0.41. Zniknął, jakby nigdy go nie było...

122 4 3
                                    

,,Taka jest okrutna prawda o świecie. Ludzie są złośliwi, niewdzięczni i mają w nosie twoje dobre chęci, a każdy dobry uczynek wróci do Ciebie jak bumerang, waląc cię prosto w naiwny łeb.''

Agata Mańczyk ,,Pierwsza noc pod gołym niebem''

Samuel wysiadł z samochodu przed samym wejściem do sadu O'Connellów. Kierowca szedł za nim, trzymając przy jego plecach naładowaną broń. Dwudziestolatek nie miał więc zbytniego wyboru czy iść, czy nie. Szli powoli dróżką między drzewami, które wyglądały pięknie o tej porze roku. Coś jednak w ich wyglądzie napawało go niepokojem i sprawiało, że myślał już o najgorszym. Z jednej z gałęzi obserwowała go para czarnych jak noc kruków. Krakały one zwiastujący jego rychłą śmierć.

Crain nigdy nie pomyślał, że zginie w taki sposób. Wiedział, że jego rodzina jest inna od pozostałych. Wiedział, że jest pełna jadu, nienawiści i goryczy, ale chęć mordu była czymś innym. Nie towarzyszyła nawet najbardziej dysfunkcyjnym rodziną. Jego rodzice zawsze starali się chronić jego i Jane przed tą częścią rodziny. Teraz widział tego powód. Od zawsze to oni pociągali za sznurki. W tej dramatycznej scenerii przyszedł mu na myśl pomysł, że może śmierć jego rodziców wcale nie była wypadkiem.

Pod jednym z drzew czekał na niego ubrany w czarny płaszcz Aaron O'Connell. Zerkał co chwilę na zegarek, dopóki nie dostrzegł ich z oddali. Jego zniecierpliwiona mina zmieniła się w jednym momencie na zobojętniałą. Jego oczy skanowały swojego krewniaka podejrzliwie i z łatwą do zobaczenia pogardą. Siostrzeniec sprawował mu kłopoty od początku i dziś planował to zakończyć. Może bez wpływu swojego brata Jane się opamięta. Taki potencjał w postaci wyglądu nie może się zmarnować tylko do nędznego dobra. Gdyby tylko miała rozum, zdecydowałaby się wycisnąć od rodziny ze wzgórza jak najwięcej.

-Mój kochany siostrzeniec! Jak się masz Samuelu? - Aaron otworzył szeroko ramiona i wyglądał, jakby chciał go uściskać, ale w rzeczywistości tak nie było. Tak naprawdę była to demonstracja siły i pokazanie prawdopodobnego losu. Mężczyzna miał dłonie odziane w czarne skórzane rękawiczki, a w swojej lewej dłoni trzymał podobny pistolet do tego, który posiadał fałszywy taksówkarz.

-Zostałem porwany, jak mam się mieć? - Samuel nie dał się złamać. Ni e da mu tej chorej satysfakcji. O'Connell nie tego się spodziewał. Sądził, że pojawią się błagania i płacz jak to było zawsze z tak młodymi ludźmi. Zabił ich już wielu, lub zlecał ich śmierć. Zawsze było tak samo. Crain jednak nie wykazywał żadnej schematyczności. Był poważny i czterdziestolatek stwierdził, że faktycznie mógł go nie docenić.

-Więc świetnie. Pamiętasz naszą kolację we wrześniu? Może to jeszcze przemyślisz? - tamten wieczór był obsiany dziwną atmosferą. Pierwsze spotkanie po latach było sztywne i nie poszło po myśli gospodarzy. Jane już była z inwigilowana, ale Samuel odmawiał. Alice twierdziła, że w końcu go złamią. Każdy miał jakieś słabe punkty. Sądzili, że jest nimi Jane, ale najwidoczniej się mylili. Może to był czas, aby ugryźć to z innej strony?

-Mam namówić Jane do przestępstwa? Nie wydaje mi się. Poza tym nie mam już wstępu do Dworu. - Sam skrzywił się nieznacznie. Tak naprawdę nie miał już nic do stracenia. Klaus go nienawidził, a jego mała siostrzyczka widziała w nim wroga, który w każdej chwili może ją zdradzić. Aurora i Hargreevesowie tylko udawali przyjaciół, był tego pewien. Choć w blondynce pokładał większe nadzieje i akurat w jej dobre serce dałby radę uwierzyć.

-To nie problem. Daję ci ostatnią szansę. Jesteś mądry i wiem, że wiesz co zrobić. - Aaron podszedł do niego i złapał go za podbródek. Wyglądał całkowicie jak jego matka. Cristal zawsze go w jakiś sposób pociągała podobnie jak Jane. Sam też był ładny jak na mężczyznę, ale nie mógł nie zwracać uwagi na jego skórę. U Jane i jej matki był to atut. U chłopaka za to Aaronowi przypominało to tylko o jego wenezuelskich parszywych genach.

Lux stellarum nostrarum | Five HargreevesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz