99. URODZINY LUCKIE I SHANNA

61 8 6
                                    

9 marzec 2013

9 marzec 2013

Przechodzę do salonu, gdzie w zasadzie nie ma już czym oddychać, tyle tu się osób zebrało, bo nie dość, że świętujemy pierwsze urodziny naszej córeczki, to jeszcze kolejne tego kurdupla. Zresztą pierwotną funkcją Lab było nagrywanie płyt, a nie przyjęcia z różnej okazji, jak to się dzieje teraz. Klaskam w dłonie, tym samym zyskując trochę uwagi obecnych.

-Chce ktoś dokładkę tortu?- Pytam, gdy już wszyscy się we mnie wpatrują. Jedyną osobą, która podnosi rękę jest mały Henry, który bawi się z Luckie.

-Nie dawaj mu nic.- Mówi niemo jego ojciec, jedynie poruszając ustami.

-Ktoś jeszcze?- Dopytuję mimo wszystko.

-W sumie, to i tak jestem już gruba, więc jeden kawałek nie zrobi mi różnicy.- Mruczy Emma, a mój wzrok zatrzymuję się na jej brzuchu, który od Sylwestra zdążył troszkę urosnąć. Chociaż mogę się założyć, że Olivia pod koniec piątego miesiąca miała troszkę mniejszy. Wracam do kuchni i nakładam na talerzyk Ludbrook kawałek ciasta wegańskiego. Wracam do pomieszczenia i zajmuję poprzednie miejsce koło żony, wcześniej wręczając dziewczynie Shannona tort.

-Tak patrzę na nich.- Odzywa się Karen, trzymając na kolanach swoją córkę i wskazując jednocześnie na swojego syna i Elizabeth.- I zastanawiam się czy oni nie będą kiedyś razem.- Teraz oczy wszystkich zwrócone są na dwójkę ciemnowłosych dzieciaczków, które nie zwracając na nic uwagi, bawią się miśkami.- Aż dziwne, że Henry jest taki grzeczny.- Wzdycha rudowłosa.

-Też mi się wydaje, że kiedyś może im się udać.- Goście wracają do wcześniejszych rozmów, ale ja jeszcze przez chwilę wpatruję się w chłopca. Czy on jest odpowiedni dla mojej córki?

-Jared, czy możesz się łaskawie skupić na moment?- Przed oczyma przelatuję mi dłoń Tomislava, który specjalnie na podwójną imprezę zdecydował się przylecieć z Detroit wraz z żoną.

-Jasne, przepraszam.- Uśmiecham się lekko, jednak mój wzrok teraz spoczywa na brzuchu Vicki, która jest jakoś w tym samym miesiącu co Emma. I jej brzuch jest trochę mniejszy. Tak w ogóle, to Ludbrook jest już moją byłą asystentką. Niedawno awansowała na producenta i teraz sam muszę się użerać ze wszystkimi papierami.

-Kiedy oficjalnie wypuszczamy "Up in the air"? Bo ja się już troszku pogubiłem.- Wracam spojrzeniem do gitarzysty.

-Tak jak ustaliliśmy na początku, osiemnastego marca, czyli za dziewięć dni.- Odpowiadam. Milicievic wraca do rozmowy z Chesterem, a do mnie docierają urywki dialogu Shannona i Whita, odnośnie nowego zakupu mojego brata, a mianowicie mieszkania w NY, dokładnie naprzeciwko tego naszego. Pani Adeline wraz ze swoją sunią Suzi, postanowiły przenieść się na wieś, a mieszanie sprzedać, co wykorzystał Shan.

OLIVIA

Obejmuję ramieniem dziewczynkę, siedzącą na moich kolanach, jednocześnie wsłuchując się w historię opowiadaną przez Skinny, dziewczynę mojego ojca. Czarnowłosa zaczyna się wiercić, a następnie gryzie mnie w rękę. Spoglądam na nią z wyrzutem.

-Halo, moja panno, co to miało być?- Na jej twarzyczce pojawia się szeroki uśmiech, a ja nie mogę się na nią gniewać.

-Mama!- Elizabeth podnosi się, stając na moich udach i kładzie rączki na moich ramionach, próbując utrzymać równowagę. Chwytam ją w pasie, nie pozwalając by upadła. Zaraz potem wskazuje na coś za moimi plecami.- Baba!- Odwracam się i dostrzegam za mną Constance, niosącą kubek.

-Witałaś się już ze mną, słoneczko.- Kobieta podchodzi bliżej i cmoka swoją wnuczkę w główkę.

-Mamo- Odzywa się Shannon.-Lepiej będzie jeśli usiądziesz, bo chcemy wraz z Emmą wam coś ogłosić.- Wpatruję się w niego i jego dziewczynę, podejrzewając o co może im chodzić chodzi.- Dla tych, oczywiście, którzy się jeszcze nie domyślili, a pewnie chyba każdy sam to już wydedukował, spodziewamy się bliźniaków.- Uśmiecham się szeroko, bo odkąd tylko porównałam wielkość brzucha Ludbrook i Bosanko, byłam przekonana, że Shan doczeka się dwóch potomków, a nie jednego.

