Piekło po nas przyjdzie

766 34 9
                                    

Pov. Nicholas

Siedziałem już w samochodzie ponad godzinę, powoli zaczynając tracić cierpliwość. Nie chciałem wchodzić do środka, robić niepotrzebną aferę ani im przerywać. Niestety, ale w mojej głowie pojawiły się lekkie obawy, że coś poszło nie tak. Mogli wyjść drugim wyjściem i uciec, przez moją myśl przeszedł wręcz każdy możliwy negatywny scenariusz. Lorenzo jak wszyscy w tym świecie był brutalnym człowiekiem, nawet w stosunku do swoich. Cały mój stres uleciał gdy zauważyłem uśmiechniętą szatynkę nareszcie opuszczającą budynek. Wyglądała wręcz zbyt radośnie, co mogło być trochę podejrzane.

- Przepraszam, zagadaliśmy się i całkowicie o tobie zapomniałam. - rzuciła w moją stronę jak tylko zajęła miejsce pasażera.

- Zgadaliście się? - podpytywałem, bo to było... Dziwne. Dobrze wiedziałem, że miała raczej negatywne podejście do tej rozmowy i w ogóle tego człowieka.

- Uwierz mi, mnie też to dziwi. - jej twarz miała jakiś nieodgadniony wyraz, a ja żałowałem, że nie mam super mocy czytania jej w myślach. - On był taki miły i w ogóle nie zachowywał się jak jakiś niebezpieczny człowiek, jak ten mężczyzna, który zabił przy mnie dwójkę osób. Opowiadał mi o mamie, o tym jak ją poznał, trochę też o swoim życiu tutaj, a ja nawet nie wiem, czemu też opowiedziałam mu część swojego życia. - dziewczyna obróciła się w moja stronę tak by swobodnie móc patrzeć na moją twarz. - To zabrzmi głupio, ale naprawdę dobrze mi się z nim rozmawiało. Wreszcie poczułam, że komuś zależy i się mną interesuje. - szatynka pokiwała głowa na własne słowa jakby były dla niej absurdalne.

To co mówiła rzeczywiście mogło się takie wydawać, zwłaszcza mi, gdzie ja znałem tylko jedną stronę tego człowieka, tą mroczniejszą. Jednak każdy z nas ma chyba w sobie chociaż nutkę jakiegoś dobra i może właśnie taki chciał być Lorenzo przy swojej córce. Ja osobiście byłem idealnym przykładem na to jak zachowuje się człowiek w obecności różnych osób. Przebywając z moją ekipą byłem silny, stanowczy, nieugięty i przede wszystkim uchodziłem za raczej groźnego człowieka. Często się na nich wydzierałem, przeklinałem ich, a zdawało się nawet, że groziłem. W momencie gdy otaczali mnie moim przyjaciele byłem już bardziej łagodnym człowiekiem, jednak i tak nigdy nie pozwoliłem im wejść sobie na głowę. Jedyną osobą, która sprawiała, że byłem uległy była właśnie Cassandra. Przy niej byłem bardziej delikatny i wyrozumiały, po prostu jakaś część mnie twierdziła, że to jest to czego ona potrzebuje, a ja... Ja potrzebowałem tylko jej szczęścia.

- Dlaczego nie jedziemy? - do moich uszu dotarł jej głos, który uświadomił mi, że wciąż stoimy pod kawiarnią.

- Przepraszam, zamyśliłem się. - odparłem na co ona się tylko lekko uśmiechnęła. No tak, znowu ją za coś przeprosiłem, zdecydowanie powinienem to ograniczyć.

W końcu ruszyliśmy z miejsca, a ja skarciłem się za swoje zachowanie. Nie chciałem być przy niej inny, ale nie umiałem traktować jej w taki sposób jak wszystkich. Ona nie zasługiwała na to, na ten zły i okrutny świat, który ją tak bardzo skrzywdził. Była... Lepsza. Dla mnie, najlepsza.

Pieprzony Michael.

Mieliśmy zaraz z tego spotkania wracać do domu, jednak coś mnie podkusiło i bez zgody sztynki zmieniłem nasze plany. Chciałem zabrać ją w miejsce, gdzie spokojnie mogła by przemyśleć wydarzenia, które ostatnio miały miejsce w jej życiu. Miałem nadzieję, że jej się spodoba, chciałem by tak było.

- Nie wracamy do domu? - spytała w momencie gdy odbiłem z drogi prowadzącej do Huntsfield w prawo. Pokręciłem tylko przecząco głową na jej słowa, nie mówiąc nic więcej. Chciałam zrobić jej chociaż taką mała niespodziankę.

Hell will come for us Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz