Per. Jeffa
— Slender, dlaczego nie? — zapytałem, spoglądając na niego z wyrzutem.
— Bo nie — powiedział.
— No weź no — mruknąłem.
— Nie — powiedział stanowczo. Właśnie prosiłem go o to, żeby naprawił mój nóż. Był do połowy roztopiony. Rosallie to zrobiła.
— Jak mogła zniszczyć mój jedyny nóż?! To, że chciałem ją zabić, nie znaczy, że musiała mi psuć zabawkę! Co za wredna baba — pomyślałem. — No napraw mi go. — Od wczoraj bez przerwy mu marudziłem. Byłem pewien, że niedługo się zgodzi.
— Nie — powtórzył.
— Dlaczego? — spytałem po raz kolejny.
— Sam go sobie popsułeś, więc teraz radź sobie sam — powiedział.
— Rosallie mi go popsuła — mruknąłem, a Slender znieruchomiał. — Kurde, zaciął się czy co? Mózg mu się przegrzał? Poprawka, on ma mózg w ogóle? — pomyślałem szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu. — Hej, Slender, żyjesz? — Zapytałem po chwili i pomachałem mu dłonią przed głową.
— Dziewczyna cię pokonała? — zapytał nagle ze zdziwieniem.
— Wcale mnie nie pokonała. Nie wiem, jak ona to zrobiła, ale wokół niej pojawił się ogień i mi nim połowę noża roztopiła, a na koniec policja przyjechała i musiałem się wycofać — powiedziałem w miarę spokojnie.
— Ty się lepiej nie tłumacz — zaśmiał się beztwarz.
— To naprawisz mi ten nóż? — spytałem z nadzieją w głosie.
— Ech... niech ci już będzie — mruknął Slender.
— Hehe... wiedziałem, że się zgodzi — pomyślałem. Mój triumf był pewny.
— Dawaj ten nóż — powiedział niezadowolony. Zrobiłem co chciał. — Będziesz musiał wytrzymać bez niego kilka dni. — Gdy zdanie to zostało przetworzone w moim mózgu, szeroko otworzyłem buzię.
— Co?! Kilka dni?! To wiesz, ja chyba pójdę do Trendera czy coś. Oddaj mi to — powiedziałem nerowo i sięgnąłem ręką po mój nóż, ale Slender podniósł go na tyle wysoko, że nie mogłem go dosięgnąć.
— Za późno — powiedział i zniknął.
— No nie! Slender, zabiję cię! Masz się pospieszyć z tym rozumiesz?! Bo jak nie to skopę ci tą białą japę... której nie masz, ale i tak ci ją skopę. — Dosłownie kipiałem ze złości.
— On i tak cię nie usłyszy, idioto — powiedział Jack zza moich pleców.
— Sam jesteś idiotą — mruknąłem.
— Jeff, chodź na chwilę — powiedział chłopak tym razem poważnym tonem. Wiedziałem już, że coś się święci.
— Co jest? — zapytałem zaniepokojony.
— Musisz coś zobaczyć i chyba ci się to nie spodoba — powiedział szatyn. Poszliśmy do małego pokoju na parterze, w którym było kilka pralek.
— Po co mnie tu zaprowadziłeś? — spytałem, rozglądając się po pomieszczeniu.
— Eeeee no, bo... no, bo... — Teraz byłem pewien, że coś się stało.
— No, bo co? — zapytałem.
— Patrz — powiedział szybko i wyjął z pralki moją bluzę. W tej chwili byłem w jakiejś czarnej podkoszulce. Jak zobaczyłem moją bluzę, to pomyślałem, że zamorduję każdą żywą istotę na Ziemi. Moja ukochana bluza, która już tyle razy była ubrudzona krwią, w tej chwili była cała różowa. Na sam jej widok chciało mi się rzygnąć tęczą.
— Kto to zrobił?! — krzyknąłem wkurzony.
— Nie wiem. Jak przyszedłem tu z Benem, już taka była — powiedział Jack.
— Zamorduję tego, kto to zrobił! — wydarłem się na cały głos. Bezoki zaczął cicho chichotać.
— Z czego się śmiejesz?! — spytałem zdziwiony. Jack wybuchł śmiechem.
— Ha! Jaki z ciebie idiota hahaha — powiedział, śmiejąc się. Nie wiedziałem, o co mu chodziło.
— Ben, możesz już wyjść — zaśmiał się szatyn. Po chwili zza pralki po lewej stronie pokoju wyszedł Ben z kamerą w ręce.
— Chyba zrobimy sobie wieczór z filmami — powiedział roześmiany blondyn.
— Co to ma być?! To przez was moja bluza jest różowa?! — wydarłem się.
— Pożyczyliśmy sobie trochę ubrań Sally i wrzuciliśmy je do pralki razem z twoją bluzą — powiedział Jack.
Żyły na czole zapewne wyskoczyły mi na wierzch. Najpierw mój nóż, teraz moja bluza. Tego było już za wiele. Wziąłem w ręce łom leżacy na pralce (nie wiem, skąd ten łom się tam wziął) i rzuciłem się na Bena. Elf i Jack zaczęli uciekać.
— Zabiję was! — krzyczałem, a Ben i brązowowłost znowu zaczęli się śmiać.
Dwie godziny później
— Pora zrobić pranie — powiedziałem zadowolony i włączyłem dwie pralki na najwyższe obroty. Moją bluzę dałem Trenderowi. Powiedział, że jutro będzie taka jak kiedyś.
Jeśli chodzi o Jacka i Bena to zająłem się nimi. Właśnie siedzą w pralkach, które przed chwilą włączyłem. Ben schował gdzieś kamerę z nagraniem, ale ja ją znajdę. Znajdę i rozwalę. Spojrzałem na kręcących się Bena i Jacka.
— Przynajmniej raz do roku nie będą walić starym mopsem — powiedziałem z dumą w głosie i wybuchłem śmiechem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Taki trochę krótki ten rozdział i są same dialogi, ale nie miałam pomysłu, co napisać. Postanowiłam napisać coś śmieszniejszego, bo z tej książki się kurde dramat robi. To teraz wiecie, co robią Creepypasty, kiedy nie zabijają xD.