W końcu opuściłem mieszkanie i schodami skierowałem się na dół. Miałem świadomość tego, że Dylan będzie chciał czegoś naprawdę wielkiego, ale nie spodziewałem się, że aż tak. Wyścigi, były czymś co porzuciłem rok temu, obiecując wszystkim, że już więcej nie będę się narażał. Nie myślałem, że przyjdzie moment, gdy do tego wrócę. Niestety nie miałem innego wyboru. Nie mogłem pozwolić na to by Cassandrę znowu spotkała krzywda. Nie mogłem i nie chciałem. Wbrew sobie i wszystkiemu ona stała się dla mnie kimś ważnym. Nie planowałem tego, że ta szatynka tak szybko wkradnie się do mojego życia. Po tym jak ją ostatnio pocałowałem jeszcze więcej zacząłem o tym i o niej myśleć. Nigdy nie zachowywałem się tak w stosunku do żadnej kobiety, nawet do Hanny. Była moją dziewczyną, ale nigdy nie byłem dla niej taki opiekuńczy i troskliwy. Nie sprawiała, że chciałem dla niej być lepszym człowiekiem. Po jej śmierci już więcej nie wszedłem w żaden związek. Żadna z poznanych przeze mnie dziewczyn nie sprawiała, że chciałem się z nią związać na stałe. Poza tym dobrze zdawałem sobie sprawę z tego jak bardzo popaprane jest moje życie. Nawet jakbym chciał by Cassandra stała się jego częścią, to i tak nie mogłem na to pozwolić. Ona na to nie zasługiwała. Wydawało mi się, że przeszła już wystarczająco dużo bym ja miał dokładać jej kolejnych problemów. Jej życie byłoby dużo prostsze gdyby nie ja.

Do rezydencji wróciłem pod wieczór, gdyż musiałem urządzić sobie dłuższą przejażdżkę z nadzieją, że pomoże mi ona wszystko przemyśleć. Niestety tak nie było. W mojej głowie pojawiało się tylko więcej niepewności. Na podjeździe spotkałem Mike'a, który prawdopodobnie na mnie czekał.

- Gdzie ty do jasnej cholery tyle byłeś?! - wywróciłem oczami na jego słowa, bo zdecydowanie nie lubiłem gdy ktoś się o mnie martwił. - Co chciał Dylan?

- Mam wystąpić dla niego w wyścigach. - blondyn głośno wciągnął powietrze na moje słowa, bo tak samo jak ja się tego nie spodziewał.

- Powiedz mi, że mu odmówiłeś. Pamiętasz, że obiecałeś nam, że do tego nie wrócisz?

- Pamiętam, ale życie Cassie jest ważniejsze niż to. - szybko mu odpowiedziałem, po czym chciałem wejść do budynku, jednak zatrzymał mnie jego uścisk na ramieniu.

- Mów dokładniej. - zająłem miejsce na pierwszym schodzie od dołu, a chłopak zrobił to samo.

- Powiedział, że albo biorę udział w wyścigach albo mam mu oddać Cass. Wiem, że złożyłem wam obietnicę, ale nie pozwolę na to, by on ją skrzywdził. - blondyn poklepał mnie po plecach, na co ja posłałem mu niezrozumiałe spojrzenie.

- Wpadłeś. - rzucił, po czym wszedł do budynku.

Wtedy już wiedziałem o co mu chodzi, jednak byłem zbyt dumny by przyznać mu rację.

Po dość długiej chwili ja również wstałem i ruszyłem do budynku. Od razu skierowałem się na górę pozwalając by nogi same mnie niosły. Nie wiedziałem co chciałem zrobić ani powiedzieć, właściwie to wyrwałem się dopiero z letargu, gdy po zapukaniu szatynka otworzyła mi drzwi. Nie rozumiałem dlaczego tam przyszedłem, jednak chyba to było właśnie to co powinienem zrobić.

Dziewczyna wpuściła mnie do pomieszczenia i zajęła miejsce na swoim łóżku. Była wyraźnie spięta, a ja nie wiedziałem czy to przez ten pocałunek, czy ostatnią akcję w jej mieszkaniu. Czekała aż zacznę się tłumaczyć z swojej obecności tam, a ja nie potrafiłem zacząć, gdyż moje myśli pochłaniały jej malinowe usta. Chciałem ją pocałować. Znowu.

- Przepraszam. - rzuciłem w końcu, a ona zmarszczyła brwi na moje słowa.

- Za co tym razem? - spytała, a ja już wiedziałem, że jest na mnie zła. Musiałem przyznać, że zachowałem się jak palant, ale ona też nie była bez winy. Dzwoniłem do niej i pisałem, a ona nie odpowiadała. Powinna pomyśleć o tym, że jej przyjaciele się o nią martwią, że ja to robię.

Hell will come for us Where stories live. Discover now