-O czym wcześniej rozmawiałaś z Hansem? - spytał niepewnie i uśmiechnął się do mnie wymuszenie przez łzy, jakby chcąc udawać, że już wszystko jest w porządku.

-Zaproponował mi, żebym wyjechała z nim do Graz-

-Chcesz mnie znowu zostawić, tak? - przerwał mi i zaśmiał się gorzko. - Dopiero, co przyjechałaś, byłaś tutaj tylko kilka miesięcy.

-Graz nie jest wcale tak daleko - powiedziałam, uśmiechając się troskliwie i rozczochrałam mu włosy na głowie - a Hans obiecał mi, że będziemy ciebie zapraszali tak często, jak to możliwe, wiesz?

-Będę trzymał cię za słowo - powiedział, a ja przez moment mogłam dostrzec błysk szczęścia w jego oczach.

Po chwili wstał z łóżka i wyciągnął dłoń w moją stronę, jakby chciał mnie gdzieś zaprowadzić. Oczywiście, poszłam za nim, nie zadając żadnych zbędnych pytań, może przez to, że byłam ciekawa, o co mu chodzi, może przez to, że nie chciałam niechcący go urazić. Weszliśmy do salonu, gdzie oprócz nas nie było nikogo, choć z kuchni słyszałam rozmowę Lorenzo i Wilsona.

-Jestem ciekawy, dlaczego on mi to zrobił, wiesz? - powiedział gorzko, a po jego twarzy powoli zaczęły spływać łzy. - Zawsze robiłem wszystko, żeby mu zaimponować, żeby w końcu docenił moją muzykę, żeby docenił mnie. A on... on zrobił mi coś tak okropnego...

Przerwał na moment i podszedł bliżej mnie, wbijając we mnie niemal błagalnie spojrzenie.

-Byłaś jego uczennicą, Elisabeth, znasz go... Pomóż mi się na nim zemścić.

Z zaskoczenia aż otworzyłam usta, nigdy nie spodziewałabym się, że mój przyjaciel, zawsze optymistycznie nastawiony do ludzi, wybaczający każde, nawet najgorsze błędy, teraz chciał zemsty. To było do niego tak niepodobne, uświadomiło mi tylko jeszcze bardziej, w jak złym jest stanie emocjonalnym.

-Wolfgang, zemsta nie jest dobrym rozwiązaniem - powiedział karcąco Lorenzo, który stał w progu pokoju.

Pewnie musiał usłyszeć naszą rozmowę i zaciekawiony treścią, przyszedł posłuchać. Po chwili koło niego stanął Wilson, którego spojrzenie nieprzerwanie wypełniała nienawiść.

-Czemu nie? - spytał poirytowany Wolfgang, ocierając łzy z policzków.

-Właśnie, czemu nie? - powtórzył po nim Wilson, jednak o wiele głośnej. - Od samego początku mówiłem, że ten człowiek sprowadzi na nas nieszczęścia. I proszę, miałem rację!

-Opanujcie swoją złość! Obaj! - zawołał Lorenzo, kręcąc głową z dezaprobatą. - Zamiast się mścić, lepiej pracujmy nad tym, żeby naprawić to wszystko.

-Bronisz go, bo jesteś jego przyjacielem - warknął Wilson.

-Nie przyjacielem, tylko dobrym znajomym i współpracownikiem. Odkąd zacząłem pracować z Wolfgangiem, ograniczyliśmy nasze spotkania i wszelkie kontakty do niezbędnego minimum.

Czyli teraz został sam? Lorenzo też go opuścił? Przez moment poczułam ukłucie smutku, bo wiedziałam, jak bardzo wyniszczała go samotność... nie powinnam teraz o nim myśleć, w końcu nasze drogi i tak nigdy więcej się już nie przetną.

-Może masz rację, Lorenzo... pomożesz mi? Chciałbym napisać kolejną operę, żeby zatrzeć złe wrażenie po tej...

-Oczywiście, że ci pomogę.

-Elisabeth...? - spytał Hans, którego przybycia do pokoju nawet nie zauważyłam. - Wyjeżdżamy za kwadrans, twoja matka jest już gotowa, dała ci trochę czasu, żebyś się mogła pożegnać.

-Jedziesz dzisiaj? - spytał zrozpaczony Wolfgang i rzucił mi się w ramiona, szlochając głośno. - Proszę, nie...

