Nie mogę go stracić

684 37 10
                                    

Ostatnie dni były po prostu dziwne. Wszyscy wyglądali na jakiś zdenerwowanych, a ja nie miałam bladego pojęcia dlaczego. Nie byłam jakąś wielką idiotką by nie zauważyć ich min i znaków jakie sobie wzajemnie dawali, a przede wszystkim tego jak szybko cichli i zmieniali temat jak ja się pojawiałam. Jedno było pewne, coś przede mną ukrywali. Właśnie ta myśl powodowała, że moje samopoczucie było jeszcze gorsze. Skoro mnie okłamywali, to znaczyło, że nie ufają mi na tyle by mówić prawdę. Bolał fakt, że moi przyjaciele mają przede mną tajemnice. Nienawidziłam, gdy ktoś ukrywał prawdę.

Hipokrytka.

Przez to, że nie wiedziałam o co chodzi czułam jeszcze większy lęk. Bądźmy szczerzy, takie zachowanie nigdy nie wróżyło nic dobrego. Niestety, ale moja bujna wyobraźnia zaczęła już wymyślać własne scenariusze i powody ich zachowania. Przypuszczenia. Podejrzenia. Coś co nie raz wplątywało nas w kłopoty i kłótnie. Mieszały nam w głowie i nie raz były powodem naszego błędnego postępowania. Sama nie raz żałowałam tego, że pozwoliłam im przejąć nad sobą kontrolę, dlatego tym razem chciałam by było inaczej.

Znałam już na tyle długo mieszkańców tego domu i na tyle się z nimi zżyłam, że byłam pewna, że mogę im ufać. Wniosek był więc prosty, skoro coś przede mną ukrywali to musieli mieć naprawdę dobry powód. Chciałam z nimi porozmawiać i wszystko wyjaśnić, jednak za każdym razem jak próbowałam zacząć rozmowę na ten temat ktoś mi przeszkadzał albo zwyczajnie zjadały mnie nerwy. Niepewność tylko jeszcze bardziej pogarszała całą sprawę, dlatego też tamtej soboty stojąc przed gabinetem Nicholasa dziesięć razy próbowałam już pukać do drzwi. Nie wiedziałam jak miałabym niby zacząć tą rozmowę, spytać wprost czy najpierw wprawić go w jakiś dobry nastrój. Obawy przed tym co usłyszę wycofywały moją dłoń gdy już zbliżała się do drewnianej pokrywy. Głęboko westchnęłam w myślach karcąc swoje zachowanie i już miałam odchodzić, gdy ktoś nacisnął na klamkę, a po chwili moim oczom ukazał się szatyn.

- Cassie? - rzucił widocznie zdezorientowany tym, że tam stoję.

- Właśnie miałam do ciebie sprawę. - odpowiedziałam w końcu decydując się rozpocząć ten temat. Chłopak odsunął się i przepuścił mnie w drzwiach, po czym je zamknął by nikt nam nie przeszkadzał. Wzięłam głęboki wdech uspokajając się odrobinę. Szatyn standardowo oparł się o biurku i pokazał mi gestem dłoni bym kontynuowała swoją wypowiedź. - Wiem, że coś przede mną ukrywacie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale znając was pewnie macie dobry powód. Jednak ja już po prostu nie mogę wytrzymać z niepewności i jak nie poznam prawdy to po prostu za chwilę wybuchnę, a nikt z nas tego nie chce, więc proszę powiedz mi o co chodzi. - rzuciłam na jednym wdechu, chyba ciut za szybko, bo chłopak chwilę milczał.

- Już? Oddychasz? - pokiwałam niepewnie głową, a on podszedł w moją stronę. Jego charakterystyczny zapach uderzył każdą komórkę mojego ciała powodując to dziwne, ale już dobrze znane mi uczucie. - Mam dzisiaj wyścig. - zmarszczyłam brwi na jego słowa, jednocześnie pokazując by mówił dalej. - Nie masz się czym przejmować. Zwykły wyścig motocyklowy w którym udział bierze naprawdę dużo ludzi. Nie mówiliśmy ci, bo nie chcieliśmy byś się zaczęła martwić, a uwierz mi nie ma czym. - chwycił moją twarz w swoje dłonie i spojrzał mi prosto w oczy. Jego tęczówki były znacznie ciemniejsze niż zawsze i było w nich coś co nie dawało mi spokoju.

Chłopak złożył delikatny pocałunek na moim czole, na co ja rozluźniająco wzdychnęłam, po czym opuścił pomieszczenie zostawiając mnie samą. Nie rozumiałam tego co się dzieje i tego jak wygląda nasza relacja. Od naszej rozmowy nad stawem naprawdę dużo miedzy nami się zmieniło. Niby byliśmy przyjaciółmi, jednak chłopak nie raz robił w moją stronę jakieś czułe gesty, które nie były do końca przyjacielskie. Czasami po prostu splatał razem nasze dłonie, przelotnie mnie całował, jednak to wszystko było wciąż takie niepewne. Znałam go i wiedział, że jego zachowanie wynika pewnie z zwyczajnej troski. Nie chciał mnie skrzywdzić ani przywołać żadnych nieciekawych wspomnień. Musiałam przyznać, że ani razu przy nim nie myślałam o tym co mnie spotkało. Nawet naszej wspólnej nocy w mojej głowie ani przez sekundę nie pojawił się mój oprawca, bo byłam całkowicie skupiona na szatynie przede mną. Moje obawy bardziej dotyczyły tego, że zwyczajnie nie będę dobra, nie zaspokoję jego potrzeb, a on nie będzie czerpał z tego przyjemności. Niektórzy mężczyźni mogliby się po prostu mnie brzydzić, ale on taki nie był. Pokazał mi, że wciąż jestem piękna i wartościowa, a moja przeszłość nie ma zupełnego znaczenia.

Hell will come for us Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz