzą z częścią sprzętu do środka, dając nam choć trochę prywatności.

-Dzwoniłam do nich. To nic poważnego i wracają już do domu.- Uśmiecha się lekko.- Dobra, powiedz mi co nagraliście, gdy mnie nie było? Hej, Luckie, ale nie ciąg tatę za włosy.- Dziewczynka spogląda na swoją mamę, a potem nachyla się w kierunku mojego ucha, patrząc za mnie i woła.

-Babu!- Odwracam się i dostrzegam Roberta.

-Cześć, Bubu!- Odpowiada jej fotograf.- A co ty tu robisz? Myślałem, że jedziesz do dziadka.- Zabiera mi dziewczynkę.

***

Wrzucam do letniej wody musującą tabletkę magnezu, która od razu zaczyna się rozpuszczać i przenoszę kubek z Kubusiem Puchatkiem do salonu, gdzie przed laptopem ​siedzi Olivia. Od jakiegoś czasu ciągle drga jej powieka, co jednoznacznie wskazuje na niedobór tego pierwiastka, który dodatkowo wypłukuje kawą. Elizabeth śpi już od dawna. Odkładam naczynie na szklany stolik i siadam obok niej.

-Kończysz już?- Pytam, przyglądając się zdjęciom, które zrobiła dzisiaj.

-Nie bardzo.- Odrywa się na moment od sprzętu, ale tylko po to by cmoknąć mnie szybko w usta i upić łyk napoju, który jej przygotowałem.- Jeśli się sprężycie, to myślę, że skończycie nagrywanie jeszcze w tym tygodniu.- Mówi, wpatrzona w ekran.- Potem wystarczy wszystko skleić i gotowe.- Rzuca szybkie spojrzenie na mnie, a gdy nie odpowiadam odwraca się na dłużej.- Czemu milczysz?- Zagryza wargę. Uśmiecham się lekko, przyciągając ją bliżej, przez co cicho piszczy.

-Milczę, bo ty tu rządzisz, Aniele.- Składam na jej czole całusa.- I od tej pory, to ty jesteś Cubbinsem.- Kobieta wywraca oczami.

-Nie przesadzaj. Chcę wam tylko pomóc.

-Wiem, ale jeśli ktoś znów mnie spyta “Who the f#%k is Bartholomew Cubbins?” odpowiem bez wachania, że to ty.- Zamykam ją w szczelnym uścisku, by nie mogła mi uciec.

-Głupek z ciebie.- Komentuje, ale nawet się nie wyrywa. Słyszę jedynie jak w pewnym momencie wzdycha.

-Co tam?- Puszczam ją, pozwalając oddalić się na kilka centymetrów, ale nie za daleko.

-Musimy chyba zatrudnić opiekunkę dla Luckie.- Zielonooka wpatruje się we mnie z powagą.- To tego czasu jakoś dawaliśmy rady, ale za niedługo wyjedziecie w trasę, a ja sama nie wyrobię.- Znów wzdycha, a ja marszczę brwi.

-Przepraszam bardzo, ale, pragnę zaznaczyć, że wy jedziecie z nami.- Mówię.

-Jay, nie jedziemy. Luckie jest mała i nie chcę tego mówić, ale muszę, będzie wam po prostu przeszkadzać. Zresztą, co ja bym niby miała robić?- Zakłada ręce na piersi, co każdy uznaje za znak, że lepiej poddać się na starcie, ale halo, jestem Jared Leto, jej mężuś.

-Olivio Carrie Richardson Leto, jedziecie ze mną w trasę i nie chcę słyszeć ani słowa sprzeciwu.- Opieram się wygodniej na sofię i wystawiam stopy na stolik jak pan domu, którym właściwie jestem.

-Jaredzie Josephie Leto, po pierwsze, śmierdzące łapy na ziemię.- Zrzuca moje nogi, a ja mrużę oczy. To, że czasem daję sobą pomiatać, nie znaczy, że to nie ja tu rządzę!- Po drugie, jak ty to sobie wyobrażasz?

-Jeszcze nie wiem, ale przepraszam, będę ci płacił za robienie zdjęć podczas koncertów.- Wyrzucam dłonie w górę.

-Nie mi, tylko firmie. A ja mogę wysłać z wami kogokolwiek.- Celuje we mnie środkowym palcem.

-Ale ja życzę sobie najlepszego fotografa, czyli ciebie, jeśli jeszcze tego nie zrozumiałaś.- Uśmiecham się szeroko.- Płacę i wymagam.- Obserwuję jak z moją żonka godzi się z przegraną.

-Dobrze, może i to już sobie zaplanowałeś, ale jest jeszcze drobny szczegół o imieniu Elizabeth. Skoro ja będę pracować, to co z nią?

-Emma się nią będzie zajmować. Co za problem?- Wzruszam ramionami.- Musi się podszkolić, skoro za niedługo będzie miała dziecko i to dodatkowo z genami mojego brata.

-Emma nigdzie nie jedzie.- Wzdycham cicho. Co za uparte stworzenie!

-Jedzie. Zresztą Shannon nie zostawi jej samej. Czy ci się to podoba, czy też nie, ale jak już się jakiś Leto zakocha, to na wieki i nie pozwoli na dłuższe rozstanie.

-Na wieki, powiadasz?- Potwierdzam, po czym obserwuję jak na jej twarzy pojawia się przebłysk, który oznacza, że się właśnie wkopałem. Jeszcze nie wiem w co, ale się wkopałem.- Czekaj, jak jej było, Cameron?- Teraz to ona się uśmiecha.- Czyżby jednak ona była miłością twojego życia?

-Hej, Aniele, to jest już cios poniżej pasa.- Jej stopy lądują na moich udach.- To było tylko zauroczenie. Prawdziwą miłość życia poznałem w barze Vinyl trzy dni po rozstaniu z nią. I tak zostało, że szaleję za tą samą dziewczyną już ponad dziesięć lat.- Unoszę kąciki ust w górę.- Ty oczywiście jesteś tylko dodatkiem, ale to szczegół.- Kobieta wywraca oczami, zapewne na moją głupotę i zmienia pozycję, tak że teraz to jej głową jest na moich udach. Podnosi dłoń w górę i delikatnie gładzi mnie po policzku.

-Kurczę, to niesamowite, że znamy się już dziesięć lat.- Całkowicie ignoruje moją zaczepkę, co w zasadzie idzie tylko na moją korzyść.

-Teoretycznie dziesięć, w praktyce trochę mniej, bo przez dwa lata tylko przychodziłaś nas posłuchać i zawsze uciekłaś przed końcem, a potem uciekłaś mi całkowicie do Nowego Jorku.- Przypominam.- No i jeszcze epizod, gdzie prawie wyszłaś za jakiegoś przydupasa z Kanady.

-Jesteś okropny, wiesz?

Bright LightsWhere stories live. Discover now