Nigdy cię nie zawiodę

801 31 14
                                    

Niedziela minęła spokojnie i nim się obejrzałam był już poniedziałek. Przez te kilkadziesiąt godzin w ogóle nie analizowałam tego co mi powiedział Lorenzo. Nie chciałam rozmyślać nad jego słowami, bo bałam się tego do jakich wniosków mogłabym dojść. Starałam się skupić na innych rzeczach, a jak tylko ktoś zaczynał ten temat szybko go przerywałam. Potrzebowałam czasu by w ogóle móc zweryfikować tą informację. To co powiedział, przecież  było wręcz paradoksalne, jednak nie widziałam też powodu by mężczyzna miał to tak po prostu zmyślić. Po co miałby kłamać w takiej sprawie i robić niepotrzebne zamieszanie? To wszystko nie miało sensu. Wydawało mi się, że znam moich rodziców i pomimo tego, że nie miałam z nimi dobrego kontaktu to byłam pewna, że w takiej kwestii by mnie nie okłamywali. Zresztą ja się urodziłam jak oni byli już ponad dwa lata po ślubie, więc jeśli Lorenzo mówił prawdę to moja mama zdradziła Richarda, a przecież ona nie byłaby w stanie tego zrobić. Nie była idealną kobietą ani tym bardziej matką, ale miała swoje zasady. Ślubowała ojcu wierność i nie widziałam powodu dla którego miałaby zerwać tą obietnicę. Miała męża, roczne dziecko. Dlaczego miałaby się wdawać w romans? Małżeństwo moich rodziców nie było idealne, praktycznie nie okazywali sobie miłości ani bliskość, jednak zawsze jedno stało za drugim murem. Caroline, którą znałam nie była kobietą, która dopuściłaby się zdrady i tego chciałam się trzymać.

Tamtego poranka wstałam wyjątkowo wcześnie, posprzątałam dokładnie swój pokój i należącą do mnie łazienkę, chociaż panował w nich w miarę porządek. Kolejno wzięłam prysznic, ubrałam czarne rurki, obcisłą białą koszulkę i za duży na mnie szary kardigan. Uwielbiałam nosić rzeczy nawet o kilka rozmiarów na mnie za duże, nie tylko dlatego, że były bardzo wygodne, ale też dobrze się w nich prezentowałam. Zrobiłam makijaż, używając korektora, maskary, eyelinera i rozświetlacza, a włosy rozpuściłam i zostawiłam w naturalnych falach. Tak wyglądając poszłam na zajęcia. Znowu w drodze na uczelnie towarzyszył mi blondyn, za którym okropnie się przez ten tydzień stęskniłam. Tamten poniedziałek już od pierwszych minut wydawał się inny, wyjątkowy. Ja tryskałam jakimiś nieznanymi mi dotychczas pokładami energii, bo miałam naprawdę wiele powodów do radości. Po pierwsze wróciłam do rezydencji, swoich nowych przyjaciół, śmiało mogłam powiedzieć, że wróciłam do domu, bo oni sprawiali, że właśnie tak się tam czułam. Po drugie i najważniejsze to właśnie tego popołudnia najważniejsza dla mnie osoba miała przylecieć do Filadelfii. Megan. Moja Megan. Już się nie mogłam doczekać aż ją przytulę i opowiem o wszystkim co mi się pod jej nieobecność przydarzyło. Rozmowy z nią były najlepszą rzeczą na świecie. Zawsze mi pomagały i nie wyobrażałam sobie, że mogłoby ich kiedyś zabraknąć.

Dzień na wykładach zleciał szybko i nudno. Ja i tak cały czas byłam skupiona na czymś innym niż słowa moi profesorów. Myślałam o Megan, o tym, że znowu będzie przy mnie, o dudniących w mojej głowie słowach Lorenzo i o tym co się dzieje w mojej relacji z Nicholasem. Niechętnie musiałam przyznać, że to ostatnie najczęściej zajmowało moje myśli. Nie rozumiałam tego, nie rozumiałam siebie, a przecież między nami do niczego nawet nie doszło i nawet jakbym chciałam to wiedziałam, że nie dojdzie.

Po powrocie zrobiłam szybki obiad, którym był jedynie ryż z warzywami i siedziałam w salonie czekając na swoich gości. W rezydencji mało kto był, czego ja w sumie nie rozumiałam, jednak postanowiłam się nie wtrącać. Umówiłam się z Nickiem, że moi przyjaciele przyjadą tutaj i wspólnie zdecydujemy co dalej. Najchętniej chciałabym by zostali ze mną, lecz wiedziałam, że to nie jest mój dom i nie mam prawa niczego wymagać od jego mieszkańców. Z wszystkich osób, które tam przebywały ja miałam najmniej do gadania i nie chciałam wywierać na nikim żadnej presji.

Niewiele przed szesnastą w salonie pojawił się Nick. Miałam okropną ochotę wypytać go o to gdzie był i powstrzymywałam się przed tym z wszystkich sił. To nie była moja sprawa i zdecydowanie nie powinno mnie to obchodzić. Oboje dość długo milczeliśmy, a ja nie wiedziałam jak powinnam się zachować. Od naszej wczorajszej, porannej sprzeczki zupełnie się do siebie nie odzywaliśmy. Wydawało mi się, że chłopak był na mnie o to zły, jednak ja i tak nie miałam zamiaru z nim na ten temat rozmawiać. Obrażaniem i wkurzaniem się  nie zmusi mnie do wyjawienia mu prawdy. Głuchą ciszę przerwało wejście do budynku Van i Mike'a, a zaraz za nimi pojawili się Megan i Tyler, na widok których aż zapiszczałam z radości. Momentalnie ruszyłam w ich stronę i oboje przytuliłam. Brunetka powiedziała mi, że mam po nich nie przyjeżdżać, bo sami trafią taksówką na co ja niechętnie przystanęłam. Jak mi się teraz wydaje ich taksówką był Michael.

Hell will come for us Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz