Tom II, Rozdział XIX

807 83 39
                                    

Seth przysunął płomień zapałki do końcówki papierosa. Hrabianka wzięła głęboki oddech przez filtr, zamknęła oczy i skupiła się na trzymaniu powietrza wewnątrz. Po chwili niesamowicie zakręciło jej się w głowie. Wypuściła powietrze i chwyciła dłonią oparcie kanapy. Kiedy świat wokół niej przestał wirować, potęgując uczucie delikatnego upojenia alkoholowego, a szary kłąb rozpłynął się w powietrzu, popatrzyła na siedzącego obok niej rówieśnika z pytającą miną.

— I jak? — zapytała.

Nie wiedziała, co oznaczał ich brak odpowiedzi. Rozejrzała się, szukając w wyrazach twarzy kolegów odpowiedzi, ale przez łzy, którymi wypełniły się jej podrażnione od dymu oczy, ledwo dostrzegała ich rysy.

— No powiecie coś? — warknęła i intuicyjnie zaciągnęła się po raz kolejny.

— Wy-wygrałeś Seth... — przyznał Benny z nieukrywanym niedowierzaniem.

— Trzymaj, w nagrodę możesz napić się poza kolejką. — Czarnowłosy podał szlachciance butelkę, z której ta ochoczo upiła odrobinę rudego płynu.

— Myślałem, że to trudniejsze. I smaczniejsze — powiedziała, patrząc na żarzący się koniec tytoniowego skręta.

— Daj. — Ben wyciągnął rękę w jej stronę.

Rozchylił palce, robiąc miejsce na papierosa. Dziewczyna odchyliła się, straciła równowagę i nieomal upadając na podłogę, przekazała mu tlącą się cygaretkę.

Znów rozmawiali, śmiali się i wygłupiali. Zapominając o świecie, o problemach i o czasie. Nie miało znaczenia, że raptem kilka metrów niżej byli jedynie sierotami porzuconymi na pastwę losu. W tej chwili, w tym miejscu byli czwórką znajomych, oddających się dorosłym przyjemnościom, niczym nie różniąc się od zwykłych chłopców.

— Eddy, miałeś kiedyś dziewczynę? — zapytał Benny, przez chwilę powstrzymując się od czkawki, która zaczęła męczyć go kilka minut temu, dając reszcie powód do drwin.

W miarę jak ubywało alkoholu zarówno pytania jak i odpowiedzi stawały się coraz dziwniejsze, głębsze i idiotyczniejsze zarazem.

— Nie — odparła szlachcianka, śmiejąc się pod nosem. — Jestem dziewczyną, nie chcę mieć dziewczyny. Chcę faceta. Z prawdziwego zdarzenia. Silnego, męskiego, przy którym będę się czuć bezpiecznie. Kogoś jak Sebastian. I musi umieć robić salta —pomyślała otumaniona procentami. — A któryś z was?

— Nie. Jesteśmy tu długo. To znaczy ja i Benny. Seth przybył niedawno, ale wcześniej też nie miał łatwo — Ben popatrzył na nią poważnie.

— A chciałbyś mieć? Jak powinna wyglądać twoja wybranka? — ciągnęła zaintrygowana.

— Musi być szczupła i dobrze wychowana, ale nie może być taką pannicą jak te wszystkie ze szlachty. Musi być spoko babką. I brunetką o niebieskich oczach. Albo blondynką. Nie ważne — tłumaczył coraz bardziej ginąc pośród marzeń.

— Mi by wystarczyło, żeby była kobietą — jęknął przysypiający w fotelu Benny, przenosząc głowę z jednego oparcia na drugie.

Po chwili słyszeli już tylko głośne chrapanie. Jego imiennik także powoli zasypiał, kuląc się na kapanie. Wypili więcej niż pozostała dwójka i wyraźnie nie działało to na nich najlepiej.

— A ty? — zapytała Elizabeth, wbijając mętny wzrok w twarz ciemnowłosego kolegi.

Opuścił głowę i wyciągnął dwa papierosy z paczki. Przyjrzał się zawartości butelki — zostało około jednej trzeciej trunku.

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang