48. 2x WHITE

102 8 1
                                    

12 kwiecień 2007

Budzę się i nagle dociera do mnie, jak bardzo boli mnie głowa. I jak bardzo chce mi się wymiotować. Gwałtownie wstaje i moment później nachylam się nad sedesem. Chyba za dużo wypiłyśmy z Emily. Po raz kolejny wyrzucam z siebie zapewne, tą pyszną pizze, którą zamówiłyśmy, gdy ktoś odgarnia mi włosy z twarzy. Odwracam się i dostrzegam zmartwioną twarz Jareda. Siada obok mnie i zaplata mi warkocza.

-Przynieść ci wodę?- Pyta, a ja delikatnie potwierdzam kiwając głową. Wychodzi z łazienki, by po chwili wrócić z butelką. Upijam kilka łyków i opieram się o ścianę.- Lepiej?- Po raz kolejny potwierdzam, a ten nachyla się nade mną, jednak ja przykładam palec do jego ust.

-Zmienisz miejsce na teledysk?- Odzywam się.

-Olivia...- Zaczyna, ale ja mu przerywam.

-Poradzę sobie. Możesz już wracać do spania.- Mruczę, ale ten nie reaguje.- Po prostu już idź.- Unosi się i znika za drzwiami, a ja zostaje sama z własnymi myślami. Jeszcze kilkanaście minut siedzę na płytkach, po czym podnoszę się i wychodzę. W momencie, gdy stawiam krok na wykładzinie, z podłogi ktoś się zrywa.- Powiedziałam coś.- Omijam niebieskookiego i idę do kuchni, gdzie przeszukuje szafki. W końcu znajduję środki przeciwbólowe. Zażywam dwie tabletki i odwracam się, wyczuwając jego obecność.

-Porozmawiasz ze mną?

-Nie.- Zostawiam go samego i wracam do pokoju gościnnego. Kładę się na materacu i przymykam oczy.

* * *

Podnoszę się i ubieram ciuchy, które dziwnym trafem znalazły się w graciarni. Ziewam po raz kolejny, zbierając rzeczy potrzebne w pracy. Nie udało mi się zasnąć z powrotem, ale przynajmniej pozbyłam się bólu głowy. Z notesu wyrywam kartkę i zapisuję ją: „Jestem w pracy. Mam nadzieję, że jeszcze przemyślisz ten swój pomysł. O.". Zabieram kluczę ze stolika i wychodzę na klatkę schodową. Zamykam mieszkanie, co nie zdarza się często. W dziesięć minut docieram do Starbucksa, gdzie kupuję kawę na wynos, która pomoże przetrwać mi dzisiejszy dzień. Kolejne pięć minut zajmuje mi dotarcie do Art Partner. Wchodzę do budynku i pierwsze co zauważam, to blondynkę drzemiąca na ladzie. Szturcham ją, a ta zrywa się gwałtownie.

-Nie strasz mnie.- Jęczy.- Myślałam, że to szef. Czy ty też masz takiego kaca?- Opiera głowę na dłoniach.

-Wymiotowałam w nocy. Potem nie mogłam zasnąć. A o głowie nie wspomnę.- Mruczę.

-A jak z panem Ideałem?- Wywracam oczami i siadam na połowie jej krzesła. Kładę głowę na jej ramieniu i obejmuję w talii.

-Przytrzymywał mi włosy, jak zwracałam tą pyszniutką pizze. Ale nadal jestem na niego zła.- Dodaję.

-Ty się o niego martwisz, kochana.

-Nie ważne. A co u twojego kochanka? Jak mu w końcu było? Charlie, Andrew? Pogubiłam się już.- Wyznaje, a na jej twarzy pojawia się uśmiech.

-Anthony, Tony. Ja też się pogubiłam. No to może zacznijmy od tego, że jak wyszłaś zaniósł mnie do łóżka i tak siedział ze mną.- Rozmarza się.- Ale ja, rzuciłam się na niego i chyba wiesz czym to się skończyło.- Chichotam.- A rano dostałam śniadanko prosto do łóżka.- Unoszę kąciki ust w górę.

-Przynajmniej tobie się powodzi.- Gdy kończę swoją wypowiedź, drzwi windy się otwierają, a z niej wychodzi Terence.

-Koniec ploteczek. Dokończycie na lunchu, teraz brać się do pracy.- Zatrzymuje się przed nami. Z lekkim ociąganiem wstaję. Całuję policzek Anderson- Wytłumacz mi, moja panno, gdzieś ty się wczoraj ukryła przed wzrokiem Leto?- Odwracam się do blondynki i wywracam oczami.- Wiesz, ile razu musiałem mu tłumaczyć, że cię nie przetrzymuję?

Bright LightsМесто, где живут истории. Откройте их для себя