Śmierć nie nadeszła tej nocy.

465 32 39
                                    

Uwaga rozdział zawiera sceny gwałtu oraz  przemoc. Czytacie na własną odpowiedzialność.


,,Ktoś mógł wziąć twoje ciało, wykorzystać je, pobić i potraktować jak śmieć, ale znacznie gorsza od fizycznego ataku jest ciemność, którą coś takiego w tobie pozostawia.''

Tarryn Fisher ,,Ciemna strona''

Pierwszy października zbliżał się wielkimi krokami. Od nocy w której Mendax zaatakował Aurorę w sali astronomii minęły trzy tygodnie. Dziewczyna od tego czasu unikała go jak ognia, widywali się tylko podczas posiłków. Przez nadmiar wolnego czasu coraz częściej zaglądała do sali treningowej. Nie ćwiczyła swoich mocy od bardzo dawna. Ojciec nie przyjeżdżał za często, co skutecznie zniechęcało ją do ćwiczeń.

Nauczyła się wytwarzać światło mimo, że musiała być bardzo skupiona aby to zrobić dopisała to sobie do listy sukcesów. Wszystko było dopięte na ostatni guzik w sprawie urodzin. Nie łudziła się nawet, że ojciec przyjedzie. Ten dzień zawsze spędzał w Akademii z swoimi dziećmi. 

Przez tyle lat widziała ojca z 15 razy, nie dotrzymał obietnicy miał przyjeżdżać raz w miesiącu, ale rozumiała dlaczego wolał Akademię. W chwilach smutku myślała jakby to było gdyby mieszkała znów w Toronto. Czy przyjaźniłaby się z Vanyą? Czy nadal kochałaby Five'a?

Pewnie tak. Pomimo upływu czasu i odległości przyjaźń z Vanyą przetrwała. Nadal czuła coś do zielonookiego bruneta mimo, że złamał jej serce brakiem odpowiedzi na list. Numer Siedem opowiadała jej o każdym z rodzeństwa i z jej wypowiedzi wynikało, że Five stał się samotnikiem. Może gdyby nie wydarzenia z tamtego dnia teraz oboje byliby szczęśliwi.

Dzięki Vanyi dowiedziała się co może się spodobać brunetowi i także kupiła prezent dla niego. Miała nadzieję, że mu się spodoba. Spędziła sporo czasu szukając idealnego modelu. Tak bardzo chciałaby być w miejscu które parę lat temu nauczyła się nazywać domem.

W jej oczach mimowolnie pojawiły się łzy. Natychmiast przetarła oczy dłońmi aby pozbyć się oznak smutku. Nie mogła płakać, jutro ma czternaście lat, powinna być szczęśliwa. Jednak miała złe przeczucia. Nie wiedziała, że czekają ją najgorsze urodziny jej życia.


Five siedział wraz z rodzeństwem przy stole na którego środku stał tort. Jak co roku był niebiesko-biały z cukrowymi podobiznami członków Akademii. Byli ubrani w mundurki, gdyby nie prezenty i brak treningów można by to uznać za dzień jak co dzień. 

Wyjątkowo w tym dniu mogli rozmawiać przy stole. Rozmawiał cicho z Benem który siedział na przeciwko niego. Nagle poczuł szturchniecie z swojej prawej, to musiała być Vanya. Nie rozmawiali za często, sam nie wiedział czemu. Wydawało mu się, że tak po prostu ma być.

-Spotkajmy się po posiłku na dachu. To ważne -wyszeptała mu do ucha, a on pokiwał twierdząco głową.

Kiedy dostali swoje prezenty ojciec opuścił pomieszczenie. Five zauważył, że Vanya wychodzi z jadalni, odczekał chwilę i teleportował się do pokoju aby odłożyć prezent. Następnym co zrobił był skok przestrzenny na dach. Czekał tam na swoją siostrę która przyszła po około 5 minutach.  

Vanya miała w ręku paczuszkę owiniętą w złoty papier i z przyczepioną czarną kokardą. Podeszła do niego, a chłopak zauważył, że była spięta jakby nie chciała tam być. Dziewczyna stanęła przy krawędzi dachu i czekała aż jej brat do niej dołączy.

Lux stellarum nostrarum | Five HargreevesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz