Ja i moi przyjaciele

594 30 7
                                    

Minęły dwa tygodnie, pełne rutyny i co zadziwiające spokoju. Początkowo myślałam, że było to spowodowane tym, że ciągle siedziałam w domu, więc nikt nie był w stanie mnie zaatakować. Jednak potem doszły do nas wieści, które rozniosły się po całym mieście. Okazało się, że Dylan tak po prostu wyjechał. Nikt nie wiedział dlaczego ani na jak długo. Ja z kolei nie wiedziałam jak mam to odbierać. Nie byłam pewna czy to znak, że mam chwile spokoju i nie muszę się o nic obawiać, czy jednak wciąż grozi mi niebezpieczeństwo. Przecież to, że on wyjechał, nie znaczyło, że jego ludzie przestali na mnie polować. Potrzebowałam czegoś co mogłoby mnie upewnić w sytuacji bym zwyczajnie wiedziała, na czym stoję. Nudziło mi się w domu i okropnie chciałam w końcu z niego wyjść, jednak nie chciałam by to się skończyło tak jak ostatnio, nie chciałam już nikogo więcej narażać.

Niestety, opuszczenie rezydencji kiedyś musiało nadejść. Dostałam dziwny telefon, od nieznanego numeru, którym okazał się być prawnik. Początkowo nie miałam pojęcia o co chodzi, jednak dostałam swoją odpowiedź szybko. Lorenzo Wilson. Niestety, ale nie byłam na jego pogrzebie, gdyż moi przyjaciele stwierdzili, że jest to zbyt niebezpiecznie, a ja równie dobrze mogę odwiedzić jego grób w jakiś inny dzień. Nie miałam ochoty się z nimi kłócić, pomimo tego, że czułem, że powinnam tam być. Wracając do niespodziewanego połączenia. Miałam przyjść, by zapoznać się z ostatnią wolą Lorenzo, testamentem, który podobno miesiąc temu nagle uległ zmianie. Ta wiadomość była powodem mojej kolejnej sprzeczki z Nicholasem, jednak i tak postawiłam na swoim. Chciałam wiedzieć, co mój biologiczny, zmarły ojciec, miał mi do przekazania. Oczywiście szatyn nie byłby sobą, gdyby pozwolił mi tam jechać samej, chociaż cholernie na to nalegałam, on mi nie pozwolił. Stresowałam się, chociaż sama nie wiedziałam czym. Nie byłam normalną dziewczyna, która opłakiwała śmierć ojca. Nie znałam tego mężczyzny, nie byłam do niego przywiązana i chyba nie czułam utraty rodzica. Nosiłam w sercu żal i smutek, ale to dlatego, że człowiek poświęcił swoje życie by mnie ratować... Człowiek zupełnie mi obcy.

Zatrzymaliśmy się pod kancelarią, gdzie o godzinie szesnastej miałam się spotkać z mężczyzną, który do mnie dzwonił. Na szczęście w trakcie drogi do celu nic niespodziewanego się nie wydarzyło i szczerze miałam nadzieję, że z powrotem również tak będzie. Wysiadłam z samochodu szukając potencjalnego zagrożenia i dopiero dotyk Nicka mnie uspokoił. On również rozglądał się dookoła, a gdy nie zauważył niczego niepokojącego ciepło się do mnie uśmiechnął. Splótł nasze dłonie i poprowadził mnie stronę wejścia. Asystentka, bądź sekretarka wskazała nam odpowiednie pomieszczenie, na co moje ciśnienie chyba wzrosło. Zapukałam i po usłyszeniu pozwolenia, weszłam do gabinetu. Moim oczom ukazało się dwóch mężczyzn i obaj byli w garniturach. Spojrzałam na siebie w jeansach, bluzie i czarnym płaszczu, przez co poczułam się trochę nieswojo. Nick pociągnął mnie w ich stronę, a ja byłam mu w tamtej chwili cholernie wdzięczna, że jednak ze mną pojechał.

- Dzień dobry proszę usiąść. Nazywam się John Benson, a to jest Keegan Holt, który jest notariuszem. - Zaczął mężczyzna, który miał około czterdziestu lat, był postawnym szatynem z niebieskimi oczami. Przedstawił swojego kolegę, który był dużo starszy, co było wiadome choćby po jego siwiejących włosach. Przywitałam się z nimi, po czym zajęłam miejsce na jednym z dwóch foteli naprzeciwko biurka. Nicholas stanął po mojej prawej, a miejsce obok zajął notariusz. - Lorenzo Wilson, pani ojciec, zostawił pani nie mały majątek. - mężczyzna siedzący obok podał mi kilka kartek, a ja zaczęłam je dokładnie przeglądać i czytać. - W testamencie zapisał pani swój domek na obrzeżach Filadelfii, a także to co było na jednym z jego kont bankowych, mianowicie czternaście milionów osiemset dwadzieścia trzy tysiące i sześćset dziewięćdziesiąt siedem złotych. - moje usta mimowolnie się otwarły w niemałym szoku i niezrozumieniu. - Niestety, ale zabroniono mi przekazać pani informacje na temat reszty majątku i do kogo on trafi... Czy wszystko jasne? - pokiwałam twierdząco głową, nie wypowiadając ani jednego słowa.

Hell will come for us Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz