17. WYJECHALI, PRZYJECHALI

209 16 10
                                    

6 sierpień 2006

Budzę się nagle. Przez moment nie wiem gdzie jestem, ale po chwili sobie wszystko przypominam. Spoglądam przez okno, przez które do pomieszczenia wpada światło latarni, która oświetla dziedziniec. Kieruję swój wzrok na dziewczynę, śpiącą w moich ramionach. Leży na moim torsie, kurczowo mnie obejmując, jakby bała się mnie puścić. Ile ja bym dał, żeby budzić się tak codziennie. Przekręcam delikatnie głowę i wzrokiem szukam telefonu. W końcu lokalizuję go na szafce nocnej. Łapię go wolną ręką i robię nam kilka zdjęć. Podczas ostatniego czarnowłosa się budzi.

-Co robisz?- Pyta, unosząc lekko głowę.

-Nic. Chyba powinniśmy się powoli zbierać.- Mruczę, a ta przegryza wargę. Okładam komórkę na miejsce, ówcześnie spoglądając na zegar i przyglądam się jej twarzy.

-Do której możemy tu być?- Pyta, przysuwając się bliżej mojej twarzy.

-Wynająłem go na sześć godzin, najmniej ile się dało. Mamy jeszcze godzinę.

-W takim razie, to nie może się zmarnować.- Wbija się w moje usta, a ja przerzucam ją na drugą połowę materacu i zaczynam pocałunkami, wyznaczać mokrą ścieżkę na jej dekolcie.

-Myślę, że masz rację.- Ściągam z niej moją bluzę. Może i wygląda pięknie w moich ciuchach, ale jeszcze lepiej bez nich. Pod spodem ma jeszcze cienką koszulkę, pod którą wkładam ręce. Kładę je na talii, jednocześnie zatrzymując się z pocałunkami kilka centymetrów nad obojczykiem i delikatnie wgryzam się skórę, nie tak żeby bolało, ale na tyle mocno, żeby został ślad.

-Hej, nie rób malinek.- Łapie mnie za podbródek i przyciąga w górę.


OLIVIA


Spoglądam na Jareda, który zapina guzik spodni, po czym unosi wzrok na mnie. Uśmiecham się do niego i kładę głowę na poduszce. Mężczyzna podchodzi do drzwi, a gdy je otwiera, mówię:

-Przynieś mi dżinsowe spodenki, a ja tu poczekam.- Podciągam kołdrę jeszcze wyżej.

-Mam przedłużyć wynajem?- Zagryza wargę, a ja rzucam w niego butem, który jakimś cudem znalazł się na łóżku. Jednak brunet z łatwością go łapie i odkłada na wykładzinę.- To chyba znaczyło nie.- Odburkuje, po czym znika. Gdy tylko drzwi się zamykają, wyskakuję z pod kołdry i ubieram każdą część mojej garderoby, które jeszcze nadaje się do użytku, czyli wszystko oprócz spodni. Te pakuję do plecaka, podobnie jak bluzę i kilka inny rzeczy, porozrzucanych po pomieszczeniu. Podchodzę do łóżka i je ślę, gdy wraca Leto.- Proszę.- Podaje mi spodenki, które od razu ubieram, żeby dłużej go nie kusić.

-Myślę, że możemy wyjeżdżać.- Oznajmiam, podczas gdy on przyciąga mnie do siebie i przytula, przy okazji, obmacując mój tyłek. -Hej, zapominasz się.- Strącam jego dłonie i składam całusa na jego policzku.

-Jesteś okrutna, Aniele.- Mruczy, łapiąc plecak.

-Jeszcze nie zobaczyłeś na co mnie stać.- Uśmiecham się tajemniczo, wychodząc na balkonik. Po schodach schodzę na dziedziniec, który oświetla latarnia. Otwieram samochód, a Jay idzie odnieść klucz, ówcześnie zostawiając na tylnym siedzeniu plecak. Ze schowka wyjmuję moją lustrzankę i fotografuję motel i okolice, razem z samochodem z wypożyczalni.

-Co robisz?- Za mną jakimś magicznym sposobem pojawia się mężczyzna.

-Nic.- Odpowiadam, tak jak on, gdy się obudziłam, choć ewidentnie robił mi zdjęcie.- To na pamiątkę.- Mruczę, naciskając po raz ostatni guziczek, dzięki któremu zapisuje ten moment. Wsiadam do auta, a on szybko go okrąża i zajmuje miejsce za kierownicą. Przykrywam się kocem, bo jest jeszcze dość zimno. Nie trudno się dziwić, w końcu dopiero po czwartej nad ranem.- Daleko jeszcze?- Pytam, gdy odpala.

-Trzy i pół godziny, tak około.- Odpowiada, wyjeżdżając na ulice.- Jak chcesz to możesz się jeszcze zdrzemnąć.

