Nerwowo chodziłam po pokoju. Nie wiedziałam co mogłam zrobić.
— Jak on wszedł do domu? Może nie zamknęłam drzwi? — zapytałam samą siebie. Byłam wystraszona i zestresowana. Nadal nie wiedziałam o co chodziło w słowach Jeffa – "będziesz piękna". Włączyłam telefon i wpisałam w Google'u "historia Jeffa the Killera".
Po przeczytaniu jego historii zaczęłam rozmyślać.
— Czyli Jeff chciał mnie oblać alkoholem i wybielaczem, po czym podpalić. Następnie miał wyciąć mi wielki, krwawy uśmiech tak jak u niego, a na koniec chciał mi wypalić powieki — powiedziałam na jednym wdechu. — A Sebastiana chciał po prostu zabić — dodałam po chwili. Nie mogłam uwierzyć, że na świecie mógł istnieć ktoś tak okrutny i przerażający jak Jeff. Ten jego szeroki uśmiech, biała skóra, czarne, długie włosy i brak powiek. Na samą myśl dostawałam nieprzyjemnych dreszczy na całym ciele. Chociaż szczerze, mówiąc, zaciekawiła mnie historia Jeffa. Zabił swoich rodziców, brata, największego wroga Randy'ego i brutalnie pobił dwóch chłopaków z paczki swojego nieprzyjaciela, ponieważ ogarnęło go dziwne, mroczne uczucie. Co to mogło być za uczucie? Dlaczego Jeff poczuł je dopiero po przeprowadzce? Może była to po prostu jakaś choroba psychiczna? A może za tym kryło się coś większego?
— Dlaczego Jeff zabił swojego brata? Przecież tak bardzo go kochał. — Nie mogłam zrozumieć tego, iż czarnowłosy zabił własnego brata. Przecież to było niewybaczalne.
Z zamyślenia wyrwał mnie wujek, który wszedł nagle do pokoju, bez jakiejkolwiek zapowiedzi swojego pojawienia się, w postaci chociażby zapukania w drzwi.
— Ubieraj się — powiedział, patrząc na mnie uważnie. W jego wzroku dostrzegłam zdziwienie i... Rozczarowanie?
— Po co? — zapytałam, przechylając głowę w bok. Musiałam przyznać, że jego nagłe przyjście, zdziwiło mnie nieco.
— Idziemy na cmentarz. — Przez chwilę nie wiedziałam o co mu chodziło, lecz po kilku sekundach oprzytomniałam.
— O kurcze, na śmierć zapomniałam — powiedziałam i zaczęłam się ubierać.
Ja razem a z wujkiem, co miesiąc jeździmy na cmentarz pomodlić się za moich rodziców.
— Nic dziwnego, że zapomniałaś. — Tym razem w jego oczach zobaczyłam zrozumienie. Uśmiechnął się pokrzepiająco, lecz nie poczułam się usprawiedliwiona.
— Właśnie to jest bardzo dziwne, że zapomniałam, nigdy o tym nie zapominam. — Ogarnął mnie wstyd. Jak mogłam zapomnieć o własnych rodzicach?
— Miałaś prawo o tym zapomnieć w końcu chory psychicznie morderca prawie zabił ciebie i twojego przyjaciela — odparł.
— I tak źle zrobiłam, zapominając — pomyślałam. Wzięłam torebkę, do której schowałam telefon i słuchawki, po czym wyszłam z domu. Szybko wsiadłam z wujkiem do samochodu, po czym. W drodze na cmentarz słuchałam muzyki, chociaż i tak słyszałam jedynie głośnie bicie mojego serca. Aby tam dojechać, trzeba niestety jechać przez las.
Modliłam się żeby wujek nie stracił kontroli na samochodem. Z całych sił próbowałam nie patrzeć za okno, ale nie mogłam się powstrzymać. Z sercem, bijącym szybciej, od galopującego konia, spojrzałam za szybę prawie krzyknęłam. Rozszerzyłam powieki w szoku. Moja broda zaczęła drżeć. W lesie, we mgle, unoszącej się między drzewami stał Slenderman z trzema postaciami u boku. Jak się domyślam, byli to Hoodie, Masky i Ticci-Toby. Każdy z nich miał ubrania we krwi. Mimo tego, iż widziałam ich tylko przez ułamek sekundy i tak ogromnie się bałam, a lęk przejął kontrolę nad moim wewnętrznym "ja".
— Co się stało? — zapytał zaniepokojony wujek. Spojrzałam w jego stronę. Z czoła spływały mi kropelki potu, a mój oddech był szybki i nierówny. Jego twarz była oazą spokoju, który powoli przechodził na mnie, za co byłam wdzięczna Henry'emu. Swoje usta wyginał w niewielkim uśmiechu, a oczami uważnie obserwował drogę przed sobą.
— Nic się nie stało — odparłam nieco nerwowo i odwróciłam głowę w stronę okna. Przez resztę drogi nie zauważyłam już niczego dziwnego.
