— Wydawało mi się, że zrozumiałeś — zabrzmiał donośny, niski głos. — Dusze tych dzieci miały należeć do mnie.

Ciało mężczyzny przesunęło się po ziemi, znikając w jednym z kłębów. Przez chwilę panowała kompletna cisza. Jakby znajdowali się w miejscu wyrwanym z czasu i przestrzeni. Sebastian bezskutecznie próbował wyswobodzić się z uścisku ciemności.

— Chodźcie tu! — Elizabeth wskazała sierotom miejscu u swego boku.

Nim zdążyli przebiec dzielące ich kilka metrów, drogę zagrodził im zakrwawiony, krótko ścięty brunet. Lewą dłonią zatykał krwawiącą ranę, w drugiej dzierżył srebrny nóż, którego ostrze pokryte było błyszczącymi fioletowym blaskiem literami nieznanymi żadnemu z czwórki obserwatorów. Zanim dziewczyna zdążyła zareagować, oprawca zanurzył ostrze broni w ciałach dwójki jej przyjaciół.

— Nie! — wydała z siebie rozpaczliwy jęk.

Chciała się na niego rzucić, ponownie stracić kontrolę i rozszarpać na strzępy jego plugawe mięso. Czuła jak w ułamkach sekund wzbiera w niej ogromna wściekłość, powoli przejmująca kontrolę nad ludzkim naczyniem, którym dla niego była.

— Panienko, nie! — Słyszała w oddali echo głosu Sebastiana.

Zatracała się, kiedy nagłe szarpnięcie wyrwało ją z szaleńczego transu. Otworzyła oczy i wbiła zaskoczone spojrzenie w trzymającego ją młodego mężczyznę w czerwonym płaszczu nonszalancko opadającym na jego ramiona. Krwiste włosy niemal zlewały się z ubraniem, tworząc poświatę, w której centrum lśniły limonkowe tęczówki jego oczu przypatrujące się z zaciekawieniem poprzez szkła oprawionych szkarłatem okularów. Sprawiał wrażenie kogoś niezrównoważonego.

— Puszczaj mnie! — rozkazała, próbując wyszarpnąć się z uścisku.

Shinigami zaśmiał się idiotycznie i rozluźnił uchwyt, pozwalając by uderzyła o twarde podłoże.

— Grell! — zawołał Sebastian, tonem nieznoszącym sprzeciwu, sugestywnie spoglądając na wstęgę ciemnej mgły wijącą się wokół niego.

— Sebuś, słonko! Tak cudownie wyglądasz skrępowany tą potworną ciemnością. A kysz, a kysz, potworo! Zostaw mojego ukochanego! — jęczał, wymachując Kosą Śmierci.

W końcu zamachnął się porządnie, przecinając mgliste więzy, które rozpłynęły się w powietrzu z cichym syczeniem przypominającym spalany papier. Demon rozejrzał się podejrzliwie, naprężając mięśnie w gotowości do walki. Czerwonowłosy Shinigami stał obok niego, ponętnie kręcąc biodrami, pajacując, jak zwykł robić zawsze. Elizabeth stała tuż za nim, z niedowierzaniem przyglądając się jego zachowaniu. Nie dalej niż dziesięć metrów od nich jasnowłosy chłopak, ubrany w czarny garnitur, przypierał zabójcę do ziemi swoją nietypowo wyglądającą bronią. Pochylił się nad ciałami dwójki świeżo zabitych chłopców i niezadowolony pokręcił głową. Podniósł się z kolan, podejrzliwie powiódł wzrokiem po drżącym ciele śniadego chłopca i uśmiechnął się do niego serdecznie.

— Tobie i tak miało się dzisiaj upiec — powiedział radośnie i kiwnął ręką, nakazując dziecku, by pobiegło w kierunku dziewczyny.

Seth bez chwili zwłoki popędził do szlachcianki, zatrzymał się tuż przy niej i osłupiały spojrzał pełnymi przerażenia, jasnożółtymi oczami na koleżankę.

— Ben Muller i Ben Thacker, urodzeni dziewiętnastego października oraz dwudziestego pierwszego maja tysiąc osiemset osiemdziesiątego pierwszego roku w Londynie. Data śmierci: pierwszy stycznia tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego siódmego roku, 5 minut po północy — Shinigami odczytał informacje zawarte na kartce, którą wyciągnął z kieszeni czarnych, eleganckich spodni. — Panie Sutcliff, mamy problem — dodał, nie ukrywając irytacji.

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaWhere stories live. Discover now