-Chyba jednak podziękuję. Wyspałam się już.- Spoglądam za okno i podziwiam wschód słońca, robiąc przy okazji zdjęcia.

* * *

Budzę się, gdy zatrzymujemy się pod kamienicą. Spoglądam zaspanym wzrokiem na mężczyznę. Uśmiecha się do mnie, a ja nachylam się i cmokam go w usta. Wysiadam z samochodu. Z tylnego siedzenia zabieram plecak, a brunet naszą walizkę. Wchodzimy do budynku, w drzwiach mijając panią Adeline, naszą sąsiadkę z naprzeciwka, która wychodzi z pieskiem na spacer. Wita nas serdecznym uśmiechem. Po schodach wchodzimy na drugie piętro, a przy drzwiach wbijam się w usta mojego chłopaka. Ten naciska klamkę, a drzwi otwierają się bez żadnego oporu. Mimo wszystko nie zwracamy na to uwagi i całując się wchodzimy do środka. Przerywa nam dopiero chrząkanie. Odrywam się od Jareda, by zobaczyć Terrence i Emily, siedzących na sofie i przyglądających się nam.

-Gdzie wy się podziewaliście?- Ojciec zatrzymuję się dwa metry od nas, a ja opieram głowę na klatkę piersiowej Jaya.- Mieliście wrócić w nocy. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, co Leto?

-O nie, tylko ja mogę tak do niego mówić.- Odzywam się, nie spoglądając na zielonookiego. W sumie już po otwartych drzwiach mogłam się domyślić, co nas tu zastanie. W końcu po kimś musiałam to odziedziczyć.- Zatrzymaliśmy się na kilka godzin w motelu, żeby się zdrzemnąć.- Tłumaczę, ciągnąc plecak do sypialni.- Em, mówiłam, nie mam siły na kawę. Zaraz kładę się spać. Podróż mnie zmęczyła.- Próbuję ją zbyć, jednak blondynka z uśmiechem wskazuje na kubek z napojem.

-Na co innego się zapowiadało, jak tu wpadliście.- Komentuje, przez co mrożę ją wzrokiem. Obok mnie pojawia się brunet. Kładzie walizkę przy szafie i wywraca oczami.

-Wiesz jak się ich pozbyć?- Pyta bezgłośnie, a ja wzruszam ramionami.

-Mam pewien pomysł.- Mruczę. Łapię go za rękę i ciągnę do wyjścia z mieszkania.- Idziemy jeszcze do samochodu.- Oznajmiam, zanim znikamy za drzwiami, jednak zamiast w dół, kieruję się po schodach w górę, aż w końcu docieramy do metalowej klapy. Otwieram ją i wchodzę na dach budynku.

-Jeszcze nigdy tu nie byłem.- Mówi Jared, obracając się wokół własnej osi.- Moglibyśmy to wyremontować i było by idealne miejsce na spotkania ze znajomymi.- Mówi, a w mojej głowie pojawiają się już obrazy odnowionego dachu.- Załóżmy tu mini ogrodzik.- Łapie mnie w tali i przyciąga do siebie.- Co ty na to?

-Jestem za, ale musimy to omówić z innymi mieszkańcami.


JARED


Wchodzę do mieszkania. W przedpokoju ściągam buty i kieruję się do kuchni. Na stole odkładam papierową torbę z zakupami, gdy do pomieszczenia wchodzi czarnowłosa, ubrana w dresowe spodenki i koszulkę z napisem „Bright lights, big city". Całuje mnie na przywitanie, po czym zabiera się za rozpakowywanie produktów.

-Poszli sobie.- Wzdycha z ulgą, wkładając karton mleka do lodówki.- Odstawiłeś samochód do wypożyczalni?- Łapię paczkę krakersów, zanim dziewczyna je zauważa i wrzucam do szafki.

-Tak.- Siadam na blacie i przyglądam jej się. Z rozpuszczonych włosów kapią krople. Musiała brać przed chwilą prysznic.- Pytania i odpowiedzi?- Na moje słowa, odwraca się i wysyła mi uśmiech.- Z kim miałaś pierwszą sesję?

-Jack White. Od tej pory jest moim „cholernym przyjacielem". Znaczy na takiego się mianował.- Podchodzi do mnie i całuje w nos.- Teraz moja kolej. Zaniosłeś moją komórkę do naprawy?- Kiwam ochoczo głową.

-I mam nawet zastępczą.- Z kieszeni wyjmuję przedmiot i podaje go jej. W tym samym momencie, zaczyna on dzwonić.- To raczej do ciebie.- Mówię, gdy fotograf przygląda mu się z zaciekawieniem.

-Wiem, ale ma jakiś dziwny dzwonek. Potem mi to zmienisz na „Highway...".- Mruczy, po czym naciska zieloną słuchawkę.- Halo?... Dziadek?... Przepraszam, ale mam popsuty telefon.- Wysyła mi krótkie spojrzenie i wychodzi z kuchni.

Bright LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz