Moi najlepsi przyjaciele || H...

By Martyna0123

269K 21.2K 4.8K

Rosallie nie trzeba tłumaczyć czym jest samotność, smutek czy ból. Ona zna te trzy słowa bardzo dobrze. Od za... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
12 faktów o mnie
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Tysiąc gwiazdek?!
Special
Rozdział 38
#Challenge Start Wattpad
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Wow! 10 tysięcy wyświetleń!?
Special nr 2
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
L. A.
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozadział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60 (maraton)
Rozdział 61 (maraton)
Rozdział 62 (maraton)
Rozdział 63 (maraton)
Rozdział 64 (maraton)
Bardzo ważne info
Rozdział 65
Życzonka :D
Rozdział 66
Rozdział 67
Epilog
Nowa książka :D
Info ^^
Druga część!

Rozdział 57

2.5K 236 60
By Martyna0123

   — Jeff walczy z Rakem — powiedziałam.

   — To już po nim — zaśmiał się klaun.

   — Jak to... po nim? — zapytałam z niedowierzaniem w głosie. — Nie! Musimy mu pomóc! — krzyknęłam po chwili. Byłam przerażona. Przecież ten potwór mógłby rozerwać czarnowłosego na malutkie kawałeczki.

   — Chwila, chwila... kim tak właściwie jest Rake? — spytał grający na padzie Ben.

   — Taki człekopodobny stwór i jednocześnie mój dawny znajomy. Lepiej z nim nie zadzierać — odpowiedział klaun, nadal się uśmiechając.

   — Co on może takiego zrobić? — zapytała znudzona Clockwork. Widocznie nie obchodził ją los Jeffa.

   — Jeśli wejdziesz na jego teren lub jeśli on wybierze cię na swoją przyszłą ofiarę, on cię... po prostu rozszarpie. Próbował to na mnie już wiele razy. — Jack po raz kolejny parsknął śmiechem, na co spiorunowałam go wzrokiem, jednak on to zignorował.

   — Nie możemy zostawić Jeffa z tym potworem — powiedziałam. Clockwork powoli wstała z kanapy, po czym głośno ziewnęła.

   — Ech... chodźcie lepiej. Miejmy to już za sobą — mruknęła brązowowłosa, a następnie pociągnęła za sobą Bena oraz Jacka w masce. Roześmiany także ruszył się z miejsca i podążył za resztą creepypast. Wybiegłam z hotelu zaraz po nich.

   — Za mną, znam drogę — oznajmiłam, wymijając zegarkooką, a następnie zaczęłam biec najszybciej jak mogłam do miejsca, w którym Rake nas zaatakował. Po około dwudziestu minutach byliśmy na miejscu, lecz nie było tam ani Jeffa, ani stwora.

   — Gdzie jest ten kretyn? — spytał Ben. Po jego minie zauważyłam, że wolałby zostać w hotelu.

   — Jakieś czterdzieści minut temu byli tutaj, a dokładnie w tym miejscu Jeff zaczął walczyć z Rakem. — Wskazałam palcem na miejsce, w którym czarnowłosy i potwór zaczęli się szarpać. Trawa tam była ugnieciona.

   — Nigdzie ich nie widzę — mruknął Eyeless Jack, a wszyscy spojrzeli na niego zirytowani.

   — Serio...? Ty nie masz oczu, idio...

   — Cicho tam, dzieci i ryby głosu nie mają — przerwał Benowi brązowowłosy. Czarno-biały klaun słysząc te słowa, zaśmiał się pod nosem.

   — Jak ci przywalę to się nie pozbierasz — zagroził mu wkurzony blondyn. 

   — No dalej, spróbuj... i tak ci się nie uda, dzieciaku — powiedział wyzywająco chłopak w niebieskiej masce. Gdy Ben miał się na niego zamachnąć, Clockwork złapała go za ramię, po czym odrzuciła na bok, a Jacka uderzyła z łokcia w brzuch.

   — Przestańcie się już kłócić! Mamy znaleźć Jeffa, a tak tylko czas tracimy — wycedziła przez zęby zdenerwowana zielonooka.

   — Gdzie oni mogą być? — zapytałam, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek poszlaki.

   — Patrzcie — powiedział Roześmiany, pokazując na trawę zabarwioną na czerwono.

   — Ślady krwi, jeszcze świeże. Obstawiam, że byli tu około piętnaście minut temu — mruknęła zamyślona Clockwork. 

Nagle coś błysnęło mi po oczach. Podeszłam do krzaków przede mną i wyjęłam z nich nóż, należący do Jeffa. Był cały we krwi... świeżej krwi. Zegarkooka podeszła do mnie, wzięła go i obejrzała dokładnie.

   — Coś musiało mu się stać. On nigdy nie zostawiłby o tak swojego noża — stwierdziła brązowowłosa, oddając mi nóż Jeffa.

   — Cholera, gdzie on jest? — zapytałam się w myślach.

   — Chodźmy dalej — mruknął znudzony Ben.

   — Czekajcie, słyszę coś — odezwał się nagle Bezoki Jack, a wszyscy zamilkli. — Chodźcie za mną, tylko nie róbcie hałasu — dodał po chwili brązowowłosy i zaczął przedzierać się przez krzaki. Szliśmy za nim w całkowitej ciszy. Po kilku minutach zatrzymał się niespodziewanie.

   — Słyszysz coś? — spytał zaciekawiony Ben.

   — Jak ma słyszeć cokolwiek, skoro ciągle nadajesz — zaśmiał się Laughing Jack.

   — Ćsii... zamknijcie się przynajmniej na chwilę — skarcił ich brązowowłosy, przykładając palec wskazujący do maski, tam gdzie powinny być usta. Znowu zaczął iść, lecz tym razem robił to wolniej i ostrożniej niż wcześniej.

   — Uważajcie na dziury — mruknął.

   — Co? Jakie dziu... aaaaaaaa! — krzyknął Ben, wpadając w dość głębokie zagłębienie terenu, potocznie nazywane rowem.

   — Właśnie takie — powiedział brązowowłosy. Pomogłam Benowi wejść na górę. Gdy się wyprostował, spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek i wymamrotał ciche "dzięki". Przez kilka następnych minut chodziliśmy cicho po lesie w poszukiwaniu Jeffa. Nagle mój but o coś zahaczył, a ja wywaliłam się na kolana. Spojrzałam w dół. Pod moimi stopami znajdowała się okrągła, metalowa pokrywa, taka jak na ulicach.

   — Skąd to się tu wzięło? — zapytałam w zdziwieniu. Klaun odchylił pokrywę przy pomocy swoich pazurów, którymi ją lekko podważył.

   — Ale tam śmierdzi — mruknął Ben i zatkał sobie nos.

   — Panie przodem — powiedział czarnowłosy i złośliwie się uśmiechnął. Clockwork palnęła go w łeb, po czym zaczęła schodzić po metalowej drabince, zaraz po niej zeszłam ja, później Ben, następnie Bezoki i na końcu Roześmiany.

   — Ma ktoś jakąś latarkę? — spytała szatynka.

   — Mam latarkę w telefonie. — odpowiedział blondyn. W sumie można było się tego po nim spodziewać.

   — Dawaj — powiedziała i wyciągnęła rękę, żeby wziąć telefon Bena. Gdy elf spostrzegł, co Clockwork chciała zrobić, od razu schował telefon za siebie.

   — Jeszcze czego. Ty nie wiesz nawet, jak mikrofalówka działa — mruknął, a dziewczyna zrobiła oburzoną minę.

   — Już bez przesady. Jak nie chcesz mi dać, to sam świeć — wycedziła przez zęby. Ben z szybkością światła wystukał hasło, a następnie włączył latarkę. Dopiero teraz zobaczyłam, że obok nas płynęły ścieki.

   — Ohyda. — Chłopak bez oczu przyłożył sobie dłoń do maski. Zapewne chciał zatkać sobie nos. 

   — I mówi to ten, który codziennie zżera po kilka nerek — zaśmiał się Ben.

   — Ty lepiej uważaj, bo obudzisz się rano bez jednej lub dwóch — mruknął Jack.

   — Już się boję — zaśmiał się blondyn.

   — Idź już — powiedziała znudzona Clockwork i lekko popchnęła Bena, który zaczął świecić przed siebie latarką w telefonie. Przez kilka minut szliśmy w ciszy, nasłuchując jakichkolwiek dźwięków. Nagle usłyszeliśmy krzyk, odbijający się echem od zarośniętych pleśnią ścian. Wyprzedziłam elfa oraz szatynkę, po czym zaczęłam biec w stronę krzyków.

   — Poczekaj chwilę. — Zegarkooka próbowała mnie zatrzymać, lecz ja jej nie słuchałam i gnałam dalej. Krzyki z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze. Światło z latarki Bena już nie oświetlało drogi przede mną, więc musiałam zdać się na swój słuch. Skręciłam w lewo, prawo i ponownie w lewo. Ten labirynt ciągnął się bez końca. Dokładnie słyszałam każdy krzyk, każde słowo, nawet każdy szept. Byłam już tak blisko, czułam jego obecność. W pewnym momencie nogi się pode mną ugięły, a łzy spłynęły mi po policzkach.

   — Znajdę go. Znajdę! — krzyknęłam. Nagle wokół mnie pojawił się ogień, który zamknął mnie w jasnym kręgu. Poczułam się taka... silna... wszechmogąca. Nie wiem dlaczego, ale uczucie to wywołało u mnie radość. Ogromne uczucie szczęścia ogarnęło całe moje ciało. Moje paznokcie wydłużyły się, skóra zrobiła się śnieżnobiała, zęby wyostrzyły się, policzki stały się mokre od krwawych łez, a na głowie wyrosły mi rogi. Zaśmiałam się głośno.

   — Zabi... znajdę go. Znajdę cię Jeff i zabiję potwora, który chce twojej śmierci. Rake spalę cię. Zostanie z ciebie jedynie popiół — szepnęłam, po czym wstałam powoli. Uczucie szczęścia nadal mnie wypełniało. 

Poczułam ostry ból, przeszywający moje plecy. Zignorowałam go. Teraz, gdy drogę oświetlał mi ogień, mogłam spokojnie podążać za krzykami bez obawy, iż się potknę lub wpadnę do ścieków. Im głośniejsze były krzyki, tym mój uśmiech coraz bardziej się powiększał. Skręciłam w prawo i stanęłam w miejscu. Pod ścianą leżał Jeff, a nad nim stał Rake, który przybliżał swoje ostre kły do twarzy czarnowłosego. Gdy stwór zobaczył, że byłam blisko, spojrzał na mnie groźnie, mrucząc coś cicho.

   — Zabiję... — warknął, a ja zrobiłam krok w jego stronę, on za to zaczął się cofać.

   — Boimy się ognia, co? Teraz zobaczysz kto tu kogo zabije — powiedziałam z ogromnym uśmiechem na twarzy. Mimo bólu policzków, nie mogłam przestać wyginać ust w uśmiechu. Podeszłam jeszcze bliżej. Rake cofnął się, wchodząc do rzeki ścieków, która sięgała mu do kolan. 

Przykucnęłam obok Jeffa. Zaczęłam go dokładnie oglądać. Zobaczyłam coś co wyprowadziło mnie z równowagi. Chłopak miał prawie całą rozszarpaną bluzę oraz podkoszulek, przez co było widać cały jego brzuch, na którym było mnóstwo śladów po ugryzieniach, a także pazurach. Po całym jego ciele spływała szkarłatna ciecz. Nagle usłyszałam ciche szepty w mojej głowie. Jak ja dawno nie słyszałam tych głosów, przekonujących mnie do zabicia kogoś.

   — Spal... rozszarp... zabij... zniszcz... — szeptały mrocznie, powodując, iż mój uśmiech jeszcze bardziej się powiększał.

   — Jak ja się za wami stęskniłam — powiedziałam, śmiejąc się jak szaleniec.

   — Zniszcz... spopiel... — szeptały nieustannie.

   — Oczywiście, że to zrobię — zaśmiałam się. Spojrzałam w stronę stwoa. Wyjęłam z kieszeni zabawkę Jeffa, która momentalnie zaczęła się palić, lecz jej ostrze nie stopiło się, a rękojeść nie obróciła się w proch. Mocno zamachnęłam się, rzucając nóż w stronę kreatury, której ostrze noża wbiło się w brzuch. Rake głośno zawył i odrzucił broń na bok. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, po czym uniosłam ją do góry, a on zaczął lewitować, trzymając się za gardło. Po chwili machnęłam ręką w prawo, a potwór poleciał na ścianę i z gruchotem łamanych kości, upadł na ziemię.

   — To nie wystarczy... zniszcz... rozszarp... spal... — powtarzały głosy w mojej głowie. Po raz kolejny zaśmiałam się psychicznie. Zaczęłam podchodzić do Rake'a, który pokuśtykał w głąb tuneli. Powoli podążałam za nim. Po drodze wzięłam nóż Jeffa. 

Byłam kilka kroków od tego potwora.

   — Jeszcze chwila... jeszcze tylko chwilka i będę mogła go rozszarpać... jeszcze chwi...

   — Rosallie, co ty robisz?! Chodź tutaj! Zwijamy się stąd! — Clockwork przerwała mój monolog. Odwróciłam się w jej stronę, a ona popatrzyła na mnie w zdziwieniu. Po raz kolejny poczułam na plecach ból, lecz po nim nastała ulga. Rogi wyrastające z mojej głowy zniknęły, zęby powróciły do normalności, a paznokcie skróciły się do przeciętnej długości. Cała radość mnie opuściła. Już nie byłam silna ani wszechmocna... byłam zwykłym, słabym człowiekiem. Razem ze szczęściem, opuściła mnie także cała siła fizyczna. Nie czułam rąk ani nóg. Upadłam na podłogę z nożem czarnowłosego w dłoni.

   — Ważne, że przeżyłeś, Jeff — szepnęłam, mimowolnie zamykając oczy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam! Rozdział miał być wczoraj, a go nie było. Chociaż i tak jestem z niego zadowolona. Nasza główna bohaterka w końcu pokazała swoją szaloną stronę :D. Jak zwykle do następnego. :*

Continue Reading

You'll Also Like

3.1M 125K 82
Anastazja to młoda kobieta, która skończyła studia prawnicze. Jest ambitna i zawsze dąży do celu. W jej życiu pojawia się pewien milioner, który za w...
14.5K 1K 17
Jeff jest znany jako zimny bezlitosny morderca, stworzyciela Jane i dający nowy rozdział w życiu Niny tworząc z obydwu morderczynie. Pozbawiony piękn...
20.4K 1.7K 15
Koszmary, nie sny, nie sen, złe myśli kołaczące do naszej duszy, chcące przeprowadzić najgorszy scenariusz z naszym udziałem, gdy jesteśmy bezbronni...