-To cudownie!- Connie ponownie się podnosi i najpierw ściska blondynkę, a potem swojego starszego syna.- Tak szybko dorośliście!- Składa dłonie jak do modlitwy, przenosząc wzrok z perkusisty na Jareda, a następnie na Tomo, który akurat szczerzy ząbki ze szczęścia.

-Mamo...- Jęczy mój mąż.- Już dawno jesteśmy pełnoletni.

-Pełnoletni, to wy sobie możecie być.- Szarowłosa mierzwi mu włosy.- Dopiero teraz widzę, że zachowujecie się jak mężczyźni, a nie jak mali chłopcy.- Parskam śmiechem, podobnie jak dwie ciężarne.

-Właściwie, to oni czasem zachowują się jeszcze gorzej niż dzieci.- Komentuje Emma, a nam, z Vicki zostaje jedynie potwierdzić jej słowa.

-No dobrze, może rzeczywiście przesadziłam, ale i tak jestem z was dumna.- Wysyła synom i gitarzyście szczery uśmiech, a gdy kobieta siada na swoim miejscu, tuż obok Carla, do salonu wchodzi Karen z przebranym już Henrym.

-Ash!- Woła czarnowłosa, która przez całe ogłoszenie siedziała spokojnie. Znów zaczyna się kręcić, a przede mną pojawia się chłopiec.

-Pobawię się z nią, dobrze, ciociu?- Pyta, a ja podnoszę się i po chwili odkładam córkę na dywan obok stołu, tak żeby na nią mieć oko. Syn Rudej i Jacka siada tuż obok Elizabeth i podaje jej pluszową żyrafę. Zostawiam ich samych, wracając na swoje miejsce obok Jareda, którego pochłonęła rozmowa z moim dziadkiem. Sama zaczynam rozmowę z Bradem z Linkinów.

JARED

Wkładam ostatni talerz do zmywarki i prostuję się. Jedynym plusem tak dużej ilości gości jest to, że większość postanowiła pomóc w sprzątaniu. Dlatego właśnie po pół godziny nie ma już właściwie śladu po przyjęciu. Napełniam czajnik wodą i po upewnieniu się, że za kilka minut będzie ona zagotowana, wychylam się z kuchni do salonu, gdzie na dywanie siedzą dzieciaki, a na sofie półleżą "opiekunki", zajęte rozmową.

-Moje panie, macie może ochotę na herbatę?- Emma i Vicki odwracają głowę w moim kierunku.

-Skoro proponujesz, to czemu nie?- Blondynka uśmiecha się szeroko, głaskając po brzuchu, w którym tkwi nie jeden, a dwoje potomków mojego brata.

-W takim razie, ja też poproszę.- Odzywa się żona gitarzysty, a z piętra schodzi Emily.

-Victor wam nie przeszkadza?- Zwraca się do ciężarnych, a te zgodnie kiwają głową.- Możecie go jeszcze moment przypilnować?- Robi proszącą minę.

-Pewnie. I tak już tu mamy przedszkole.- Uśmiechają się do niej.

-Emily, herbata?- Pytam.

-Nie, dzięki.- Odrzuca moją propozycję, ale z góry dociera do mnie krzyk mojej żony.

-Jay, zrób mi kawę!- Śmieję się cicho.

-Mi też możesz zrobić!- Odzywa się w tej samej chwili Shannon i White. Wracam do kuchni, zanim zapomnę, kto co chce. Wystawiam z szafki sześć kubków i do trzech wsypuję zmielone ziarna kawy, a do pozostałych herbatę. Czekam jeszcze, aż woda się zagotuje, a potem zalewam naczynia. Robię dwie rundki, żeby przenieść napoje do salonu, a gdy już wszystkie stoją na szklanym stoliku, łapię jeden z nich i uważając, by nie rozlać ani kropelki, wchodzę po schodach.

-Lee, gdzie jesteś?- Wołam, a z naszej byłej sypialni wychyla się głowa mojej żony. Uśmiecham się na jej widok i wręczam kubek.

-Dziękuję.- Całuje mnie delikatnie, po czym ponownie znika w pomieszczeniu. Wracam do salonu i po szybkich oględzinach, dochodzę do wniosku, że wszystko jest już wysprzątane, więc siadam na dywanie, koło dzieciaków. Victor i Henry podają Luckie ciągle jakieś zabawki, żeby ta się nie nudziła. Dziewczynka nagle traci zainteresowanie chłopcami i na czworaka podchodzi do mnie. Siada obok i wystawia w moim kierunku palec.

-Tata.- Mówi, a ja otwieram usta, nie wiedząc co mam zrobić. Odwracam się na boki, szukając jakiś świadków tego zdarzenia i dostrzegam uśmiechniętą Emmę i Vicki.- Tata.- Powtarza niebieskooka.

-Tak, kochanie?- Zwracam się do niej z uśmiechem dumy na ustach.



-------------------------------------------------

W związku z tym, że za tydzień wypada setny rozdział możecie się przygotować na rozdział specjalny!! Do usłyszenia :*

PS. W tym tygodniu postaram się odpisać na wszystkie komentarze :* Całusy :*


Bright LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz