0.37. Rodzinne korzenie sięgają głęboko.

101 3 0
                                    

,,Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób.''

Lew Tołstoj ,,Anna Karenina. Tom 1''

Thomas czytał spokojnie Toronto Star, popijając swoją ulubioną herbatę z mlekiem. Naprzeciwko niego siedział Reginald, robiąc praktycznie to samo. Jedyną różnicą było to, że Hargreeves czytał The Globe and Mail i popijał zwykłą herbatę bez cukru. Cisza była wręcz kojąca dla ucha. Oboje byli w dobrym humorze po wczorajszym Święcie Dziękczynienia. Mimo ich wszystkich obaw minęło ono bez żadnych komplikacji. Nagle do pomieszczenia wszedł jeden z pracowników.

-Poczta Panie Ridley. Pańska poczta jest w gabinecie Panie Hargreeves. - mężczyzna położył srebrną tackę z listami na stoliku kawowym. Niebieskooki kiwał mu w podziękowaniu głową. Zaczął przeglądać białe koperty do niego zaadresowane. Większość z nich była od jego znajomych, którzy najprawdopodobniej wysłali mu życzenia z okazji Święta Dziękczynienia. Ostatnia koperta była szara i miała fałszywego nadawcę. Dobrze znał Alana Craiga. Sam wymyślał to nazwisko dla jednego ze zaufanych ludzi.

-Nareszcie. Mam informacje od jednego z moich kontaktów. Znalazł osobę, która może wiedzieć dużo o rodzinie O'Connell. - przejeżdżając wzrokiem po tekście, wyłapał z niego najważniejsze informacje. Już miał plan jak wymigać się od tego wyjazdu. To już nie jego lata, żeby spędzać kilka godzin w samolocie. Nawet prywatnym i pełnym udogodnień. Postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. On zostanie w swoim ciepłym pokoiku, a Aurora wyjedzie na kilka wspólnych dni z Fivem.

-Świetnie. Powinniśmy tam pojechać. - Reginald złożył gazetę w pół i odłożył ją na stolik. Jemu również nie chciało się nigdzie jechać. Dopiero wczorajszego ranka wrócił z prawie tygodniowej delegacji w interesach. Nie śniły mu się kolejne loty odrzutowcem i przejazdy samochodami. Robił sobie wolne na co najmniej kilka dni. Tylko drobne sprawy, które może załatwić w przeciągu kilku godzin. Może też wznowi treningi Akademii.

-Sądzę, że Aurora powinna jechać. To będzie jej osobista zemsta na Aaronie jeśli wszystko się powiedzie. - Informacje, które mają możliwość pozyskać, mogą przeważyć o tym, co stanie się w miasteczku. Mieszkańcy wiedzieli, że większość terenów niezamieszkanych w Laketown należy do Edevanów. Jeśli ktoś chce kupić jakiś teren, zazwyczaj przychodzi, aby dogadywać się z rodziną na wzgórzu. Jedyny spory płat ziemi należał do O'Connellów. Wiadome było, że konkurencyjna rodzina miała chrapkę na teren Aurory. Ponieważ prawie całe miasto ich nienawidziło, wykurzenie ich to raczej kwestia czasu.

-Nawet jeśli pojedzie, to chyba nie puścimy jej samej? - Reginald miał zamiar zgodzić się na wszystko, byleby to nie on musiał jechać. Nie chciał jednak puścić Aurory samej. Martwił się o nią. Wiedział, że jego córka jest potężna, ale zamierała w chwilach strachu. Na początku myślał o Lutherze, ale później zrozumiał, że tamten nienawidzi blondynki. Obawiałby się, że gdyby dał im wolną rękę, to jedno nie wróciłoby z tego wyjazdu. Prawdopodobnie ubyłoby mu jednego syna.

-Może któryś z twoich synów. Chyba oczywistością jest to, który z nich powinien pojechać. Luther i Diego za nią nie przepadają. Oboje wiemy, jaki jest Klaus. Ben ostatnio nie jest w odpowiednim nastroju i ma opory przed używaniem swojej mocy. Jedynym odpowiedzialnym wyborem jest Five. Jest najlepszy ze swojego rodzeństwa oraz on i Aurora są dobrymi przyjaciółmi.

-Niech będzie. Ty przekaż to Aurorze mnie goni czas. Muszę jechać do Hamptonów i porozmawiać o związku Numeru Siedem i ich syna. - staruszek wstał i wyszedł z pomieszczenia. Słyszał, że związek jego córki i młodego Hamptona kwitł w najlepsze. Byli jak papużki nierozłączki. Był gotowy zaproponować Hamptonom brunetkę na ich przyszłą synową. Ridley wezwał do siebie Mildred i polecił przyprowadzić jej zakochaną parę. Po kilku minutach w pokoju zawitali Aurora i Five.

Lux stellarum nostrarum | Five HargreevesWhere stories live. Discover now