Zależy mi

717 30 6
                                    

Pov. Nicholas

Za cholerę nie rozumiałem swojego postępowania. Nie miałem niby innego wyjścia i przecież musiałem wziąć udział w tym wyścigu, a tak szybko się poddałem. Wystarczyło jedno jej spojrzenie, te piękne szmaragdowe oczy błyszczące łzami, a ja uległem. Nienawidziłem jak ona była smutna, bo jej uśmiech zdecydowanie był najpiękniejszą rzeczą w wszechświecie. Nienawidziłem siebie, bo doprowadziłem ją do takiego stanu. Nie potrafiłem być w tamtej chwili stanowczy, zresztą przy niej nigdy nie zachowywałem się tak jak inni by tego chcieli. Nie rozumiałem tego, ale ona sprawiała, że chciałem być lepszy i przede wszystkim najważniejsze stało się dla mnie jej szczęście. Nie chciałem jej skrzywdzić ani zranić. Byłem wściekły przez to, że nie wiedziałem co będzie dalej. Miałem umowę z Dylanem i w końcu jej nie dotrzymałem. Cassandra albo ten wyścig. Ta szatynka nie miała pojęcia, że w momencie gdy mnie powstrzymała kolejny raz naraziła swoje życie. Bałem się czego będzie chciał Mitchell, a najbardziej tego, że będzie to właśnie ona.

Szkoda, że się nie myliłem.

Wróciliśmy do rezydencji, a ja skierowałem się z szatynką do jej pokoju. Wciąż była lekko roztrzęsiona, jednak od momentu gdy wsiedliśmy do samochodu nie odezwała się do mnie ani jednym słowem. Nie wiedziałem czy była na mnie zła, czy tylko nie wiedziała co ma powiedzieć. Nie zdziwiłbym się jakby chodziło o to pierwsze. W końcu w jej odczuciu ryzykowałem tylko dla adrenaliny i podszedłem do tego zupełnie bezmyślnie, nie miała pojęcia, że w tym wszystkich chodziło o jej życie. Mogłem jej powiedzieć prawdę, jednak lekko obawiałem się jej reakcji. Nie chciałem by na każdym kroku musiała się bać, bo wiedziałem, że ja nie pozwolę by cokolwiek złego ją spotkało. Dodatkowo brałem pod uwagę to, że tylko bardziej się na mnie wkurzy, bo przecież ukryłem przed nią coś co ją bezpośrednio dotyczyło. Miałem mętlik w głowie. Z jednej strony cholernie chciałem być z nią szczery, a z drugiej wolałem jak żyła w błogiej niewiedzy.

Szatynka jak tylko przekroczyła próg swojej sypialni sięgnęła do szafy po piżamę. Ściągnęła swoje ubrania i po chwili stała już w samej bieliźnie. Pomimo tego, że była odwrócona do mnie tyłem na pewno zdawała sobie sprawę z tego, że za nią stoję. Jednak i tak nie wyglądała na skrępowaną albo zawstydzoną, w końcu i tak widziałem już ją nawet nagą. Założyła na siebie przygotowane rzeczy, po czym pod podkoszulkiem odpięła stanik i rzuciła go na jasny fotel. Wciąż nie racząc mnie ani jednym spojrzeniem ruszyła do łóżka, gdzie położyła się na boku tyłem do mnie. Głęboko westchnąłem, po czym podszedłem w jej stronę. Położyłem się na łóżku za nią. Objąłem ją ręką w pasie i przytuliłem do siebie. Jej usta opuścił relaksujący, długi wydech, a po chwili chwyciła moją dłoń i splotła ze swoją, po czym przycisnęła mocno do swojej klatki piersiowej. Zaciągnąłem się jej charakterystycznym zapachem, który wprowadzał mnie do krainy marzeń.

- Przepraszam. - wyszeptałem mocniej do niej przywierając.

- Dziękuję. - również cichy głosik dotarł do moich uszu, przez co mimowolnie się uśmiechnąłem.

Leżałem z nią tak do momentu gdy nie zasnęła, a nadeszło to wyjątkowo szybko. Nie chciałem jej zostawiać, jednak potrzebowałem jakiegoś odreagowania tej sytuacji. Delikatnie wyswobodziłem rękę z jej uścisku i wstałem z łóżka, nie chcąc jej obudzić. Wyglądała tak niewinnie i beztrosko, a ja nie chciałem tego zniszczyć. Opuściłem pokój i skierowałem się do salonu. W całym budynku panowały ciemności, co pewnie oznaczało, że wszyscy już dawno spali. Podszedłem do kuchni, gdzie przegrzebałem wszystkie półki i dopiero po chwili znalazłem kilka ostatnich butelek piwa. Potrzebowałem resetu i zapomnienia. Nie wiedziałem co mam dalej robić, jak wybrnąć z tej sytuacji, bez narażania Cassandry. Chwyciłem otwieracz i cztery piwa do ręki, po czym wróciłem do salonu, gdzie w ciemności rozłożyłem się na kanapie.

Hell will come for us Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz