12. HOTEL

222 19 8
                                    

Wychodzimy z mieszkania. Idziemy w kierunku północnym, z tego co się orientuję. Ale ja dobra z tego jestem.

-Jesteś pewna, że mogę z tobą mieszkać?- Pyta niebieskooki z niepewnością.

-Skora sama ci to zaproponowałam, to chyba muszę być pewna, prawda?- Spoglądam na niego.

-No wiesz, moja uroda jest oszałamiająca.- Zaczynam się śmiać.

-Ach, ta wysoka samoocena.- Mężczyzna w pewnym momencie łapie mnie za rękę.

-Mam nadzieję, że Shannon gdzieś poszedł. Nie mam ochoty na spotkanie z nim.- Widzę, że jest zdenerwowany i to bardzo.

-Będzie dobrze.- Po 5 minutach dochodzimy do hotelu. W recepcji Jared bierze klucz i po chwili jesteśmy pod drzwiami. W momencie, gdy on próbuje otworzyć, z pokoju z naprzeciwka wychodzi starszy z braci Leto.

-Co, pokłóciłeś się ze mną i znalazłeś sobie pocieszenie.- Mężczyzna opiera się o ścianę obok. Niebieskooki otwiera w końcu pokój, ale jest na skraju wytrzymałości.

-Nie mów tak o niej.- Warczy.- Chodź, Olivia.- Prawie wpycha mnie do środka.

-Nawet ja nie upadłem do tego poziomu, żeby sprowadzać sobie panienki.- Odwracam się w stronę starszego z braci. Już rozumiem, dlaczego Jared ostatnio się z nim nie dogaduje.

-Pieprz się, Shannon.- Zamykam mu drzwi przed nosem, zostawiając go oniemiałego.

-No, nieźle.- komentuje Jay. Wzruszam ramionami.

-Należało mu się. Pomóc ci się pakować?

-Teoretycznie, wystarczy zabrać tylko walizkę.- Słyszymy donośne pukanie do drzwi. Spoglądam na bruneta.

-No nic, otworzę.- Za progiem nadal stoi Shannon.

-Przepraszam, poniosło mnie.- Spuszcza wzrok. Przyglądam mu się przez chwilę i zaczynam się śmiać.- Yyy... Bo ja chyba nie rozumiem o co tu chodzi.

-Nie mogłabym się na ciebie gniewać. Jesteś moim ulubionym perkusistą.- Mężczyzna się uśmiecha.

-Fanka?- Opiera się o framugę.

-Można tak powiedzieć. Chodziłam w LA do baru jak graliście.

-Wiedziałem, że znam skądś tą twarz. To dla ciebie Jay ciągle tam przychodził.

-Dobra, jestem gotowy.- W korytarzu pojawia się Jared.- Widzę, że się jakoś dogadujecie.- Staje przy mnie i patrzy na swojego brata.

-A ty gdzie się wybierasz?- Pyta starszy Leto, wskazując na walizkę.

-Wynoszę się stąd.- Oznajmia bez żadnych emocji w głosie.

-Auć, zostawiasz mnie w tej zapyziałej dziurze?

-Na to wygląda.

* * *

Wchodzimy do mieszkania. Spoglądam na uśmiechniętego Jareda, który kładzie futerał z gitarą przy ścianie. Staję na palcach i składam na jego policzku całusa. Brunet spogląda na mnie zaskoczony, ale kąciki jego ust unoszą się ku górze.

-A to za co?- Pyta.

-A musi być jakaś okazja?- Wzruszam ramionami, kierując się w stronę kuchni.

-Dziękuję, że pozwoliłaś mi u siebie zamieszkać.- Mówi, a ja zatrzymuję się w pół kroku.

-W sumie mieszkasz u mnie odkąd się poznaliśmy. Był chyba tylko jeden dzień kiedy tu nie zagościłeś.- Na jego twarzy pojawia się delikatny grymas.

-Bo ja wtedy przez chwile czekałem pod drzwiami.- Wyznaje, a ja wybucham śmiechem.

-Czego ja się tu dowiaduję, Leto.- Podchodzę do lodówki i wyciągam z niech butelkę wody.- Rozgość się. Zrobiłam ci nawet miejsce w szafie.- Upijam łyk orzeźwiającego napoju, po czym odkładam go tam, skąd go wzięłam.

-Co za poświęcenie.

-Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie to było trudne.- Mruczę, wchodząc do sypialni, gdzie mężczyzna już układa swoje ciuchy.- Doszłam do wniosku, że z tych tekstów z moich koszulek można by było piosenkę napisać.- Opieram się o framugę, a ten spogląda na mnie z pod przymrużonych powiek.

-Myślisz, że już nie próbowałem? Mam te wszystkie teksty w notesie i w wolnej chwili próbuję ułożyć z nich coś sensownego.- Brunet wraca wzrokiem do swojej walizki, a ja zamykam oczy, rozkoszując się tym momentem. Emily miała racje. Zaproponowanie mu przeprowadzki było dobrym pomysłem.- A ty co tak stoisz? Pomóż mi.- Otwieram powieki w momencie, gdy na mojej twarzy lądują jego spodnie.

-No, wiesz?- Zgarniam tą część garderoby i z udawaną wściekłością odrzucam w jego kierunku.- Co to w ogóle miało być, co Leto?- Zaplatam ręce na piersi, siadając przy tym na łóżku.- Teraz nie licz na moją pomoc.

Wystawiam język w jego kierunku, mężczyzna reaguje od razu, łapiąc poduszkę leżącą przy szafie. Rzuca ją w moją stronę, a ja, zaskoczona jego ruchem próbuję zasłonić się dłońmi, odchylając się przy tym do tyłu, tak że ląduję na pościeli. Mężczyzna moment później nachyla się nade mną i po drobnym zamachu uderza mnie lekko poduszką. Postanawiam się odwdzięczyć, tak więc kilka minut później oboje tłuczemy się tymi miękkimi przedmiotami, by w końcu paść ze zmęczenia na łóżko.

-Jesteś najpiękniejszym stworzeniem na świecie.- Mówi, przerywając tym samym ciszę. Na moich policzkach pojawiają się rumieńce.- I uwielbiam jak się rumienisz.- Dodaje, odwracając głowę w moim kierunku.

-A ty najgłupszym.- Po raz kolejny wystawiam mu język.

-A miało być tak romantycznie.- Jęczy, podnosząc się.

-Wybacz.- Podobnie jak on, unoszę się, ni to leżąc, ni to siedząc. Brunet kładzie dłoń na moim, nadal czerwonym policzku, by moment później wbić się w moje usta. Odwzajemniam jego pocałunek, nawet wtedy, gdy przygniata mnie swoim ciężarem.- Złaź ze mnie.- Mruczę między pocałunkami, a on unosi się na łokciach, uwalniając moje ciało od ciężaru, jednak ani na moment nie odrywając się od moich ust.

Jego dłoń wędruję pod moją cienka koszulkę i jednym zwinnym ruchem zdejmuje ją. Ja nie pozostaje dłużna, bo po chwili i jego górna część garderoby ląduję w którymś z kątów sypialni. Jego usta pieszczą moją szyję, a ja przeczesuję palcami jego ciemne włosy. Niestety przerywa nam wtargnięcie nieproszonych gości do mieszkania, a dokładniej do naszej sypialni. Orientujemy się o jego obecności dopiero gdy chrząka. Jared przerywa, odrywając się tym samym od mojej szyi, a ja unoszę się lekko. W drzwiach stoi Emily. No przecież, któżby inny wchodził tu bez zapowiedzi? A no tak, Terrence, który swoją drogą ukrywa się zaraz za nią. Leto pada obok mnie z jękiem i zakłada ręce za głowę.

-Co was tu sprowadza?- Pytam dość kulturalnie, przymykając przy tym oczy.

-Przyszłam sprawdzić czy zrobiłaś to co ci mówiłam.- W głębi duszy, wiem, że przygląda się walizce rozłożonej obok szafy, zresztą podobnie jak mój ojciec. Otwieram leniwie powieki i uświadamiam sobie, że ani trochę się nie pomyliłam, ale jeśli blondynka patrzy a to z uśmiechem, tak fotograf, z lekkim obrzydzeniem.

-Już się do ciebie sprowadza?- Odzywa się, wchodząc do pomieszczenia.- Nie za szybko?- Wywracam oczami, rzucając przy tym w niego poduszką.- Teraz może byście się ubrali, co?

-O, nie.- Sprzeciwia się dziewczyna.- My wychodzimy, Terry, a wy bawcie się dobrze.- Mruga do nas, taszcząc za sobą zielonookiego.

Bright LightsWhere stories live. Discover now