-Wolfgang, obiecuję ci, że spotkamy się już niedługo. Prawda Hans?

-Oczywiście, możesz odwiedzać nas kiedy tylko będziesz chciał, drzwi naszego pałacu stoją dla ciebie otworem - odparł, uśmiechając się ciepło.

-Będę za tobą tęsknił, Elie - szepnął mi na ucho, przytulając jeszcze mocniej niż przed chwilą. - Bardzo, strasznie bardzo... Będę do ciebie pisał listy tak często, jak tylko będę mógł!

-Też będę do ciebie pisać, Wolfie - odpowiedziałam i pocałowałam go w czubek głowy, a on po chwili odwzajemnił pocałunek, tyle, że w usta.

Spojrzałam na Hansa, żeby upewnić się, że nie zdenerwował go ten gest, ale on tylko w rozbawieniu wzruszył ramionami. Był jedną z nielicznych osób, które rozumiały, że dla mojego przyjaciela takie zachowanie było zupełnie normalne, jak dla niektórych podanie dłoni na powitanie.

Cały czas, jaki pozostał nam do wyjazdu spędziłam rzucając się każdemu w ramiona i przytulając z całych sił, obdarowując najpiękniejszymi uśmiechami i zasypując pocałunkami w policzek. Nie mogłam sobie jeszcze wyobrazić tego, że znów na tak długo stracę z nimi wszystkimi kontakt, to było dla mnie zbyt nierealne, nierzeczywiste... a miało nastąpić już tak niedługo. Zawsze żyłam spontanicznie, ale tym razem coś nie pozwalało mi stąd wyjechać. Ktoś. Ciągle nie mogłam się go pozbyć ze swoich myśli, choć moja wściekłość nie minęła, co najwyżej trochę osłabła, zastąpiona smutkiem i melancholią.

-Elisabeth, chodź... - mruknął Hans i pomógł mi wsiąść do powozu.

Usiadłam koło niego i oparłam czoło o szybę. Ciągle czekaliśmy, aż woźnica zapakuje bagaże, mogłam więc w milczeniu obserwować wszystkich, którzy przyszli mnie pożegnać. Pana Leopolda, Wilsona i Lorenzo, stojących niemal w progu drzwi i uśmiechających się do mnie delikatnie, Nannerl i Kerstin co chwilę ocierających łzy tęsknoty i wzruszenia, Wolfganga, który nawet nie próbował stłumić głośnego szlochu. Podbiegł aż pod sam powóz i chuchnął na szybę, rysując na niej serduszko. Zaśmiałam się cicho i zrobiłam to samo, co on. Uśmiechnął się blado i odsunął się nieco, kiedy powóz ruszył. Machałam w ich stronę ręką na pożegnanie tak długo, aż zniknęli mi z pola widzenia.

-Niby nie znałem ich tak długo jak ty, a już za nimi tęsknię - zachichotał Hans, obejmując mnie ramieniem i uśmiechając się ciepło.

-Kochanie... bo ja mam taki pomysł...

-Słucham? - spytał zaintrygowany.

-Za miesiąc, a dokładnie dwudziestego siódmego stycznia są urodziny Wolfganga i ja-

-Chciałabyś je wyprawić u mnie i wszystkich tam zaprosić? - przerwał i zaśmiał się cicho. - Jeśli tak, to jest to wspaniały pomysł i napewno go zrealizujemy.

Uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu i pocałowałam delikatnie, zupełnie nie zważając na obecność mojej mamy, która tylko z rozbawieniem pokręciła głową. Powóz przyśpieszył, a kiedy tylko wyjechaliśmy z Wiednia zrozumiałam, jak ważny krok właśnie zrobiłam, ile w swoim życiu zmieniłam. Już niedługo wyjdę za mężczyznę, którego co prawda nie kocham, ale bardzo lubię i szanuję, zostanę członkiem rodziny królewskiej, a później założę rodzinę i będę szczęśliwa, w końcu szczęśliwa. Tak szczęśliwa, jak wyobrażałam sobie w dzieciństwie, choć nie aż tak bardzo, jak wyobrażałam to sobie jeszcze nie tak dawno... ale to już przeszłość.

Teraz nadszedł czas, żebym u boku mojego przyszłego męża rozpoczęła nowy rozdział w swoim życiu.

It's never too lateحيث تعيش القصص. اكتشف الآن