Miałem nieodparte wrażenie, że nikt z nas tak nie myślał, a to o co nas oskarżał, było jego własnymi myślami. Powstrzymałem się od komentarza, przeczesując blond kosmyki palcami. Spojrzałem na tarczę zegara, czując uścisk w klatce piersiowej. Nieustannie zwalałem to na pooperacyjne bóle nerwów, jednak mogłem domyślić się prawdziwej przyczyny ich występowania.

Marrero spojrzał na mnie, mrużąc oczy. Nie odezwał się, chociaż widziałem, że bardzo chciał. Ruszyłem do salonu, w towarzystwie dźwięku dzwonka. Miałem wrażenie, że w mojej piersi urósł kamień, który ciążył mi coraz bardziej. Im bardziej zbliżałem się do drzwi, tym mocniej czułem jego ciężar. Ostre krawędzie wżynały się nie tylko w moje ciało, ale także duszę. Przekręciłem klucz i chwyciłem klamkę.

— Cześć!

Kiedy otworzyłem drzwi ujrzałem drobną blondyneczkę. Miała na sobie jensowe szorty i szarą bluzę. Jej długie, falowane włosy spływały kaskadami po jej ramionach, układały się na piersiach i spadały w stronę krawędzi ubrania. Kosmyki, które zwykle leżały wokół twarzy, tym razem spięła z tyłu głowy. Dzięki temu mogłem oglądać każdy milimetr jej twarzy. Zupełnie tak, jakby chciała żebym zapamiętał wszystkie zakrzywienia jej profilu. Zatrzymałem się wzrokiem na jej ustach, rozciągniętych w delikatnym, jednak nerwowym uśmiechu.

— Mogę wejść?
Zamrugałem parokrotnie, starając się nie myśleć o tym, co najchętniej bym z nią teraz zrobił.
— Jasne, chodź.
Odsunąłem się, aby mogła przejść. Kiedy mnie minęła poczułem jej zapach, od którego zakręciło mi się w głowie. Pierdolone truskawki.
— Położyłem twoje rzeczy w salonie — poinformowałem. — Wiesz, żebyś nie musiała dźwigać.
— To tobie nie wolno dźwigać, Mike!
Spojrzała na mnie karcącym spojrzeniem, pełnym oburzenia i czegoś jeszcze, co znów wywołało u mnie ten irytujący ból.
— Miałaś u mnie tylko dwie walizki — zauważyłem. — Daj spokój, były lekkie jak piórko.
Pokręciła głową, stając na środku salonu. Jej wzrok powędrował na torby. W tych dwóch walizkach mieścił się cały świat Reynolds. Kilka ubrań, książek, drobnych pamiątek i przyborów malarskich. Trzymała to u mnie w obawie, że rodzice postarają się ją tu zatrzymać.
— Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje.
Stanąłem obok niej, ramię w ramię. Prawie muskaliśmy się ubraniami.

— To uwierz — zaproponowałem. — Zaczynasz nowe życie.
Kątem oka widziałem, że przeniosła swój wzrok na mnie. Chyba nawet westchnęła.
— A Ty?
— Ja?
— Tak — umilkła na chwilę, po czym dodała — co z twoim życiem?
Wzruszyłem ramionami.
— Będę robił to co zawsze. Jak tylko dojdę do siebie, skopię dupę jakimś frajerom.
— Może... może mógłbyś coś zmienić? Z każdego bagna można wyjść — z każdym słowem, zniżała swój głos do szeptu. — Jestem tego dobrym przykładem.

Uniosłem ku górze kąciki ust. Była taka naiwna i słodka jednocześnie.
— Miałaś to szczęście, że na twojej drodze stanął O'Connor — powiedziałem, wkładając wszystkie swoje siły w to, aby brzmiało to lekko.
Zaśmiała się.
— Racja.
Spojrzałem na nią, czując ogromy ciężar, który przygniatał mnie do ziemi. Miałem ochotę jednocześnie ją pocałować i wyrzucić za drzwi.
— Chciałam ci podziękować. Już któryś raz. Za wszystko.
— Drobiazg.
— Mike, nie żartuj. Byliśmy sobie obcy, kiedy poznałam twój sekret. To mogło się zdecydowanie źle skończyć, a ty... jeszcze mi pomogłeś. Mi i Charlotte.

Pomoc. To słowo sprawiało, że miałem ochotę wziąć rozbieg i uderzyć z impetem w ścianę. Nie byłem altruistą, kimś kto wyciąga pomocną dłoń do człowieka w potrzebie. Prędzej mógłbym połamać te palce, niż chwycić je w żelaznym uścisku. Taki byłem. To co zrobiła ze mną Yvette Reynolds przekraczało moje możliwości poznawcze.

(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTANIE WYDANE]Where stories live. Discover now