0.42. Ludzie ze Wzgórza i ludzie z doliny.

115 6 0
                                    

,,Kiedy był z nią, jego życie było doskonałe, niczego mu nie brakowało. Wystarczyło, że musiał się z nią pożegnać i jechać do domu, wszystko traciło kolory i sens. Kiedy był daleko tęsknił. Kiedy był blisko nie mógł się nią nacieszyć. To było jakieś szaleństwo''

Anna Górska ,,Nie zapomnę...''

Blondynka poprawiła swoją zieloną sukienkę i na nowo przysiadła na skórzanym fotelu z niskim oparciem. Założyła nogę na nogę i rozsiadła się nonszalancko. Jeszcze przed tym sięgnęła po napełnioną do połowy kryształową szklankę z brandy. Nie obchodziło ją, że jest ranek i jeszcze nic nie jadła, więc picie na pusty żołądek jest złym pomysłem. Skoro on pił, ona też mogła. Reginald ociężale sięgnął po nową szklankę dla siebie.

-Tato, każdy ma swoją cenę. Chce poznać twoją? - dziewczyna zaczęła obracać naczynie w dłoniach. Nie sądziła, że jej propozycja była niemoralna. Reginald sam tak kiedyś postąpił. O swoich działaniach myślała bardziej jako o wykupieni zakładnika z rąk porywaczy niż faktycznym handle ludźmi.

-To znaczy? - staruszek odłożył jeszcze nawet nieupitą porcję alkoholu i popatrzył na nią z zaciekawieniem. Ciekawiło go czy Five zgodził się na jej warunki. Nie było sekretem, że Hargreeves wykupił swoje dzieci za grube pieniądze od ich matek. Nie sądził za to, aby Aurora w takich okolicznościach mówiła o tym tak otwarcie. Wiadomo, jak to wyglądało. Byłoby to pożywką dla mediów. Za każdym razem kiedy świat znów zwróci uwagę na przyszłych państwa Edevane, będzie wysuwany argument, że Five nie kocha Aurory, a jedynie czuje się zobowiązany przy niej zostać.

-Czujesz aktualnie, że masz władzę nad Fivem, bo kupiłeś go od kobiety, która go urodziła. Łożyłeś na niego przez wszystkie te lata. Chce ci się odwdzięczyć i go wyzwolić. - Aurora wstała i podeszła do okna wychodzącego na podjazd. Przez moment miała dziwnie uczucie déjà vu. Sytuacja była niezwykle podobna do tej gdy rozmawiali kilka miesięcy wcześniej w Akademii. Aurora skrzywiła się gdy zobaczyła idącą przez podjazd Jane. Była ubrana bardzo ładnie, jakby szła na jakąś randkę, a nie na spacer jak mówiła niektórym w domostwie. Nikt chyba nie spodziewał się, że idzie na nieoficjalną randkę z Aaronem O'Connellem.

-Nie przyjmę od ciebie pieniędzy. - Edevane odwróciła się do niego i odeszła w kierunku drewnianej wysokiej komody, na której stał złoty stary zegar. Jego tykanie doprowadzało ją do szału. Dźwięczało jej ono w uszach i właśnie to brała za powód swojego ataku złości.

-Jesteśmy w sobie zakochani! Chcemy być razem, a ja wiem, że będziesz nam przeszkadzał! Chce zostać jego żoną i urodzić mu dziecko! Dlaczego nie zrobimy tego po staremu?! Tylko na odwrót... - blondynka nie wiedziała, w którym momencie wzięła do ręki zegar. Wydawało jej się, że w szale złości chciała cisnąć cenny obiekt w głowę Hargreevesa. Wzięła głęboki wdech i odłożyła przedmiot na miejsce. Zdecydowanie w swojej serii krzyków powinna odpuścić sobie fragmenty o dziecku. Na pewno nie spodobały się one ojcu.

-Czy ty...? - Nie dała mu dokończyć. Zrobiła coś, co go zaskoczyło. Nie sądził, że będzie się w stanie tak upodlić dla kogokolwiek. Odebrała sobie tym odrobinę godności. Pokazała, że ma do niego autorytet i uznaje jego przewagę. Klęczała na drewnianym parkiecie, który wbijał się w jej skórę dość boleśnie. Miała spuszczoną głowę i wystawiła swoją dłoń tak, aby mógł chwycić gdyby dał jej błogosławieństwo.

-Oddaj mi jego rękę. Obiecaj mi go na małżonka. Wiesz przecież, że tak musi być. - Aurora czuła się jak mała dziewczynka, która zrobiła coś złego. Była skruszona, bo postanowiła zdać się na jego łaskę. Brawura, która wyszła z niej chwilę wcześniej, zdecydowanie jej zaszkodziła, a przynajmniej tak sądziła. Było jej przykro, bo czuła, że od tego czy się ukorzy, zależy nie tylko jej szczęście, ale i to Five'a.

Lux stellarum nostrarum | Five HargreevesWhere stories live. Discover now