0.01. Dwór na Srebrnym Wzgórzu.

1.7K 49 13
                                    

,,Kto buduje wizerunek swojej matki tylko i wyłącznie z marzeń, temu rzeczywistość zawsze przyniesie rozczarowanie.''

Jodi Picoult ,,Zagubiona przeszłość''


Mała dziewczynka siedziała na tarasie w posiadłości swojej matki. Chociaż możliwe jest, że to już jej nieruchomość. Przecież Audrey Edevane nie żyje. Fioletowooka blondynka patrzyła na powoli zachodzące słońce. Dom opustoszał już dobrą godzinę temu. Po pomieszczeniach kręcili się jeszcze służący sprzątający po stypie. Jak na czas, który matka dziewczyny spędzała poza domem, miała nadzwyczaj mało znajomych. Na pogrzebie pojawiła się ich zaledwie garstka. Nie dziwiło to zbytnio dziewczynki, według niej jej matka była zakłamana i zapatrzona w siebie.

Sześciolatka zastanawiała się co teraz się z nią stanie. Może pójdzie do sierocińca lub nagle zaopiekuje się nią jej jakiś nieznany dotąd krewny? Najpewniejszą jednak była opcja numer jeden. Jej rodzina zawsze miała proste drzewo genealogiczne. Nie miało rozgałęzień, co oznaczało brak niespodziewanych krewnych.

W Laketown spędziła całe swoje krótkie życie. Posiadłość Silverhill była jej domem od zawsze. To miasteczko z pewnością nie będzie takie samo bez Edevanów. Rodzina blondynki mieszkała w Laketown od pokoleń. Ród, z którego się wywodziła, założył to małe miasteczko w Kanadzie. Jej przodkowie zbudowali miasto, którego głównym punktem była kopalnia srebra należąca już wtedy do jej rodziny. Patrząc teraz na to miejsce, fioletowooka nie mogła uwierzyć, że to po części zasługa jej rodziny, że jest takie, a nie inne.

Dziewczynka wstała i powoli podeszła do barierki. Widok ze wzgórza, na którym stała posiadłość był niesamowity. Rozlegle tereny leśne otaczające wzniesienie odcinały Silverhill, jak to mawiała kiedyś jej babcia od zgiełku miasteczka. Za to rezydencja górowała złowieszczo nad resztą miasta i było symbolem ich siły i władzy. Jednak co z zewnątrz było dostojne i królewskie, wewnątrz było kruche i słabe.

Podobnie było z Aurorą. Była odcięta od towarzystwa innych ludzi niezwiązanych z jej domem. Od zawsze opływała w luksusach i żyła jak w złotej klatce. Ona wychowywana przez swoje nianie i pokojówki nie miała szansy spotykać się z innymi dziećmi. Miała w życiu tylko jednego przyjaciela, który również ją opuścił. Był jeszcze Thomas, ale on wydawał się od niej powoli odcinać, jak wszyscy inni.

Teraz została sama i nie wiedziała, co ma robić. Ostatnia z rodziny, pozostawiona całkiem sama na pastwę losu. Każdy czekał na jej ruch, na jej najmniejszy błąd, a ona była tylko dzieckiem. Smutnym i samotnym dzieckiem. Nie miała nawet ojca. Nie widziała kim jest, ani czy wie o jej istnieniu. Może jej nie chciał i zdecydował się odejść? Kim była dla obcych, skoro właśni najbliżsi ją zostawiali.

-Wydajesz się być czymś nadzwyczaj przejęta. - Głos rozbrzmiał za plecami dziewczynki, na co ona lekko się spięła. Myślała, że dom jest pusty. Miał być pusty.

-Moja matka nie żyje, jak mogłabym nie być przejęta? - dziewczynka odwróciła się szybko w stronę właściciela głosu. Stał tam starszy mężczyzna w eleganckim garniturze, miał na głowie kapelusz. Można było też zaobserwować, że starzec ma delikatnie połyskujący w świetle wrześniowego słońca monokl.

-Nie wiem, kogo pragniesz oszukać. Oboje wiemy, że nie miałaś zbytnio ciepłych relacji ze swą matką.

-Twierdzenie, że miałam z nią jakiekolwiek relacje, już jest dużym wyolbrzymieniem. To, że mnie urodziła, nie czyni ją matką. Zamiast mnie wychowywać, wolała imprezować i latać na tygodnie mody. - spojrzała na tajemniczego mężczyznę z ukosa.

Lux stellarum nostrarum | Five HargreevesWhere stories live. Discover now