Przepraszam

788 37 2
                                    

Atmosfera w rezydencji była napięta, chociaż napięta to zbyt delikatne słowo. Wszyscy chodzili poddenerwowani, zwłaszcza Nicholas od którego wręcz na kilometr biła negatywna energia i wściekłość. W nocy nie mogłam spać, cały czas myślałam nad tym co dalej będzie. Michael powiedział, że nie mają tych pieniędzy, a Lorenzo jasno się wyraził, że jeżeli ich nie dostanie to mi stanie się krzywda. Byłam też wkurzona, że oni tak bardzo ryzykowali, a to poszło na marne. Chciałam z nimi poważnie porozmawiać na ten temat, ale wiedziałam, że wczoraj było jeszcze na to za wcześnie. Wszyscy musieli ochłonąć i się uspokoić, dopiero po tym moglibyśmy normalnie porozmawiać. Nie chciałam by znowu pojawiły się jakieś niepotrzebne sprzeczki, wolałam rozwiązywać konflikty spokojnie. Nie zawsze mi się to udawało, bo często ktoś wyprowadzał mnie z równowagi, ale zazwyczaj starałam się tego trzymać.

Była sobota, co za tym szło miałam wolne. Mogłam sobie dłużej pospać i się poobijać, jednak mojemu organizmowi to nie pasowało. Obudziłam się jak tylko na zewnątrz zaświtało i zupełnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Bardzo chciałam wyjść z budynku i pobiegać, bo często mi to pomagało w złych chwilach, jednak wiedziałam, że to mogłoby tylko wywołać kolejne kłótnie i wrzaski, a zdecydowanie nikt tego nie potrzebował. Wzięłam dłuższy prysznic i ubrałam luźny, dresowy, szary komplet. Nie miałam co robić, a byłam pewna, że większość mieszkańców jeszcze śpi. Wzięłam więc z półki książkę, która dostałam na urodziny i pozwoliłam się jej pochłonąć. Uwielbiałam czytać, razem z bieganiem były to moje najlepsze zajęcia. Mogłam oderwać się od rzeczywistości, wkroczyć w ten piękny świat, gdzie zawsze wszystko kończyło się happy endem. Miałam świadomość tego, że moje życie nigdy nie będzie tak wyglądać. Wielka, bezgraniczna miłość, poświęcenie dla ukochanej osoby, zaufanie i oddanie, coś o czym zwykła dziewczyna jak ja mogłaby tylko pomarzyć. Życie tak nie wyglądało, przynajmniej nie moje. Gdy byłam w opałach żaden książę na białym koniu mnie nie uratował, byłam zdana tylko na samą siebie. Książki zawierają piękną treść, jednak pełną samych kłamstw, a przynajmniej tak wtedy myślałam.

Moją lekturę przerwała blondynka, która niespodziewanie wkroczyła do mojego pokoju.

- Wiedziałam, że już nie śpisz, o ile w ogóle zmrużyłaś w nocy oko. - odłożyłam książkę na niewielką szafkę nocną i siadłam na łóżku, skupiając swoją uwagę na tej dziewczynie. - Nick zwołał jakieś spotkanie i myślę, że ty też powinnaś tam być. - pokiwałam głową na jej słowa, ciesząc się, że chociaż ona w tym domu liczy się z tym co ja myślę. Niestety, byłam pewna, że szatyn nie będzie podzielał jej zdania.

Wstałam, po czym obie opuściłyśmy pomieszczenie i skierowałyśmy się do gabinetu chłopaka. W pokoju znajdywała się zdecydowanie zbyt duża liczna osób, przez co ja czułam się lekko przytłoczona. Było tam pona piętnastu chłopaków i ja nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że w tym domu ich aż tylu mieszka. Niektórych widziałam dopiero pierwszy raz na oczy. Zaraz po naszym przyjściu do pomieszczenia wszedł Nicholas, który zeskanował wszystkich wzrokiem, zatrzymując go dłużej na mnie.

- Co ona tu robi? - zapytał Vanessy, zupełnie jakby nawet nie chciał ze mną rozmawiać.

- Stoję. - odpowiedziałam mu pewnie, a on posłał mi zimne spojrzenie. Niestety ten jego wzrok nigdy mnie nie przerażał. - Czy tego chcesz czy nie ta sprawa dotyczy też mnie i mam prawo wiedzieć, co dalej zamierzacie. - założyłam ręce pod biustem, a on wkurzony wywrócił oczami na moje słowa.

- Jaki masz plan szefie? - do moich uszu dotarł zbyt formalny głos Mike'a, sam fakt, że nazwał go szefem powinien już dawać do myślenia. Oni nie byli dla siebie tylko współpracownikami, byli przede wszystkim przyjaciółmi i nigdy nie słyszałam by blondyn odnosił się do niego w tak oschły sposób.

Hell will come for us Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz