93. KLUCZE I TELEDYSK

83 8 6
                                    

9 styczeń 2013

Podchodzę do drzwi wejściowych do studia i ściągam plecak, by moment później rozpocząć poszukiwania kluczy. Po wyjęciu wszystkich rzeczy na chodnik, przypominam sobie, że ostatnim razem widziałam je wczoraj, gdy dawałam je Luckie. W końcu im zabawka bardziej dzwoni, tym lepiej, prawda? Jeczę cicho, rzucając okiem na rower, którym tu przyjechałam. Nie ma opcji, żebym teraz się wracała pod tą górę, wystarczy, że potem muszę wrócić do domu. Po raz kolejny spoglądam na przeszklone drzwi i podejmuje jedyną rozsądną w tym momencie decyzję. Wyjmuję z kieszeni telefon i wybieram numer do Roberta, który, jak przystało na współwłaściciela ma drugi klucz. Odbiera dopiero za czwartym razem i to w chwili, gdy już mam się rozłączyć.

-Nie mów, że tylko żartowałaś z tym dniem wolnym.- Jęczy, jeszcze zaspany.

-Nie żartowałam, ale zapomniałam kluczy.- Mówię, wyobrażając sobie jak się krzywi.

-I tylko dlatego mnie obudziłaś?- Zostawiam to pytanie bez odpowiedzi.- Ale musisz po niego przyjść. Nie licz na to, że ci go przyniosę.

-Kocham cię, Babu. Tylko nie powtarzaj przypadkiem tego Jaredowi.- Uśmiecham się szeroko.

-Jasne, jasne. Ile razy średnio w ciągu dnia nazywasz mnie kretynem? Tak z dziesięć, nie?- Rozglądam się dookoła, po czym zaczynam wpakować z powrotem rzeczy do plecaka, który następnie narzucam na ramię.- Kup mi po drodzę jakieś bułki.- Zaczynam iść w stronę mieszkania mojego wspólnika, bo w związku z tym, że mieszka całkiem niedaleko, nie opłaca mi się nawet wsiadać na rower, dlatego też prowadzę go jedną ręką.

-Jeszcze czego, leniu?

-Jakbyś tak jeszcze sok pomarańczowy kupiła, to byłbym ci bardzo wdzięczny.- Cmoka do słuchawki, po czym od razu się rozłącza, nie dając mi nawet sekundy na sprzeciw. Jeczę cicho, ale po kilkudziesięciu metrach wstępuję do jakiegoś małego sklepiku po jego zakupy.

***

Wchodzę do domu, w którym panuje cisza, co jest całkowitą nowością. Zrzucam buty w przedpokoju tuż obok czarno-białych tenisówek w kratkę i na bosaka wchodzę do salonu, gdzie przy schodach odkładam torebkę.

-Jest tu ktoś?- Pytam, rozglądając się wkoło. Ustaliliśmy, że dzisiaj z Jared razem z Shannonem zajmą się Elizabeth, gdy będą ustalać coś do nowego teledysku. Nagle zza sofy wyłaniają się dwie dłonie. Jedna należąca do młodszego, a drugą do starszego Leto.

-Tu jesteśmy.- Mruczy wokalista. Podchodzę bliżej i moim oczom ukazuje się dwóch zrezygnowanych muzyków, leżących na kanapie i bawiąca się na dywanie dziewczynka.

-A wam co się stało?- Pytam, przechodząc na około i kucając obok czarnowłosej, która od razu wyciąga do mnie rączki.

-Mama!- Woła, a ja ją podnoszę i znów przyglądam się tej dwójce.

-Chyba nie będzie żadnego teledysku.- Mruczy perkusista, robiąc jednocześnie dziwne wygibasy, by ostatecznie wyciągnąć z tylnej kieszeni komórkę. Przez moment wpatruję się w ekran.- No i jeszcze Emma się źle czuję.- Jęczy.

-To co ty tu jeszcze robisz?- Unoszę prawą brew w górę.- Leć do niej.- Mężczyzna przenosi wzrok ze mnie na sufit, po czym z ociąganiem, podnosi się do pozycji stojącej.

-A więc zaraz wracam.- Mruczy, po czym rusza na piętro. Przyglądam mu się, nie rozumiejąc za bardzo gdzie on idzie.

-Emma przegląda papiery w moim biurze.- Tłumaczy Jay, zmieniając pozycję na siedzącą.- Cześć, Aniołku.- Nachyla się i całuje mnie krótko.- Jak dostałaś się do studia? Znalazłem twoje klucze w kołysce Luckie.

Bright LightsDär berättelser lever. Upptäck nu