Tom II, XXVI

189 18 6
                                    

Ostatnimi zajęciami tego dnia było wychowanie fizyczne. Tego dnia: prosta gra polegająca na uderzaniu w przeciwnika piłką, jednocześnie unikając otrzymania ciosu. Dwie drużyny, dziesięć pocisków i mnóstwo biegania. Młodzież, w szczególności chłopcy, potrzebowali takich zajęć. Czegoś, co pozwoliłoby im pozbyć się nadmiaru energii, pod kontrolą opiekuna, by uniknąć niebezpiecznych sytuacji.

Wszyscy zgodnie milczeli na temat wydarzenia sprzed kilku godzin. Bali się narażać nowemu nauczycielowi, nie chcieli przysparzać kolegom dodatkowych zmartwień. Zarządca nie powinien się o tym dowiedzieć. To odbiłoby się na wszystkich, sensowniej było więc milczeć.

Półtorej godziny zażartej rywalizacji wycisnęło z chłopców mnóstwo potu, jednocześnie uspokajając nerwy. Ostatnie minuty dzielące ich od wolności wreszcie upłynęły. Zmęczeni rozeszli się do swoich sypialni, gdzie oczekiwali na kolację.

Elizabeth wpadła do pokoju jako pierwsza. Szybko zmieniła ubranie, nim współlokatorzy zdążyli do niej dołączyć. Uniknęła problemu z przebieraniem się przy nich. Pod tym względem miała niesamowite szczęście. Zdawało jej się, że odkąd Seth poznał tajemnicę, pomagał jej w subtelny sposób, wszak jakież było prawdopodobieństwo, by ani razu nie przyłapali jej w sytuacji obnażającej prawdę?

Współlokatorzy dołączyli od hrabianki, przebrali się i całą czwórką usiedli przy stole. Do kolacji zostało niecałe pół godziny. Byli zmęczeni po całym dniu.

— Po kolacji idę spać, jestem kompletnie padnięty — jęczał blondyn, pokładając się na stole.

Wyciągnął ręce i delikatnie stukał krótkimi paznokciami w blat, wybijając rym ulubionej przyśpiewki. Benny siedział naprzeciwko niego, podpierając głowę na dłoni. Spoglądał bezmyślnie w pęknięcie na ścianie.

— Seth, czy oni wiedzą? — Dziewczyna zwróciła twarz w stronę śniadego nastolatka uporczywie skubiącego lakier z kantu stołu.

Przez chwile chłopak zdawał się jej nie słyszeć całkowicie pochłonięty dziecinną zabawą. Dopiero po kilku minutach nieznośnego oczekiwania podniósł głowę i spojrzał łagodnie w zaszklone, błękitne oczy, których rozszerzone źrenice delikatnie drżały targane niepokojem.

— Oczywiście, że wiedzą. Wszyscy już wiedzą — odparł z lekkością, posyłając jej uspokajający uśmiech.

Twarz dziewczyny zalała się rumieńcem, tworząc szkarłatny parkiet, na którym złość i niedowierzanie tańczyły namiętnie, w pełni ukazując gorejący wstyd. Nagle spojrzała nerwowo w stronę szyby. Poderwała się z krzesła, trącając kolanem blat, i podbiegła do okna, otwierając je na oścież.

~*~

— Ci dwaj, panie Sutcliff — oświadczył młody blondyn, wskazując palcem jedno z okien sierocińca. Po drugiej stronie szklanej tafli siedziała czwórka chłopców.

— Rozumiem. Nic ciekawego — odparł czerwonowłosy, krzywiąc się z niezadowoleniem. — Nie lubię zabierać dzieci, na dodatek chłopców. Dlaczego Will mi to robi? Tak bardzo chciałbym odebrać duszę jakiejś śpiewaczki operowej! Ach, cóż to byłoby za widowisko! — narzekał, jednak po chwili, jego biadolenie zmieniło się w kolejną fantazję.

— A ja chciałbym zdążyć na imprezę działu kadr... — burknął Ronald, opierając się na rękojeści swojej kosy.

Obaj Bogowie Śmierci byli znużeni kilkudniowymi obserwacjami dwójki chłopców, których życie nieubłagalnie zbliżało się do końca. Nie było pewności, że złodziej dusz przyjdzie właśnie po nich, jednak William wyraził się jasno — mają ich pilnować, zabrać dusze i pozbyć się złodzieja. Nie obchodziły go plany podwładnych, liczyło się jedynie wykonanie zadania. Honor Shinigami nie mógł zostać splamiony czymś tak obrzydliwym jak kradzież. Spears czuł, że za wszystkim musiał stać demon – cholerne plugastwo, którego szczerze nienawidził.

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaWhere stories live. Discover now