70. MĄDROŚCI BRAXTONOWE

66 6 2
                                    

5 marzec 2010

Siedzę po turecku na dywanie i bawię się z dzieciakami, jednocześnie rozmyślając o tym co mam ze sobą zrobić. Nie mam zamiaru wracać do NY, ani tym bardziej do Paryża, nie wspominając już o LA. Może tutaj uda mi się znaleźć jakieś małe mieszkanko, pracę i zacząć wszystko od początku, po raz drugi. Nagle obrywam pluszakiem. Wracam wzrokiem do dzieci.

-Kto we mnie rzucił?- Mrożę je wzrokiem, a one wybuchają śmiechem.

-Miałaś się z nami bawić, a nie przyglądać stolikowi.- Dziewczynka przechyla głowę w prawo. Wystawiam jej język, a w salonie pojawia się Jack z telefonem przy uchu.- Tato, ona mi język pokazała!- Brunetka wskazuje na mnie palcem, a muzyk przygląda mi się z politowaniem.

-Karen chce z tobą porozmawiać.- Mówi, podając mi telefon. Przykładam go do ucha.

-Tak?- Odzywam się z niepewnością.

-Olivia,- Zaczyna kobieta, a ja zastanawiam się, co przeskrobałam, bo ton jej głosu nie wróży nic dobrego.- To nie jest rozmowa na telefon, ale musimy ją odbyć.- Podnoszę się i wychodzę na podwórko, zostawiając muzyka z dziećmi.

-Słucham uważnie.- Wymrukuję.

-John mówił mi, że słyszy jak płaczesz w nocy.- Biorę głęboki wdech.- Kobieto, musisz się wziąć w garść. Oboje się o ciebie martwimy, ale on szczególnie.

-Nie sądziłam, że mnie słyszy.- Przyglądam się puchatemu kotu, który śpi na ławce. Razem z Jaredem planowaliśmy zaadoptować kota.

-Tu nie chodzi o to, że cię słyszy czy też nie, ale o to, że nie śpisz pół nocy zalewając się łzami, usypiasz z braku sił, a na następny dzień udajesz, że nic się nie stało. Nawet Scarlett pyta się dlaczego jesteś smutna, jak nikt nie patrzy. Obiecaj mi, że chociaż postarasz się zacząć znów żyć.

-Obiecać zawsze mogę, ale nie wiem czy mi to wyjdzie.- Przymykam powieki, stawiając sobie w myślach nowe zadanie.

-Teraz mam drugą sprawę. Dzwoniła do mnie nauczycielka Scar.

-Coś się stało w szkole? Nic mi nie mówiła.

-Chodzi o to, że pani Mirey zauważyła, że od kilku dni ty odprowadzasz i odbierasz małą do przedszkola. Wiec spytała się jej kim jesteś. Scar odpowiedziała prawdę, czyli przyjaciółką taty, która zajmuję się nimi pod moją nieobecność, ale Mirey chyba zinterpretowała to inaczej, bo wydzwaniała do mnie, że John mnie zdradza.- Uśmiecham się lekko.

-Zawsze mogłaś powiedzieć, że jestem jedną z jego sióstr i pomagam w domu. Wystarczy, że nie poczeszę włosów i wyglądam całkiem jak on.

-To akurat prawda.

JARED

Otwieram drzwi do pokoju hotelowego, w którym dziś mieszkamy i nabieram powietrza, wiedząc, że tu nikt mnie nie widzi. Po szybkim prysznicu siadam na łóżku i wyciągam z plecaka pierścionek, który dwa lata na palcu nosiła Olivia. Przyglądam mu się, nie mogąc uwierzyć, jak bardzo zmieniłem się w dzień, w którym się rozstaliśmy. Minęło nie całe dwa tygodnie, a ja mnie nienawidzi już chyba cała załoga trasy. Zresztą, dzisiaj zdążyłem się pokłócić ze wszystkimi, począwszy od Shannona i Emmy, a skończywszy na jakimś chłopaku od oświetlenia.

Kładę się, cały czas wpatrując się w pierścionek i zastanawiając się jakby wyglądało nasze życia, gdyby Melody przeżyła. Nagle drzwi wejściowe się otwierają. Zrywam się, chcąc od razu opieprzyć osobę, która narusza moją przestrzeń prywatną. Jednak w moim kierunku wystawiona jest dłoń, wskazując na to, żebym się zamknął.

-Zanim zaczniesz wrzeszczeć.- Zaczyna mój gość.- Jesteś jebanym kretynem, wiesz?- Unoszę prawą brew w górę.- Totalnym, jebanym kretynem, ale to chyba już wiesz.- Braxton jak gdyby nic rozwala się na mojej pościeli.- A poza tym co robisz? Co tam trzymasz?

-A co cię to obchodzi? Przychodzisz tu, obrażasz mnie, a potem cały śmierdzący zwalasz się na MOJE łóżko.

-No i się zaczęło.- Mruczy.- Nie wiem, co moja kuzynka w tobie widziała. I czasem myślę, że dobrze się stało że cię rzuciła.- Otwieram usta, chcąc zaprotestować, ale dociera do mnie sens jego słów.

-Wynoś się stąd! Nie chcę cię tu więcej widzieć!- Krzyczę, a ten staje przede mną i mówi, patrząc mi prosto w oczy.

-Zmieniłeś się, Jared. Ona nie widziała twojej prawdziwej twarzy, gdyby ją zobaczyła, uciekłaby, bo jesteś potworem.- Przełykam ślinę, spuszczając wzrok.

-A pomyślałeś, że jestem prawdziwy przy Olivii, a teraz udaję?- Szepcze w momencie, gdy już wychodzi. Hawajczyk zastyga w miejscu i spogląda na mnie, a ja otwieram dłoń, na której leży pierścionek czarnowłosej.

-To wszystko zmienia.- Gitarzysta zawraca i po raz kolejny zwala się na moim łóżku.- To chcesz pogadać? Tylko ostrzegam, pogadać, nie powrzeszczeć na siebie, bo tak ci się podoba.

Bright LightsWhere stories live. Discover now