— Jesteśmy — powiedział wujek, a ja ściągnęłam słuchawki i wyszłam z samochodu. Momentalnie moje płuca, wypełnione zostały wilgotnym, orzeźwiającym powietrzem.
Kupiliśmy dwa czerwone znicze i weszliśmy na cmentarz. Przez pięć minut chodziliśmy pomiędzy nagrobkami, poszukując tego odpowiedniego. Po chwili doszliśmy do nagrobka, na którym napisane było "Świętej pamięci Madie i Peter Morgan".
Położyłam znicze i razem z wujkiem zaczęłam się modlić. Nagle do wujka ktoś zadzwonił. Gdy on z kimś rozmawiał, ja postanowiłam pooglądać porozglądać się po okolicy. Nagrobków wokół mnie było mnóstwo, od całych obładowanych kolorowymi zniczami oraz kwiatami po brudne i zapomniane przez ludzi. Niektóre naprawdę mnie zaciekawiły. Jednym z nich był był szary nagrobek z czerwonym zniczem oraz białymi kwiatami.
Kiedy przeczytałam do kogo należał, pomyślałam, że gały mi wyskoczą.
— Liu Woods?! — Moje zdziwienie było tak ogromne, że nie mogłam wykrztusić żadnych innych słów.
— Słyszałem o tym chłopcu. On oraz jego rodzice zostali zamordowani przez najstarszego syna — powiedział wujek tuż za moimi plecami. Przez chwilę myślałam, że na zawał zejdę.
— Wujku nie strasz mnie tak. — Henry na widok mojej miny zaśmiał się.
— Chodźmy już do domu — dodał po chwili. W pewnym momencie zobaczyłam jakąś postać odwróconą tyłem. Miałam ona w białą bluzę i kaptur naciągnięty na głowę.
— Czy to Jeff? — Przeszło mi przez myśl. Bicie mojego serca momentalnie przyspieszyło. Czy to naprawdę był on? Jeśli tak, to nie głupio z jego strony, że stał sobie w tak widocznym miejscu? Gdybym ja była mordercą, schowałabym się gdzieś i nie wychodziła wcześniej niż zachód słońca, ale co ja tam mogłam wiedzieć o życiu czarnowłosego?
— Okej — powiedziałam na głos i poszłam z wujkiem do samochodu.
Gdy wracaliśmy do domu nawet nie spoglądałam za okno. Myślami byłam zupełnie gdzie indziej.
— Jak to możliwe, że grób Liu znajduje się akurat na tym cmentarzu i akurat w tym mieście? —Zapytałam w myślach. Dziwne było także to, że grób Liu był zadbany i na pewno ktoś go odwiedzał.
— Czy Jeff przychodzi zmienić znicze i kwiaty na grobie Liu? — zapytałam po raz kolejny w myślach. — Przecież Jeff sam go zabił. Dlaczego przychodzi teraz na cmentarz? Może on żałuje tego co zrobił? Może chciałby, żeby jego brat nadal żył? — mówiłam w myślach. Przez całą te sprawę straciłam poczucie czasu, a rzeczywistość stanęła w miejscu.
— Rosallie, masz zamiar nocować w tym aucie? — zapytał wujek, przywracając mnie do porządku.
— Już wysiadam — powiedziałam wybudzona z transu, po czym wyszłam z samochodu.
Weszłam do domu, zdjęłam trampki i kurtkę, po czym poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku, włączyłam telefon i napisałam wiadomość do Sebastiana.
Ja: Co robisz?
Po około dziesięciu minutach odpisał.
Sebastian: Gram w Majora's Mask. Ta gra jest naprawdę dziwna.
Ja: Jak to...? Dziwna? W jakim sensie?
Sebastian: Postacie dziwnie się zachowują, a na dodatek łazi za mną jakaś statua. Trochę to przerażające.
Ja: W takim razie nie graj w tą grę.
Sebastian: Właśnie ją wyłączam, a ty co robisz?
Ja: Nic nie robię.
Sebastian: Musisz coś robić.
Westchnęłam z politowaniem.
Ja: Ej... Mam takie pytanie. Czy słyszałeś może o Liu Woods?
Sebastian: No... Coś tam słyszałem. Został chyba zabity przez brata czy coś takiego, a czemu pytasz?
Ja: A jakoś tak.
Sebastian: Muszę już kończyć, rodzice mnie wołają. Narka.
Ja: Pa.
Wyłączyłam telefon i poszłam się umyć. Po dwudziestu minutach odprężającej kąpieli w wannie wróciłam do pokoju ubrana w piżamę, po czym usiadłam przy biurku, opierając brodę na dłoniach.
— Kurde, nawet Sebastian wiedział coś o Liu. — Byłam załamana tym, że nic nie wiedziałam w tej sprawie. Spojrzałam na kalendarz i westchnęłam głośno. Westchnienie to wypełnione było po brzegi bólem i zirytowaniem. — No super, jeszcze na dodatek jutro jest poniedziałek i muszę iść do szkoły — dodałam.
Marudziłam tak jeszcze z pół godziny aż w końcu położyłam się na łóżku, przytuliłam do poduszki i zapadłam w sen.