0.36. Płonący stos.

128 6 0
                                    

,,Ale wszyscy wiedzą, że niezdrowo jest zbyt długo zajmować się niszczeniem szkodników. Można posmakować własnej trucizny.''

Jo Nesbø ,,Człowiek nietoperz''

Mimo że była niedziela w Silverhill panował niezwykły ruch. Wszyscy pracownicy przygotowywali wielką jadalnię, na pierwsze oficjalne Święto Dziękczynienia od wielu lat. W całym tym zamieszaniu umknęło wszystkim wiele rzeczy. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że Aurora jest cała podrapana i poobijana. Puścili też mimo oczu to, że wrócili do domu po imprezie, wręcz się zataczając. Nikogo nie obchodził również fakt, że tego październikowego dnia do srebrnego dworu wprowadza się kolejny Crain.

O godzinie trzynastej w holu stał Diego w towarzystwie Klausa i Samuela. Tamten ostatni nie był do tego skory, ale jego chłopak wyraził się dostatecznie jasno, że chce poznać ,,nową siostrę''. Nie wiadomo skąd wziął worek konfetti, ale to Klaus i po nim można było się wszystkiego spodziewać. Craina coraz bardziej korciło, aby wypaplać, co jego siostrzyczka ma za uszami.

Drzwi się uchyliły i Numer Cztery myśląc, że to Jane rzucił we wchodzących garść konfetti, które nie zostało wykorzystane na balu. Złote błyszczące papierki poleciały na Five'a, który właśnie wracał z Aurorą ze spaceru po lesie. Konfetti utknęło w jego włosach, sprawiając, że wyglądał co najmniej śmiesznie. Aurora weszła zaraz za nim, poprawiając swoją lekko pomiętą i zapiętą krzywo koszulę w kolorze błękitnym. Dało się też na pierwszy rzut oka zauważyć, że spódniczka jest odrobinę przekrzywiona i na pewno nastolatka nie wyglądała tak, wychodząc z domu. Przez to wszystko ich spacer nabierał całkowicie innego wydźwięku, ponieważ wszyscy, którzy wiedzieli jaka relacja ich łączyła, byli świadomi, co wydarzyło się w lesie.

-Co to ma być? Przyjęcie niespodzianka? - zielonooki ze złością w swoim obłędnym spojrzeniu, wyciągał złote kawałki papieru. Jego dobry humor po chwilach przyjemności spędzonych z Aurorą minął w momencie, w którym zobaczył swoje rodzeństwo. Czasami zastanawiał się jakby to było gdyby już teraz on i Aurora zostali małżeństwem. Według Thomasa w wieku szesnastu lat mogą już legalnie wziąć ślub za zgodą rodziców. To był jedyny zgrzyt tego planu. Myśleli o tym dużo w ubiegłym tygodniu i planowali nie czekać z powiedzeniem ojcu o nich. Jeśli się nie zgodzi na ich związek, Ridley ma pomóc złożyć Five'owi petycję sądową o emancypację. Edevane nie musiała robić takich, rzeczy, ponieważ ostatnio podczas przeszukiwania domu w poszukiwaniu solariańskich bransolet, znalazła umowę podpisaną przez jej babcie i Reginalda. Ich ojciec nie miał prawa podejmować za nią żadnych kroków, które mogłyby szkodzić reputacji i obopólnemu przedłużeniu linii rodowej Edevanów. Nie może tego robić od kiedy ma szesnaście lat, to znaczy od tygodnia. Takie decyzje miał prawo podejmować jedynie Thomas, aż do jej pełnoletności i również za pisemną zgodą dziedziczki. Nie wiadomo było co miał w głowie Reginald, podpisując umowę z takim kruczkiem, ale wpakował się na minę.

-Bardziej komitet powitalny. - Klaus, który o dziwo wczorajszej nocy wypił najmniej, od samego rana tryskał energią. Od kiedy przestał brać i brał udział w teleterapii ze swoim psychologiem z Toronto, czuł się jak odmieniony. Wczorajszego dnia po raz pierwszy od niepamiętnych mu czasów był w stanie odmówić zapalenia sobie blanta z jednym z chłopaków z chóru. W pozostawaniu w trzeźwości pomagał mu też Sam i chłopak nie wiedział, co by bez niego zrobił.

-Nie dla ciebie. - Diego skrzywił się gdy zobaczył, jak dłoń zielonookiego schodzi powoli w dół pleców Edevane. Zacisnął mocno pięści, ale jego wyraz twarzy przybrał dawny kamienny spokój. Kochał i wielbił Jane. Była śliczna, zabawna i nieprzeciętnie inteligenta, ale to nie było takie proste. Aurory nie dało się tak po prostu pozbyć z myśli. Odziedziczyła swoją jebaną urodę po istotach, które uznano za bogów. Chyba jako jeden z niewielu osób wiedział kim tak naprawdę są Edevanowie. Podsłuchał raz rozmowę między parą zakochanych, ale nie zamierzał tym szkodzić Aurorze. Jakoś nie mógł tego zrobić, mimo że go skrzywdziła. Nawet jeśli już nie tak często, nadal wyobrażał sobie siebie na miejscu Numeru Pięć. Jakby to było gdyby tamtego dnia ona zakochałaby się w nim, a nie w brunecie?

Lux stellarum nostrarum | Five HargreevesWhere stories live. Discover now