Tom II, Rodział VIII

902 102 37
                                    

Nie zapomniałam dodać rozdziału! Brawo ja! Cześć mi i chwała xD.

Atmosfera w salonie była tak gęsta, że można było kroić ją nożem. Szczęśliwie, nikt takowego nie posiadał, mogłoby się to skończyć prawdziwym, krwawym problemem. Hrabina nie przebierała w słowach, co chwilę krytykowała hrabiankę i jej kuzyna, nie szczędząc obelg nawet japońskiej księżniczce, która nieprzeciętnie dobrze znosiła nienawistne słowa kobiety. Obrywało się wszystkiemu i wszystkim. Dekoracje były zbyt krzykliwe, pomieszczenie niewystarczająco czyste — co nie było możliwe, ponieważ sprzątał je sam wysłannik piekieł, do cholery! — obiad zbyt późny, a powietrze zbyt suche. W pewnym momencie nawet szlachcianka przestała skupiać się na potoku słów wypływającym z ust kobiety. Zaczynała rozumieć chłopięcą obojętność żywiąc szczerą nadzieję, że jeszcze tego dnia uda jej się spędzić trochę czasu z kuzynem bez ciągłego nadzoru tyranizującej go opiekunki.

Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na posiłek. Kiedy Sebastian wszedł do pokoju, oczy zebranych skupiły się na jego smukłej, niezwykle eleganckiej sylwetce.

— Obiad jest już gotowy, serdecznie zapraszam — powiedział z uroczym uśmiechem.

Goście usiedli na wyznaczonych miejscach. Trójka służących wyglądało dużo bardziej elegancko, niż hrabianka mogłaby się spodziewać. Była pewna, że nie uniknie uszczypliwych komentarzy ciotki, gdy ta dowie się, z kim przyszło jej spożywać świąteczny posiłek, jednak osobiście była z nich naprawdę dumna. Eleganckie stroje, maniery i uśmiechy na twarzach. Minęły już dobre dwie minuty, a żadne z nich nie wybuchło niekontrolowanym śmiechem.

— Pieczony indyk z nadzieniem bakaliowym, otoczony gotowanymi warzywami. Ziemniaki zapiekane w ziołach, sos żurawinowy z najwyższej jakości owoców wychodowanych w naszej szklarni, których osobiście doglądałem. — Sebastian zaprezentował potrawę, po czym nalał do szklanek wszystkich zebranych, z wyjątkiem chłopca, czerwonego wina.

Odsunął się i stanął w rogu pomieszczenia.

Hrabina sceptycznie rozejrzała się po stole jednak, gdy spróbowała przygotowanych przez demona specjałów, zupełnie zapomniała o wszelkich złośliwościach, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, który przerażał bardziej, niż wrogie spojrzenie, do którego zdążyli już przywyknąć. Elizabeth prawie nie tknęła posiłku, na szczęście uszło to uwadze wszystkich, z wyjątkiem stojącego w oddali lokaja. Patrząc na niego poczuła delikatne ukłucie. Zdawała sobie sprawę, że jako kamerdyner nie może uczestniczyć w uroczystości, a także, że branie w niej udziału nie sprawiłoby mu żadnej przyjemności. Nic, co znajdowało się na stole nie było w stanie zaspokoić jego głodu, dostarczyć przyjemnych wrażeń. Mimo wszystko — było jej go żal. Pewnie przez jej własną empatię, ale zdawało się, że on sam nie czuje się komfortowo obserwując z boku zabawę zebranych.

Szlachcianka powadziła neutralne dyskusje na tematy, które nie miały prawa wywołać oburzenia wciąż myśląc o swoim kamerdynerze. W końcu przeprosiła gości i wstała od stołu. Kiwnęła na czarnowłosego i zniknęła za drzwiami. Lokaj posłusznie udał się za nią aż do samej kuchni. Dopiero tam fioletowowłosa zatrzymała się i obróciła w stronę służącego, dokładnie przyglądając się jego twarzy.

— Przepraszam

— Za co przepraszasz, panienko? — zdziwił się.

— To nie powinno tak wyglądać. Nie powinieneś, jako jedyny, samotnie stać z boku i patrzeć jak się bawimy... — wyjaśniła skrępowana.

Mężczyzna popatrzył na nią z rozbawieniem.

— Ależ panienko, to mój obowiązek, jako twojego lokaja. Byłoby hańbą, gdybym...

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaWhere stories live. Discover now