Niespodziewany podejrzany, ciężkie rozkminy i atak krzesła

90 7 2
                                    

*****Łódź, obecnie*****

*****godzinę później*****

-Nie rozumiem, czemu mnie wezwaliście- Michał Różyc, narzeczony zmarłej, patrzył na policjantów szklanym wzrokiem- Dopiero co straciłem moją narzeczoną, a moja córka matkę.

-Wiem i nam jest bardzo przykro- powiedziała Lucyna-Ale mamy dowody na to, że pańska narzeczona nie zmarła w wyniku komplikacji.

-Co?- chłopak był zdumiony tą informacją.

-Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonów było zatrzymanie krążenia- wyznał Gutek- Mamy do pana kilka pytań- Co pan wczoraj robił w nocy między 1 a 2:30?

-Byłem w domu. Nasza córka, Magda, zachorowała na zapalenie ucha środkowego i prawie całą noc nie spałem- powiedział Różyc, nerwowo przeczesując swoje włosy palcami.

-A podejrzewa pan kogoś, kto życzyłby jej śmierci?- spytała Marta, a mężczyzna spojrzał na nią ze zdumieniem.

-Nie, Sonia była przez wszystkich lubiana- Różyc odrzekł załamanym głosem- Była pomocny, miła, czasami była bardzo ufny.

Nagle młody mężczyzna zaszlochał głośno, chowając jednocześnie twarz w dłoniach.

-Nie mogę w to uwierzyć- zawył- Przecież wczoraj było wszystko w porządku, a teraz...jak ja powiem Madzi, że jej mama nie żyje...

-Bardzo mi przykro- podkomisarz Schmidt nalała mu szklankę wody.

-Ja ją naprawdę kochałem- chłopak wydarł łzy z twarzy i wziął głęboki oddech -Czasami się zdarzały kłótnie jak u innych parach, ale zawsze dawaliśmy sobie radę. Nawet wtedy, kiedy u Sonii stwierdzono glejaka, to... Sońka nie rozmawiała o tym, wręcz traktowała jako zwykłą przeszkodę... lecz jednocześnie... podejrzewała, że być może nigdy nie wyzdrowieje.

Policjanci nic nie mówili. Stali w ciszy i patrzyli na młodego mężczyznę, który po raz kolejny się załamał.

*****w tym samym czasie*****

-Zapewne pani przeżywa śmierć pani Sonii- dr Królczyk przeprowadzał sesje z Fudalską. Luiza westchnęła ciężko, ale wiedziała, że jeśli się postara, to być może uda jej się wyciągnąć jakieś informacje. Na jej tak zwane ,,szczęście", wizyta u psychologa ,,Od siedmiu boleści", trwała dłużej, niż zazwyczaj.

-Pan podobno też rozmawiał z Sonią- zaczęła w miarę normalnym tonem.

-Tak jak z większością pacjentów- rzekł doktor.

-Rozmawiał pan z nią o operacji?- zapytała pani aspirant.

-Widzę, że pani wciąż jest w pracy- stwierdził lekko sarkastycznym tonem, a dziewczyna z politowaniem przewróciła tylko oczami.

-Ale... jeśli to panią naprawdę ciekawi, to tak- doktor kiwnął głową- Rozmawialiśmy o operacji i pani Sonia była bardzo zaangażowany w sesje, niż niektórzy, których znam.

Luizka z trudem się powstrzymała, by po raz kolejny nie przewrócić oczami. Od razu się domyśliła, że psycholog miał na myśli ją.

-Może niektórzy po prostu nie wierzą w te psychologiczne bzdury? - zapytała retorycznie.

-A może po prostu nie chcą wierzyć?- odpowiedział jej na pytanie. Zanim dziewczyna zdążyła coś powiedzieć, kiedy nagle zadzwonił telefon psychologa. Mężczyzna wyciągnął komórkę z kieszeni, lecz wtedy wypadły z niego klucze. Królczyk schylił się po nie, ale Lui zdążyła zauważyć znajomy klucz. Przypomniała sobie, że taki sam klucz miała Sonia na szyi. Królczyk rozmawiał z kimś przez telefon, a Fudalska postanowiła działać- szybko wstała i na migi pokazując, że trochę źle się poczuła, wyszła z gabinetu.

Stara  Miłość Nie Rdzewieje?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz